Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
.. ...upał i wonny wiatr pieszczący ziemię, szepczący obietnice, które miała spełnić nadchodząca chłodna noc. Jechali z Joy do Carlsbadu. Sam, ojciec Joy, dał Gabe'owi kluczyki do dżipa, a razem z nimi listę zakupów długą jak wał korbowy. Joy wskoczyła do samochodu w ostatniej chwili, twierdząc, że jeśli nie wyrwie się z Cottonwood Wells, to oszaleje. Gabe natychmiast zaproponował jej obiad i kino. Sam pogłaskał córkę po głowie, jakby miała sześć lat, a nie dwadzieścia, i kazał jej dobrze się bawić. Do tej chwili Gabe nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo spragniony był uśmiechu Joy, jej radosnego głosu, jej towarzystwa. Podczas tygodni, które spędził w Cottonwood Wells, Joy najpierw go bawiła, potem interesowała, a wreszcie całkowicie zafascynowała. Teraz, na dwa tygodnie przed planowanym wyjazdem na inne zlecenie, wiedział, że nigdy żadnej kobiety nie pragnął tak jak jej. A z tego, jak reagowała, kiedy obejmował ją w świetle pustynnego księżyca, zorientował się, że i ona pragnie jego. Kiedy tylko wyjechali z Cottonwood Wells, spojrzał na nią i delikatnie pogładził po policzku. - Cieszę się, że pojechałaś ze mną- powiedział. Oblała się rumieńcem. Szybko obróciła głowę, muskając wargami jego dłoń. - Ja też - szepnęła. Reszta dnia minęła w kalejdoskopie żywych, bogatych obrazów. Rozświetlone słońcem włosy Joy, gdy wychodzili ze sklepu spożywczego. Jej dłoń muskająca jego palce, kiedy oboje w tym samym momencie sięgnęli po sól w czasie lunchu. Język chwytający kroplę lodów miętowych, która spłynęła jej na kciuk z roztapiającego się rożka. Jej śmiech i nagłe, pozbawione tchu milczenie, kiedy zlizał miętowy wąsik z jej górnej wargi. I gwałtowne pożądanie, które poczuł, gdy odwzajemniła się tym samym, zlizując mu z warg ostatnie ślady lodów. Seans w kinie stanowił wyrafinowaną torturę. Objął Joy i mocno przytulił, a ciepło jej ciała parzyło go bardziej niż pustynne słońce. Patrzyła na niego, a nie na ekran i w pewnym momencie zobaczył w jej oczach takie samo gorące pożądanie, jakie sam czuł. Pocałował ją i wtedy przestało istnieć wszystko poza głodem ich połączonych ust. Ciche jęki, które wydawała, kiedy szukał językiem jej języ-38 ka, podniecały go bardziej niż jakikolwiek kobiecy dotyk, jakiego zaznał do tej pory. Kiedy wyszli z kina, Gabe miał ochotę zabrać Joy do jakiegoś motelu na skraju miasta. Pomysł ten jednak wydał mu się wręcz niesmaczny. Joy nie była taka jak inne kobiety. I nie chodziło tu ojej młody wiek. To było coś subtelniejszego. Coś bardziej nieuchwytnego. W Joy była jakaś czystość, niewinność. Może dlatego, że mimo rozpalenia pożądaniem nie miała doświadczenia w pieszczotach. Kimkolwiek byli jej poprzedni chłopcy, czy miała tylko jednego kochanka, czy kilku, żaden mężczyzna jeszcze jej naprawdę nie rozbudził i nigdy w niej naprawdę nie zapłonął. A tego właśnie pragnął Gabe. Płonąć w niej. Wziął Joy za rękę i mocno splótł palce z jej palcami. Jej dłoń była sucha i ciepła. Nie chciał zabierać jej na obiad do restauracji, żeby wpatrywać się w nią nad stolikiem z głodem, którego jedzenie nie zdołałoby zaspokoić. Chciał być z nią sam, poczuć się tak, jakby byli jedynymi ludźmi na ziemi. Joy wpatrywała się w niego oczyma jasnymi i błyszczącymi jak deszcz. - Masz ochotę na piknik na pustyni w drodze do domu? - spytała. - Hot dogi pieczone nad ogniskiem z drewna cedrowego? - Jeśli chcesz, mogą być hot dogi - uśmiechnęła się szeroko. - Jeśli nie, to seńora Lopez może nam zapakować na wynos świetne tortille i carne asada. - I zrezygnujesz ze steku, który ci obiecałem? - Za szansę zjedzenia z tobą na pustyni, sam na sam ze słońcem i wiatrem, oddam sześć steków. Ścisnął ją za rękę i musnął ustami jej włosy. - Skąd wiedziałaś, że nie chcę siedzieć w restauracji z całą resztą miasteczka? Joy westchnęła cicho. - Bo sama też tak to czuję. Jej ochrypłe wyznanie polizało go językiem ognia. - No to sprawdźmy, jak szybko uda nam się zorganizować ten piknik. Wkrótce znów jechali w stronę pustyni. Joy pokazała mu drogę do maleńkiej, porośniętej mchem polanki, którą odwiedzały wyłącznie wiatry i czujne pustynne zwierzęta. Zaparkowali dżipa i przeszli pieszo ostatnie sto metrów. Nie było tam żadnej ścieżki, ziemia była nietknięta ludzką stopą. Drżała od światła niczym dopiero stworzona- tak jak on poczuł się nowo narodzony, kiedy po raz pierwszy pocałował Joy. 39 Z pledu, który znalazła wśród sprzętu kempingowego rodziców na tyle samochodu, zrobiła obrus. Gabe patrzył, jak drobnymi dłońmi wygładza powierzchnię materiału. Pragnął poczuć na sobie te dłonie, żeby zelżał głód, który w nim budziła. Kiedy przed nią ukląkł, spojrzała na niego pytającym wzrokiem. Chciał ją zapewnić, że będzie delikatny, że jej nie zrani, ale nie mógł znaleźć słów. Potrafił myśleć tylko o tym, że pragnie jej dotknąć. - Pocałuj mnie. - Głos miał schrypnięty a dłonie lekko mu drżały, kiedy otoczył nimi jej twarz. - Jeden pocałunek, kochanie. Usta miała miękkie i niewiarygodnie słodkie. Chciał się w nich zatopić, chciał w niej zatonąć. Podrażnił wewnętrzną stronę jej warg, aż jęknęła