Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Pitt zrzucił koce i wstał. - A więc po kolei. Jaką kategorię ma pana firma, jeśli chodzi o śniadania? - Dwie gwiazdki w skali Michelina - wesoło odparł Dover. Ja stawiam. Pitt szybko się umył, zrezygnował z golenia i błyskawicznie wskoczył w lotnicze ubranie. Podążył za Doverem dziwiąc się, jak taki wielki mężczyzna mógł chodzić po statku i nie walić głową przynajmniej dziesięć razy dziennie w niskie przegrody. Właśnie skończyli śniadanie, które według Pitta w każdym z lepszych hoteli kosztowałoby parę dobrych dolarów, gdy pojawił się marynarz i oznajmił, że kapitan Koski chce ich widzieć na mostku. Dover podążył za podwładnym, wyprzedzając o kilka kroków Pitta niosącego filiżankę z kawą. Gdy weszli do pomieszczenia kontrolnego, kapitan z Hunnewellem pochylali się nad stołem z mapami. Koski podniósł wzrok. Wreszcie jego żuchwa nie była wysunięta niczym dziób lodołamacza, a przenikliwe niebieskie oczy wydawały się spokojne. - Dzień dobry, majorze. Jest pan zadowolony z pobytu u nas? - Kwatera nieco przyciasna, ale jedzenie jest doskonałe. Na twarzy kapitana pojawił się niewielki, lecz szczery uśmiech. - Co pan myśli o naszej elektronicznej krainie czarów? Obracając się o trzysta sześćdziesiąt stopni, Pitt zrobił inspekcję pomieszczenia. Wyglądało ono jak z filmu science fiction. Od podłogi do sufitu stalowe obudowy wypełniała ogromna liczba komputerów, monitorów telewizyjnych i innych skomplikowanych urządzeń. Krzyżowały się na nich nieskończenie długie rzędy pokręteł i przełączników, mających konkretne przeznaczenie, a kolorowych światełek wskaźników wystarczyłoby do oświetlenia frontonu kasyna w Las Vegas. - Robi wrażenie - odrzekł Pitt, popijając kawę. - Radar obserwacji powietrza, radar obserwacji powierzchni morza, najnowszy sprzęt nawigacyjny typu Loran pracujący na wysokich i bardzo wysokich częstotliwościach, że nie wspomnę komputerowego systemu sporządzania wykresów nawigacyjnych - Pitt mówił nonszalanckim tonem rzecznika prasowego zatrudnionego w stoczni, która zwodowała Catawabę. - Producent wyposażył Catawabę w najnowocześniejszy sprzęt oceanograficzny, meteorologiczny, nawigacyjny i łączności o wiele gruntowniej, niż wyekwipowany jest którykolwiek podobny statek na świecie. Pana jednostka, kapitanie, jako stacja meteorologiczna może przebywać na pełnym morzu w każdych warunkach atmosferycznych, a jej głównym przeznaczeniem jest prowadzenie akcji ratunkowych oraz oceanograficznych prac badawczych. Dodam, że jest obsługiwana przez siedemnastu oficerów oraz stu sześćdziesięciu ludzi pozostałej załogi i że za sumę około trzynastu milionów dolarów zbudowała ją stocznia Northgate w Wilmington w stanie Delaware. Z wyjątkiem zajętego mapą Hunnewella, Koski, Dover oraz pozostali mężczyźni obecni w pomieszczeniu zamarli. Gdyby Pitt był pierwszym przybyłym na Ziemię Marsjaninem, nie stałby się obiektem większego, przechodzącego w podziw niedowierzania. - Proszę się nie dziwić, panowie - powiedział, zadowolny z siebie. - Mam zwyczaj zawsze odrabiać pracę domową. - Rozumiem - ponuro rzekł Koski; choć widać było, że niczego nie rozumie. - Może zechciałby pan nam zdradzić powody, dla których tak dokładnie odrobił pan lekcje. - Powiedziałem już - Pitt wzruszył ramionami - mam taki nawyk. - Bardzo irytujący w tych okolicznościach. - Koski spojrzał na Dovera z odrobiną niepewności w oczach. - Ciekawi mnie, czy rzeczywiście jest pan tym, za kogo się podaje. - Doktor Hunnewell i ja jesteśmy bona fide - zapewnił Pitt. - Przekonamy się o tym dokładnie za dwie minuty, majorze. Nagle ton Koskiego stał się cyniczny. - Ja też lubię odrabiać lekcje. - Pan mi nie ufa - rzekł oschle Pitt. - Szkoda. Pański wysiłek umysłowy na nic się nie zda. Doktor Hunnewell i ja nie mamy zamiaru ani możliwości, żeby zagrozić bezpieczeństwu statku oraz załogi. - Nie mam powodu, by panu ufać. - Wzrok i głos Koskiego były lodowato zimne. - - Nie ma pan pisemnych rozkazów, nie otrzymałem przez radio żadnej informacji, dotyczącej zakresu pana kompetencji, nie mam nic... nic poza niejasną wiadomością z głównego dowództwa, oznajmiającą wasze przybycie