Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Za chwil tylko dalekie dudnienie dobiegaBo zza lasu. Wosiak cmoknB na konie. Wóz ruszyB. Po kilku minutach dopdzili Hank.  WBaz, podwioz! Dziewczyna zgrabnie wskoczyBa. Witek odebraB od niej tBumoki.  Daj, tu wstawi. A w tym koszu co?  Takie tam podarki. Dla ojca i braci.  Hej, Hanu[  powiedziaB Wosiak przecigajc zgBoski.  Dobrze, |e wróciBa[. Tu twoje miejsce.  Wiem. 147 Koniki czBapaBy po nierównej drodze. W polu staBy nie zwiezione jeszcze snopki ustawione szeregiem jak wojsko na paradzie. Tyle |e to wojsko jakby w spódnicach. PachniaBa macierzanka, czas mijaB, cieD si rozrastaB. We wsi snuBy si ju| obiadowe dymy. Hanka patrzyBa na znajome strony tak, jakby tu nie byBa wiele dBugich lat. Co[ [ciskaBo pod sercem, co[ zapiekBo pod powiek. Nad lasami Siwa Turnia bByszczaBa po|egnalnym blaskiem. Za chwil zniknie stamtd sBoDce. Bo to ju| naprawd koniec lata. JesieD jednak nadeszBa, a z ni szare poranki i ciche wieczory. Po zimnej rosie, po r|yskach chodziBy wrony. Nad reglami w pogodniejsze dni snuBy si nici babiego lata. Na Mokrym Wzgórzu kBbiBy si mgBy i wielki biaBy pies wysuwaB si z oparów jak duch. W taki dzieD na Wzgórze przyszBa Hanka. Libusza a| poczerwieniaBa z rado[ci. WytarBa mokr [cierk wszystkie zydle, uhonorowaBa go[cia wBasnorcznie u-pieczonym plackiem. Hanka rozejrzaBa si gospodarskim okiem. Wszdzie byBo czysto i schludnie.  v Trzeba ci si std zabiera.  Dokd?  przeraziBa si dziewczynka.  Do nas. Do chaBupy. Zim tam przebdziesz.  Jak|e tak?  Oczy Libuszy byBy okrgBe ze zdumienia.  Jak to  u was? 148  Zwyczajnie.  Hanka u[miechnBa si.  Bdziesz ze mn w jednej izbie. W drugiej ojciec z chBopakami.  Ale dom? Krowy, owce?  % Dziewczynka splotBa zwilgotniaBe dBonie.  Przygnamy do wsi. U nas w oborze do[ miejsca. A o tych twoich owcach to Józek i Franek cudeDka opowiadaj. Bd si mieli czym zajmowa.  Jak|e to  nie mogBa si pogodzi Libusza  przecie| nie bd u was siedzie na garnuszku. Hanka wstaBa.  GBupia[. Swoje siano masz, krowy mleko dadz dla wszystkich. A w robocie mi pomo|esz. Pienidzy nijakich*" nie chc. ChBopaki tak umy[liBy i ojciec si zgadza. No, jak? Libusza patrzyBa spBoszona.  Ja... ja musz spyta Mateusza.  Dobrze. Powiem chBopakom, |eby tu przyszli za par dni. Nie mo|esz czeka, a| bBoto si zrobi po pas