Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

.. Prima!5  chwaliB. Nagle waliB z caBej siBy w zby.  Hau ab! Du polnischer Dreck!e Teraz zdejmowaB zmczonym ruchem czapk z gBowy, wycieraB dokBadnie chusteczk zwilgotniaB od potu podszewk, delikatnie nakBadaB czapk na gBow,'po czym najspokojniej w [wiecie koDczyB przerwan przed chwil melodi.  Lalu[" miewaB wicej fantazji i jak przystaBo na oficera SS byB wytworny, inteligentniejszy od podoficera. 1 Wody!... 2 Przysiad 3 Raz, dwa, trzy 4 Chodz!... Chodz!... No 5 O, uczeD?... Zwietnie!... " e Wyno[ si! Ty polskie gówno! dosy!... Jaki masz zawód? 25 Na szcz[cie przychodziB do[ rzadko. Jego to pomysBerr byBo wczoraj urzdzenie czego[ w rodzaju religijnego widowiska. Bez trudu wyszukaB jedynego {yda, kazaB mi wej[ na olbrzymi kadz stojc do góry dnem przy budynku, po czym kazaB odprawia modBy. {yd gBo[no zawodziB, kiwajc si przy tym rytualnie, co sprawiaBo niesaJ mowit rado[ esesmanom i kapom. DosBownie ryczeli z( [miechu, my za[ mieli[my chwil wytchnienia. Na tyrr jednak widowisko si nie skoDczyBo. Plagge  to ten z fajeczk  zapamitaB sobie, |e^jasj w[ród nas ksidz.  W o ist der Pfarrer? x Ksidz stanB na kadzi obok {yda i zaczB modlitw] Zrazu cicho, pózniej coraz gBo[niejszym i pewniejszym gBosem. Zabawa przestawaBa by [mieszna, tote| czym prdzej zabrano si do  sportu". Teraz wiczyli[my bez wytchnienia. {yd i ksidz ska-j kali w kierunku drzewa. Kapo nr 1, Bruno Brodniewicz, pomagaB im, zdzielajc raz po raz którego[ drgiem. Lager-fuhrer Mayer '( Lalu[") kazaB im wspina si na drzewo; w którego cieniu tak lubiB przesiadywa Plagge. Lezli naD " niezgrabnie: co który[ troszeczk si wdrapaB, [cigaB go na dóB pies  Lalusia". Zabawa trwaBaby pewnie dBugo, ale na szcz[cie psu szybko si znudziBa. {yda i ksidza od-j cignito od drzewa. Teraz nam kazano robi to samo. NakBonieni kijami za-j czli[my si wdrapywa. To dopiero byBa. zabawa! KilkuH dziesiciu ludzi, bitych, kopanych przez kapów, szarpanych! przez psa, usiBowaBo wdrapa si na nieszczsne drzewko.! . DorwaBem si i ja w koDcu do zbawczego drzewka. Dep- ;czuc po kim[ le|cym*-pod drzewem, .uczepiBem si jedn ?rejA%impcno pnia, drug-chwyciBem' wi-[z.c iiade^mn^no- J^g: Wierzgajca noga .p-oszukiwa-fef oparcia, a znalazBszy je 'na mej gBowie, dusiBa w dóB. SzarpnBem mocndV0dpadB. Jednym susem byBem ju|_ ponad gBowami innych. Byle wy|ej. Ale z doBu ju| kto[ drze za nog, wpija pazury w odsBonit Bydk.  Masz!.. Masz!...  Luzn nog kopi po czyjej[ gBowie, a| dudni. Mimo to nieustpliwe pazury wpijaj mi si w ciaBo coraz gBbiej. Czyja[ gBowa pnie si coraz wy|ej, ju| sBysz syk*.  Ty skurw...  To Dziunio! Mocne 1 Gdzie jest ksidz? szarpnicie. Jeszcze rce próbuj si uczepi kory. drzewa i ju| jestem na dole. Dziesitki nóg depc mnie po plecach, po gBowie, po rkach. Na o[lep czoBgam si na czworakach, byle dalej od  zbawczego" drzewa. Ju| w[ciekBe nogi-skoDczyBy si, wic próbuj wsta, a .przede mn stoi zwarty, nie do przebycia, mur pasiaków. Znowu sypi si uderzenia. Zawracam i z furi wal midzy tBoczcych si koBo drzewa, kopi, bij pi[ciami, gryz, drapi, rozpycham, byle dalej od paBek. Ale ju| nie mam siB wepchn si mi-, dzy innych. Cofam si .wic, zawracam powtórnie, krc si w kóBko jak optany, a tu'zewszd sypi si uderzenia. Trzask...! GBowa pka, szum w uszach... Z trudem otwieram oczy. Le| oparty o mur budynku