Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Towarzysz komisarz Radamacher może być uczestnikiem spisku antypaństwowego. Zamordowanie bezpośredniego przełożonego jasno sugeruje taką możliwość. Jeżeli tak jest, w warunkach, jakie stworzyłem, na swego zastępcę zaproponuje zaufanego członka tego spisku. - Przecież to czyste wariactwo! - Zdrada jest odmianą szaleństwa. Przynajmniej w mojej prywatnej opinii, choć mogłaby ona zostać użyta do obrony przed ludowym trybunałem. Genevieve będąca zazwyczaj wzorem opanowania syknęła: - Oskarżenie jest wariactwem, nie powód! - Tak? - Cachat tym razem naprawdę wzruszył ra mionami. I dopiero ten ruch pokazał, jak dobrze są umięśnione, mimo że Cachat był raczej drobnej budowy. Oglądając hologram, nie sposób było się tego domyślić, choć należało się spodziewać, że ktoś taki był również fanatykiem sprawności fizycznej. Cachat był nie tyle muskularny, ile żylasty, ale nie ulegało wątpliwości, że kwestią własnej kondycji fizycznej i siły zajął się równie bezwzględnie i skutecznie jak każdym innym problemem. - Większość przelotu ze stolicy poświęciłem na zapoznanie się z dostępnymi informacjami na temat tego, co wydarzyło się w tym sektorze przez ostatnich dziesięć lat - oznajmił spokojnie. - I jedna rzecz jest oczywista: właściwy stosunek personelu floty i Urzędu Bezpieczeństwa nie jest tu zachowywany. Najlepszy dowód stanowi zresztą pani zachowanie. Dlaczego oficera Ludowej Marynarki obchodzi to, jak Urząd Bezpieczeństwa postępuje wobec własnych funkcjonariuszy? Chin przez moment nie odpowiadała, a potem w jej oczach rozbłysło coś zimnego i Ogilve jęknął w duchu. Genevieve Chin dostawała ataków furii niezwykle rzadko, ale gdy już do tego dochodziło, konsekwencje przestawały się dla niej liczyć. Wiedział, że tym razem będzie podobnie, a miała do czynienia z maniakiem, który aresztowałby kota za miauczenie. - Ty arogancki dupku! - Chin nie krzyczała, ale jej głos ociekał pogardą i lekceważeniem. - Tylko zasrany gryzipiórek, który nigdy nie wąchał prochu, może być przekonany, że w czasie walki da się utrzymać wszystko w zgodzie z regulaminem. Wytłumaczę ci coś, gówniarzu: kiedy grupa ludzi jest razem, przez lata wspólnie zagląda śmierci w oczy i walczy z przeciwnościami, nie mogąc liczyć na niczyją pomoc, rodzi się między nimi więź i to, jaki noszą mundur, przestaje mieć znaczenie, bo ważne jest nie to, że to znienawidzony ubek, ale... Uprzywilejowani, bo siedzący oficerowie UB, słysząc to, zaczęli protestować, a dwaj ze stojących pod ścianą ruszyli w stronę Chin. Ta odruchowo przyjęła pozycję obronną w półprzysiadzie... Łup! Ogilve podskoczył podobnie jak pozostali, słysząc ten donośny a niespodziewany huk. Cachat bowiem walnął otwartą dłonią w blat biurka, co zabrzmiało jak wystrzał. A na jego twarzy po raz pierwszy pojawił się jakiś wyraz. Była to wściekłość. Nie na admirał Chin, ale na obu oficerów UB, którzy chcieli do niej podejść. - Otrzymaliście jakiś rozkaz? - spytał wolno i wyraźnie. Obaj oficerowie spojrzeli na niego zaskoczeni. - Dostaliście jakiś rozkaz!? Pospiesznie zaprzeczyli i jeszcze szybciej cofnęli się pod ścianę. Tyle że teraz stanęli przy niej wyprężeni jak struny. Cachat zaś przeniósł spojrzenie na siedzących na fotelach i na kanapie. - A wy przestańcie pyskować, bo jeśli dotąd to do was nie dotarło, a powinno, to temu, że w tym sektorze właściwe stosunki między UB a flotą przestały istnieć, winne są obie strony. Poskutkowało prawie idealnie - tylko jedna z siedzących protestowała nadal. Była to towarzyszka kapitan Jillian Gallanti dowodząca jednostką, na której się znajdowali, i równocześnie półflotyllą, w skład której wchodziły jej okręt i siostrzany Joseph Tilden. Cachat usadził ją równie skutecznie jak wszystkich dotąd: - Cisza. Nie dość, że z logiką jesteście na bakier, to na dodatek liczyć nie umiecie. Odkąd to dwa superdreadnoughty muszą cały czas mieć uruchomiony napęd, by poradzić sobie z kilkoma pancernikami i krążownikami? Pomijając już bezsensowne zużywanie sprzętu, skutecznie sparaliżowaliście na wiele tygodni działania Ludowej Marynarki, i to z pani rozkazu, towarzyszko kapitan Gallanti. Dzięki temu idiotyzmowi Royal Manticoran Navy mogła bezkarnie hulać po tym sektorze, atakując do woli nasze statki. I to w najtrudniejszym dla Republiki momencie, gdy White Haven i jego horda pukają do naszych drzwi. To, czy kierowało panią tchórzostwo, niekompetencja czy coś gorszego, ustalimy wkrótce. Gallanti zapadła się w fotelu, jakby ktoś wypuścił z niej powietrze. A wszyscy pozostali oficerowie UB wyglądali jak myszy w obecności kota - tylko ich oczy gorączkowo się poruszały, szukając wyjścia, bo w żaden inny sposób nie odważyli się ruszyć, by nie zwrócić jego uwagi. Cachat zaś przyglądał im się niczym kot wybierający kandydata na obiad. - Mogę was wszystkich zapewnić, że towarzysz przewodniczący Saint-Just jest równie niezadowolony ze stosunków UB-flota panujących w tym sektorze - dodał. - I zapewniam was także, że człowiek, który stworzył naszą organizację, lepiej niż kiedykolwiek rozumie, że to Urząd Bezpieczeństwa jest odpowiedzialny za utrzymywanie właściwych relacji. Towarzyszu komisarzu Radamacher, proszę zaproponować innego kandydata. Zmiana tematu i adresata wypowiedzi nastąpiła tak szybko, że Yuri dopiero po chwili to zarejestrował. - Skoro towarzyszka kapitan Justice nie spotkała się z aprobatą, proponuję towarzysza kapitana Jamesa Kepplera - stwierdził z przekąsem. Cachat wpisał nowe nazwisko i dłuższą chwilę przyglądał się informacjom na ekranie. Po dwóch minutach powiedział spokojnie: - To jedyne ostrzeżenie, towarzyszu komisarzu Radamacher. Jeszcze raz zagra pan ze mną w kulki, a natychmiast odeślę pana do Nouveau Paris na przesłuchanie w Instytucie. W kajucie zrobiło się nagle znacznie zimniej. Przed zabójstwem dziedzicznego prezydenta Harrisa Instytut był siedzibą główną Policji Higieny Psychicznej. Od czasu objęcia rządów przez Komitet jego reputacja stała się jeszcze bardziej przerażająca. Cachat poczekał, aż wszyscy obecni dokładnie zrozumieją, co oznaczały jego słowa, nim dodał: - Towarzysz kapitan Keppler to wręcz kliniczny przykład niekompetentnego kretyna. Jest dla mnie zagadką, dlaczego już dawno nie został usunięty ze stanowiska. Yuri najwyraźniej podobnie jak Chin uznał, że już i tak nie ma nic do stracenia, gdyż warknął poirytowany: - Bo był jednym z popleczników Jamki! - W takim razie wyślę go z pierwszym raportem do stolicy. Istnieje szansa, że nie zgubi teczki przykutej do nadgarstka, zwłaszcza że nie będzie miał kluczyka od kajdanek. Wracając zaś do tematu, nadal czekam na kandydaturę, towarzyszu komisarzu Radamacher. Pańskie opinie w innych sprawach chwilowo mnie nie interesują