Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Jak się okazało, łożysko ułożyło się trochę za nisko. Lekarz ostrzegł ją, że przez następne kilka dni powinna leżeć płasko na ple- cach, bo jej stan musi się sam poprawić. Medycyna była bezradna. Krwotok oznaczał utratę dziecka. 91 UCHROŃ MNIE OD ZŁEGO Po raz pierwszy, odkąd stała się osobą dorosłą, Jessica naprawdę poczuła grozę i bezradność sytuacji, w której mogła stracić kogoś bliskiego. W chwilach gdy lekarz opisywał jej, co się dzieje - między ostrzeżeniami przed krwotokiem i zapewnianiem, że jest to częsty stan i prawdopodobnie wyjdzie z niego śpiewająco - czuła, jak okru- cieństwo przypadku jest gotowe odciąć część jej psyche. I pojawiło się pytanie: Czemu Bóg to robi? Bo jej wiara była słaba, zdecydowała później, leżąc w łóżku. Jej wiara okazała się tak słaba i wątła, że była gotowa rozpaść się na ka- wałki przy pierwszych oznakach zagrożenia. Nogi, do roboty! Po- trzebowała wiary w Niego. On nie pozwoli, by rozbiła się o ścianę; oprowadzi ją wokół przeszkody. I zrobił to, oprowadził. Kira żywym dowodem. - To nie ja - upierała się Kira, marszcząc buzię na widok foto- grafii Jessiki trzymającej czerwoniutkiego noworodka w szpitalnym łóżku. Od jakiegoś czasu Kira zaczęła dobitnie wymawiać poszcze- gólne wyrazy w zdaniach, lubując się w swojej intonacji. - To grem- lin. T - Pewnie, żegremlin. Gremlin, który nazywa się Kira Alexis Wolde. - Czy to ja? - wskazała na ziarnistą fotografię. Twarzyczkę dziec- ka skrywał słomiany kowbojski kapelusz. - Tak. Miałaś wtedy półtora roczku - powiedziała Jessica, prze- wracając stronę albumu. - Z kolei tutaj właśnie niedawno skończyłaś dwa latka. To u oabci. - Marynarskie ubranko! - zawołała Kira. Zaczęła kopać w stosie fotografii leżącym u stóp łóżka Jessiki i znalazła. - Dobra robota, Kiro - pochwaliła jąjessica. Dziewczynka przy- patrywała się uważnie palcom matki, które uniosły plastikową ko- szulkę i wsunęły nową fotografię obok wcześniejszej. Zdjęcia były po- dobne, zrobione tego samego dnia. Kira w marynarskim ubranku właśnie kupionym przez Beę buja się na koniu na biegunach. Albumy ze zdjęciami to było dwudniowe przedsięwzięcie i dzi- siaj przypadał dzień ostatni. Jak do tej pory zapełniła pięć wielkich albumów. Stosy fotografii trzymanych pod łóżkiem w pudełkach po butach mieszały się ze sobą. David był maniakiem fotografowania; rzadko ruszał się bez aparatu. Wytapetował ściany oprawionymi zdję- ciami rodzinnych wycieczek i ogródkowych barbecue - z nim, Jessi- ca, Kirą, Herbatnikiem i biedną Księżniczką. 92 PAJĄK Zagłębiwszy się w fotografie i wspomnienia, Jessica czuła się jak w bardzo jej potrzebnym sanktuarium. Zdjęcia ilustrowały niesłycha- ny rozwój Kiry od pomarszczonego niemowlaka do obecnej chudej dziewczynki o skórze barwy cynamonu. Miała okrągłą buzię, a jej czoło było wypukłe, jak Davida. Przeglądanie fotografii w towarzy- stwie Kiry było prostą przyjemnością, która z czasem zaczęła spra- wiać Jessice rozkosz. - Skończyłyśmy już prawie, mamuń? - Aha. Już zaraz. - I wtedy wstaniesz? - spytała, usiłując wczołgać się Jessice na brzuch i przytulić. - Nie... uuuch. Nie rób tak, kiedy staram się pracować - skarci- ła ją zagniewana Jessica. Nagły ruch Kiry sprawił, że pomarszczyła się koszulka w albumie. Jessica uniosła ją, wyrównała zdjęcia, wygła- dziła starannie dłonią. Nie ułożyły się jak trzeba, zachodziły na sie- bie. Niech to szlag, zależało jej na tym, żeby leżały równo. - Są prosto - powiedziała Kira. - Nie, nie są. Nazywasz to „prosto"? - Uhm. Wstaniesz, kiedy skończymy, mamuńjy W sobotę, o drugiej po południu, Kira była ubrana w dżinsowe spodnie i bluzę i uczesana do wyjścia. Ale Jessica nadal miała na so- bie wypłowiały podkoszulek z kampanii wyborczej Jacksona, służący jej za piżamę, i siedziała w wymiętej pościeli w towarzystwie kilku rozłożonych książek w broszurowych wydaniach -James Baldwin, Jane Austin, Susan Taylor. David znalazł stary czarno-biały telewizor na baterie, kupiony po tym, jak huragan Andrews zerwał kable na cztery dni, i postawił go na biurku. Nie planowała wstawać z łóżka. -Jestem wciąż zmęczona, Kiro - powiedziała. - Zawsze jesteś zhięczona - zajęczała Kira. - Chcę iść na film o tym wielkim psie. Tatuś powiedział. - No cóż... - powiedziała Jessica ściskając ją za rękę - ...albo wy- trzymasz i zaczekasz, aż już. nie będę zmęczona, albo idźcie z tatu- siem, a ja zostanę. - To nie wypali - rzekła z irytacją Kira, używając wyrażenia doro- słych, które, jak sądziła Jessica, podsłuchała u ojca. Zza drzwi dobiegł głos Davida: - Kira? Daj mamie odpocząć. Powiedziała, że jest zmęczona. - Zmieniał uszczelki w kranie w łazience. Wsadził głowę do pokoju i równie szybko schował. 93 UCHROŃ MNIE OD ZŁEGO Słowa ojca uciszyły Kirę, ale nadęła się do granic możliwości. - Mówiłam ci już o tym. Nie rób takiej szkaradnej miny- strofo- wała ją Jessica. - Możecie śmiało iść z tatą. Ja zostanę. Tak naprawdę to chciała iść do kina. I to bardzo. Chciała kupić sobie popcorn i chętnie przesiedziałaby w ciemnej sali cały boży dzień. Ale chciała iść sama. W tym momencie wyjście z Davidem i Ki- rą wymagało zbyt wiele energii. Jej myśli postrzępiły się, odbiegły. Ostatnio połowę czasu należała do rodziny, oczyszczając się w jej obecności. I wtem, jakoś tak nagle, miała dosyć. Teraz wolałaby ciszę. Króciutką chwilę ciszy. I naprawdę tęskniła za nim, za bólem. Do- póki nie powrócił. V Może to dlatego, że łzy zawsze szły o krok za jej samotnością. W każde miejsce. Pod prysznic. Do toalety. Podczas samotnego prze- siadywania w ogrodzie, gdy obserwowała czaple trzepoczące skrzy- dłami nad wodą