Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Walizeczka była stara jak świat, rogi okute miała srebrzonymi okuciami z brązu, rączkę wykonano z hartowanej stali. Wołową skórą obciągnięto palisandrowy szkielet. Piękny, niezniszczalny wyrób. Wewnątrz była istna fortuna. Grube pliki banknotów stu- i pięćsetrublowych. Zwitki banknotów o mniejszych nominałach wypełniały ciasno resztę wnętrza. Starzec przeliczył przyniesiony plik. - Łącznie z tym, co przyniosłeś, dwa miliony osiemset pięćdziesiąt tysięcy rubli i mały ogonek - powiedział z pewną dumą. - To jest wasze honorarium - podzielił gruby plik dolarów na dwie mniej więcej równe części. - To znacznie więcej niż się umawialiśmy - bąknął Paweł. - Mnie nie będą już potrzebne - powiedział Omelajn. - Ale zostańcie ze mną jeszcze do szóstej wieczorem. - Coś się wydarzy? - Tak. Laufer wykonuje skok i bije pionka. Twarz starca wykrzywiła się w paskudnym uśmiechu. Z kieszeni wyjął plik kartek odbitych na ksero. Spomiędzy nich wyciągnął, także odbite na ksero, zdjęcie. - Bogrow - powiedział z nienawiścią, pokazując im fotografię. - Ten człowiek ma na sumieniu dwieście pięćdziesiąt milionów ofiar komunizmu. - Zabiję go. Wcześniej. Miał tu zabić jednego rewolucjonistę, dwa domy stąd. I zabił go. Przyszedł do niego jak przyjaciel. Przyniósł butelkę francuskiego wina... A trzy miesiące później w teatrze w Kijowie zastrzelił premiera Piotra Stołypina. Zakaszlał. - Pionek. Jeden zafajdany pionek - mierzawic. Ale do czasu. Do czasu. Chcecie, to wam coś opowiem. Przesadźcie mnie - wzrokiem wskazał krzesło przy stole. Pomogli mu. Z torby wyjął pudełko. Przesunął palcami po jego rzeźbionym wieczku. - W 1904 urządziliśmy nalot na jeden lokal. Przypuszczaliśmy, że mieszkają tam anarchiści. Mieliśmy rację, mieszkali. I mieli chyba z tonę dynamitu. Spod gruzów wyciągnęliśmy rannego chłopaka. Przy wybuchu upadła na niego ściana, miał zgniecioną miednicę. Podaliśmy mu opium, ale to mogło tylko złagodzić ból. Kupił ten drobiazg w antykwariacie, starał się ustalić, kim była, i poszedł pod adres na rysunku. Gdy wchodził w bramę, w dom uderzył piorun. Cofnął się. Odnalazł ją. Pozwoliła mu zanocować w tym mieszkaniu, a nad ranem wpadliśmy tam my. Zachowałem tę skrzynkę na pamiątkę i straciłem ją w czasie powstania. Waląca się ściana zmiażdżyła ją na moich oczach. Ale jest zapętlona, więc wróciła. Zabiorę ją ze sobą z powrotem do carskiej Rosji. A potem wypuszczę z rąk, żeby mogła trafić do antykwariatu i razem z chłopakiem wrócić jeszcze raz. Przerwał opowieść i popatrzył na nich triumfująco. - On cofnął się w czasie? Ten z kolczykiem? - zapytał Paweł. - Tak. I mam dowody, że nie tylko on. Ja też. - Ale to niemożliwe. Starzec wyjął z kieszeni swój złoty zegarek. Zręcznie podważył kopertę z tyłu. Była podwójna. Spośród dwóch warstw złotej blachy wyjął monetę i rzucił ją na stół pomiędzy nich. Paweł podniósł wytarty nieco krążek. - Pięć groszy - stwierdził ze zdziwieniem. - Zobacz z drugiej strony. Obrócił ją w palcach. - Dwa tysiące pierwszy rok - szepnął... - Wybiją ją za dwa lata - uśmiechnął się starzec. - Chłopak z kolczykiem w nosie nadal chodzi po ulicach i ma przy sobie skrzyneczkę. Za dwa lata wejdzie w bramę tego domu podczas burzy i cofnie się. Bramy użyto jeszcze raz. Co najmniej jeden raz. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Człowiek, który wówczas z niej wyszedł, zmarł wkrótce. Miał zaawansowaną chorobę popromienną, tak w każdym razie wydedukowałem. Czytałem raport z jego sekcji, a czterdzieści lat później spadły pierwsze bomby atomowe. Znaleziono przy nim wiele dziwnych przedmiotów. I jeszcze dziwniejszych monet. Oglądałem je... Powiem tylko tyle, że napisy na nich wykonano po rosyjsku. Cyrylicą, choć nieco zreformowaną. - Jaką nosiły datę? - zaciekawił się Robert. - Dwa tysiące sześćdziesiąty ósmy rok. Ale czas się kończy. Nie będę was zanudzał szczegółami. - Więc ten dom - zaczął pielęgniarz. - Ten dom to brama w przeszłość. Ale żeby się otworzyła, trzeba zachować warunki i dostarczyć energii. Tak mi się przynajmniej wydaje. Może ta burza to przypadkowa zbieżność... Może trzeba mieć przy sobie zapętlony przedmiot, a może wystarczy znać czas otwarcia? Ja w każdym razie zabezpieczyłem się na wszystkie ewentualności