Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

..  Gdyby na naszym miejscu znalazBa si ona, wysiadBby, |eby otworzy jej te cholerne drzwiczki, pomógBby przy wysiadaniu, kBaniaB si i skamlaB, i caBowaB po rkach.  I przypuszczalnie odmówiBby przyjcia pienidzy za kurs.  DokBadnie. Godfrey zatrzymaB si tu| przed wej[ciem i obaj spojrzeli na siebie.  Po co si z ni o|eniBe[, Godfreyu?  Ojej. Hm, byBa do[ Badna i tak dalej. Domy[lam si, |e z tob byBo podobnie, prawda?  Prawda, ale musiaBo by jeszcze co[ wicej, co[, co wyleciaBo mi z pamici. Na pewno.  Ale nie ma skd si tego dowiedzie? 259 RozdziaB XVI JYordelia nale|y do tego rodzaju kobiet...  Je[li jeszcze raz o niej wspomnisz, wychodz  o[wiadczyB Ryszard caBkiem ostro.  Dopóki tu jestem, ani sBowa wicej na ten temat. A nawiasem mówic, ona nie nale|y wcale do |adnego rodzaju kobiet.  Wtpliwe nawet, czy nale|y do jakiego[ rodzaju kobiet  dodaB Godfrey.  O, Bo|e  jknB Kryspin, spogldajc to na jednego, to na drugiego.  Ja tylko próbowaBem pomóc. Ale zdajecie sobie spraw z tego, |e ona... chciaBem powiedzie, |e wypltanie si z caBej tej sprawy mo|e si okaza... jak by to powiedzie? podobne do [cigania koszuli Dejaniry?  Razem ze slipkami wysmarowanymi superklejem uzupeBniB Godfrey.  On zawsze celowaB w tego rodzaju zBo[liwych doczep-kach  wyja[niB brat.  Samo zdejmowanie nie stanowiBo problemu  rzekB Ryszard.  Zawarta w szacie trucizna zaczBa zabjja Heraklesa ju| w chwili, gdy j na siebie wBo|yB.  Wiesz, nie jeste[ teraz w jednej z tych swoich [wietlic  zgasiB go Kryspin.  Zwietlic? Jakich [wietlic? A nawet gdyby tam byBy jakie[ [wietlice, to nie sdz, |e usByszaBby[ w nich o Heraklesie, co to, to nie.  To ciekawe z t koszul  wBczyB si Godfrey.  Ciekawsze nawet ni| si na pozór wydaje.  To byBa równie| wBasna trucizna Heraklesa.  Tym ciekawiej. 260  Napijmy si  zaproponowaB Kryspin.  Ja dzikuj  odparB Ryszard stanowczo.  I... naprawd miBo mi tutaj, odpr|yBem si, ale musz przemy[le pewne sprawy. Ta [wietlica przypomniaBa mi... to znaczy... midzy innymi. Czy jest tu jakie[ miejsce, gdzie mógBbym poby. Posiedzie samotnie, nie przeszkadzajc? Kryspin wydawaB si wyraznie stropiony.  Hm...  zaczB niepewnie jest, oczywi[cie, ogród co miaBo sugerowa, |e kto[ taki jak Ryszard czuBby si swobodniej w bardziej niecywilizowanym otoczeniu.  Pogoda sprzyja  dodaB.  Czy mógBbym najpierw zadzwoni?  Telefon jest w holu, lunch w kuchni o drugiej, w porzdku? Ryszard, który przypomniaB sobie przed minut, |e miaB co[ do zaBatwienia na uczelni, zadzwoniB pod jedyny numer w Instytucie, jaki zdoBaB zapamita, a byB nim numer staromodnej centralki, któr obsBugiwaBa sekretarka wydziaBu