Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Rozejrza³ siê wokó³ - typowy pokój szpitalny. Œciany w pastelowym kolorze, niewielki parawan, w¹ska szafka obok ³ó¿ka, a po drugiej stronie kilka skrzyneczek z przewodami pod³¹czonymi do cia³a Micka. Tu¿ obok jego rêki le¿a³ pilot, którym móg³ wezwaæ pielêgniarkê, ale po chwili namys³u zrezygnowa³ z tego. Chcia³ dowiedzieæ siê chocia¿ jak d³ugo ju¿ tutaj le¿a³, ale nie by³ teraz w nastroju na rozmowê, a na pewno wezwanie kogokolwiek zakoñczy³oby siê litani¹ "Mia³ pan du¿o szczêœcia". Póki co wola³ w ciszy pozbieraæ myœli. Niestety nie dane mu by³o d³ugo siê cieszyæ t¹ samotnoœci¹, bo ju¿ po niespe³na kwadransie do pomieszczenia wesz³a pielêgniarka i po wyg³oszeniu kilku mi³ych, aczkolwiek zupe³nie niepotrzebnych frazesów zawo³a³a lekarza. Wygl¹da³ na oko³o 40, mo¿e 45 lat, wysokie czo³o siêgaj¹ce niemal¿e karku i okulary w cienkich oprawkach nadawa³y jego twarzy dodatkowego wyrazu budz¹cego u pacjentów zaufanie. - Jak pan siê czuje? - Bywa³o lepiej. Co mi siê sta³o? - Zosta³ pan potr¹cony przez furgonetkê. Ma pan z³amane dwa ¿ebra, skrêcon¹ kostkê i st³uczony ca³y bark. Ale poza tymi ¿ebrami, to szybko siê pan z tego wyli¿e. I tak mia³ pan wiêcej szczêœcia ni¿ ten kierowca. - Co z nim? Lekarz wpisywa³ coœ do karty bezg³oœnie poruszaj¹c przy tym ustami i po odwieszeniu jej na brzeg ³ó¿ka wróci³ do rzeczywistoœci. - Ach, mia³ zawa³ serca. Dlatego zjecha³ na chodnik. Nie uda³o nam siê ju¿ go uratowaæ. Spojrza³ jeszcze raz na kartê. - Nie znaleŸliœmy w pañskich dokumentach ¿adnych danych o rodzinie... - Nie mam ¿adnej rodziny. - Czy chce pan, ¿ebyœmy kogoœ powiadomili? Mick przychodzi³ do g³owy tylko Phil. No, powinien chyba te¿ zadzwoniæ do szefa... - A czy móg³bym sam to zrobiæ? - Oczywiœcie, zaraz przyœlê pielêgniarkê, która panu pomo¿e. Rzeczywiœcie po chwili wróci³a pielêgniarka z plakietk¹ Menendez i us³u¿nie postawi³a obok niego aparat czekaj¹c a¿ poda jej numer. - Jak d³ugo tu jestem? - Od wczoraj. PrzywieŸli pana rano. W szoku podobno powtarza³ pan tylko "tam powinno byæ do trzeciej, a nie do kwadratu". W g³owie poczu³ nag³¹ pustkê. To by³ pierwszy dzieñ od kilkunastu lat kiedy nie zna³ wydarzeñ z poprzedniej doby... A teraz jeszcze przez drwi¹cy uœmieszek siostry Menendez czu³ siê nieco zak³opotany. - Jaki to ma byæ numer? Mick z trudem powróci³ do teraŸniejszoœci. - A która jest godzina? - Dochodzi szósta. Phil powinien ju¿ byæ w domu. Zreszt¹ Mick zapewne o tej porze w³aœnie pokonywa³by kolejne schody wracaj¹c z pracy. Cisza robi³a siê coraz bardziej krêpuj¹ca. Phil i Andrea siedzieli z zatroskanymi minami patrz¹c na niego, a Mick nie bardzo wiedzia³ co móg³by powiedzieæ, ¿eby wreszcie przestali. - Przecie¿ nic strasznego mi siê nie sta³o. - I ca³e szczêœcie. - To dlaczego wygl¹dacie jak na stypie? Phil potar³ brodê i unikaj¹c spogl¹dania na niego odpowiedzia³: - Przecie¿ mog³eœ... - Mog³em, ale jeszcze ¿yjê. Przeniós³ wzrok na Andreê, która w odpowiedzi uœmiechnê³a siê do niego. - I mówi³am, ¿e bêdzie pan wygl¹da³ m³odziej bez w¹sów. Te¿ uœmiechn¹³ siê. - Nie tylko z tym mia³aœ racjê. - Kiedy ciê wypisz¹? - wtr¹ci³ siê Phil. - Nie wiem dok³adnie, ale chyba pod koniec tygodnia. Dlaczego pytasz? - Przyjedziemy ci pomóc. - Mam nadziejê, ¿e nie bêdzie takiej potrzeby, ale dziêkujê. Na pewno bêdzie mi ³atwiej... - I co z pañskimi notatkami? - Andrea stara³a siê chyba odci¹gn¹æ jego myœli od aktualnego stanu, ale przeniesienie ich na rejestr katastrof nie by³ raczej najzgrabniejszym poci¹gniêciem. Zreszt¹ sam by³ sobie winien, ¿e nie mia³ ¿adnego innego hobby. Nie odpowiedzia³ od razu uœmiechaj¹c siê tylko. - Tak sobie. Jakoœ ostatnio nie mia³em do tego g³owy. - Chce pan, ¿ebyœmy spisywali je dla pana dopóki jest pan w szpitalu? - Nie, dziêkujê. Mam ich ju¿ chyba a¿ za du¿o. - A, w³aœnie. Mam dla ciebie coœ nowego - Phil poczu³ wielk¹ ulgê znajduj¹c wreszcie jakiœ temat do rozmowy - W moim instytucie testowany jest nowy program do... - Przepraszam ciê, Phil, ale porozmawiamy o tym jak st¹d wyjdê. Przez te kilka dni chcia³bym odpocz¹æ od wszystkich zajêæ. - Rozumiem. Nie bêdziemy ciê ju¿ dzisiaj przemêczaæ. Wpadnê do ciebie jutro wracaj¹c z pracy. - A ja zaraz po szkole. Uœmiecha³ siê kiedy ruszyli do wyjœcia. - Dziêkujê. Gdy ju¿ byli w drzwiach zawo³a³ jeszcze. - Phil! Móg³bym jeszcze mieæ do ciebie proœbê? - Andrea, poczekaj na mnie przy windzie. Usiad³ na nowo obok ³ó¿ka i nachyli³ siê w jego stronê. - O co chodzi? Potrzebujesz czegoœ? - Mia³em tutaj sporo czasu na przemyœlenie ró¿nych rzeczy i zastanowienie siê nad samym sob¹ i... - zawiesi³ na chwilê g³os staraj¹c siê znaleŸæ w³aœciwe s³owa - Chcia³bym ¿ebyœ zabra³ ode mnie komputer, zniszczy³ wszystkie pliki, zeszyty i wycinki. Phil odchyli³ siê jakby chcia³ spojrzeæ z innej perspektywy na to, co w³aœnie us³ysza³. - Czy ty mówisz powa¿nie? - Nigdy w ¿yciu nie by³em bardziej powa¿ny. - Ale..