Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Która teraz mogła być godzina? Najprawdopodobniej nie ma jeszcze północy. A zimowe noce są długie. Woda także nie była już tak ciepła, jak wieczorem. Poruszał gwałtownie nogami, aby przywrócić krążenie krwi. Z dreszczem grozy spostrzegł, że skóra Aileen staje się coraz chłodniejsza w dotyku, a oddech coraz płytszy. Gdyby zmarła, byłaby to jego wina. To on przywiózł ją w to miejsce i wystawił na niepotrzebne ryzyko. Gdyby rzeczywiście straciła życie, on także zapłaci za swój błąd. Z pewnością nie dotrwa do świtu. A nawet gdyby - to czy ktokolwiek ich odnajdzie? Pod wpływem nękających go bez ustanku czarnych myśli szybko popadł w depresję. A może łatwiej byłoby rozluźnić się, przestać walczyć i dać pochłonąć się po prostu wodzie? Jednak ta ostatnia myśl sprawiła, że wierzgnął dziko nogami, popychając ich oboje do przodu. Jeżeli ma już umierać, to z pewnością nie na skutek samobójstwa. Szybko zaprzestał jednak próżnego wysiłku machania nogami i zatrzymał się, aby złapać oddech. Przytulił twarz do zimnego policzka Aileen. A więc tak ma wyglądać ich koniec? Niespodziewanie coś musnęło go w stopy. Przerażony straszną myślą o przemykających tuż pod nim niewidzialnych stworach, Jan ugiął gwałtownie nogi w kolanach. Rekiny? Czyżby po tych wodach krążyły rekiny? Żałował, że nie zapytał o to wcześniej. Coś uderzyło go od spodu ponownie, tym razem dużo silniej, podnosząc w górę. Nie było przed tym ucieczki. Mimo, że usilnie starał się odpłynąć na bok, to było wszędzie dookoła niego. Nagle tuż za nim, z morza wynurzyła się jakaś ociekająca wodą ściana, ciemniejsza nawet, niż sama noc. Jan pod wpływem bezrozumnej paniki zamachnął się pięścią i uderzył boleśnie kostkami o twardy metal. Nagle ze zdumieniem stwierdził, że razem z Aileen znajdują się wysoko ponad wodą na czymś w rodzaju platformy, wystawieni na przenikliwe powiewy zimnego wiatru. Jego mózg przeszyła nagła myśl, którą wykrzyczał głośno: - Łódź podwodna! A więc ich wywrotka została jednak przez kogoś dostrzeżona. Łodzie podwodne nie wynurzają się przypadkowo pod czyimiś stopami w środku nocy. Być może dostrzegli ich przez peryskop na podczerwień lub też wyłowili na nowym, mikropulsyjnym radarze. Delikatnie ułożył Aileen na kratownicy pokładu, układając jej głowę na poduszkę. - Jest tam kto? - zawołał, stukając pięścią w strzelisty kiosk. Może jakieś wejście jest po drugiej stronie. Kierował się właśnie na drugą stronę kiosku, gdy ze zgrzytem odskoczyła pokrywa włazu i na pokład weszło kilku ludzi. Jeden z nich klęknął nad Aileen i dotknął jej nogi czymś błyszczącym. - Co wy robicie, do diabła! - wrzasnął i rzucił się w ich kierunku. Ulga natychmiast zastąpiona została gniewem. Najbliższa postać odwróciła się błyskawicznie i wyciągnęła rękę, mierząc czymś błyszczącym w stronę nadbiegającego Jana. Złapał wyciągnięte ramię i mocno nacisnął. Zaskoczony mężczyzna pod wpływem paraliżującego bólu krzyknął i wytrzeszczył szeroko oczy. Szarpnął się gwałtownie, lecz już po chwili zwiotczał. Jan odepchnął go na bok i z zaciśniętymi wściekle pięściami zwrócił się w stronę pozostałych mężczyzn. Otaczali go półkolem, w pozycjach gotowych do ataku. Mówili coś do siebie w gardłowym, niezrozumiałym dla Jana języku. - Och, do diabła z tym - powiedział wreszcie jeden z nich po angielsku. Wyprostował się i gestem dłoni nakazał cofnąć się swym towarzyszom do tyłu. - Wystarczy tej walki. Przyznaję, że spartoliliśmy. - Ale nie możemy przecież... - Owszem, możemy. Schodzimy pod pokład. Pan też - dodał, spoglądając znacząco na Jana. - Co jej zrobiliście? - Nic groźnego. Mały zastrzyk nasenny. Mieliśmy jeszcze jeden, ale biedny Ota zamiast panu, zaaplikował go sobie... - Nie zmusicie mnie, abym poszedł z wami. - Niech pan nie będzie głupcem! - wykrzyknął gniewnie nieznajomy mężczyzna. - Mogliśmy was zostawić, ale jednak wynurzyliśmy się, aby uratować wam życie. A każda chwila na powierzchni zwiększa niebezpieczeństwo naszego wykrycia. Niech pan zostaje, jeśli pan chce. Odwrócił się i skierował za pozostałymi w stronę otwartego włazu, pomagając nieść nieprzytomną Aileen. Jan zawahał się na moment i ruszył za nimi. Myśl o samobójstwie wciąż napawała go obrzydzeniem