Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
O tej porze trzeźwi byli tylko Mątwie] Iwanów, Fiodor Suknin i brat Froł. Stiepan na przemian to szalał i groził, że Waśkę utopi, to płakał i przywoływał Iwana Czarnojarea... Gdy Matwiej po raz pierwszy zobaczył, jak Stiepan płacze, włosy mu się zjeżyły. To było straszne. Widywał już Stiepana w chwilach budzących grozę, ale zawsze po jego oczach poznawał, że to jeszcze nie ostateczność, nie szaleństwo. Teraz jednak nastąpił kres. Ból zrodził szaleństwo. W nieprzytomnych oczach atamana wielkim głosem krzyczał - ból. Znaleźli się obok kremla. Stiepan wszedł do sali, w której leżał Iwan. Padł do nóg martwego przyjaciela i zaczął wyć... Zawodził jak baba: - Wania, czymże cię obraziłem, przyjacielu mój miły?! Dlaczegoś od nas odszedł?! Och! Jaki ból, Wania! Jaka rozpacz! Nie mogę! Nie mogę! Potem umilkł na długą chwilę, tylko jęczał cicho, syczał przez zęby i kołysał głową, zasłoniwszy rękami twarz. Wtem zerwał się gwałtownie i zaczął podnosić Iwana ze śmiertelnego łoża. - Wstawaj, Wania! Niech to... Chodź, zabawimy się. Iwan z rozbitą głową zwisał bezwładnie na rękach Stiepana. A Stiepan wciąż próbował posadzić go na stole, tak jak usadowili Styra w carycyńskim urzędzie. - Pohułamy sobie! Przykrzy mi się bez ciebie... - powtarzał. - Stiepanie, kochany mój - rzekł błagalnie Matwiej. - Stiopuszka! Iwan nie żyje! Co chcesz z nim zrobić? Połóż. Nie trzeba. Zabili go, ocknij się, na rany Chrystusa, przestań go tarmosić. Zabili Iwana. I wtedy właśnie ogarnęło Matwieja przerażenie. Stiepan tak spojrzał... Matwiej struchlał. Spojrzały na niego oczy obłąkańca. Znajome, drogie oczy, ale obłąkane. - Kto zabił? - zapytał cicho Stiepan. Wciąż trzymał ciało w ramionach. - W boju zabili... - Matwiej cofnął się ku drzwiom. - Nocą... - Kto? On cały czas był przy mnie. - Opamiętaj się, Stiepan - rzekł Fiodor. - No, zabili... Skąd można to wiedzieć? Przy Bramie Kremlowskiej... strzelilLIwan, Panie, świeć 301 widział".'. My byliśmy już w mieście, a u bram jeszcze toczyła się walka. Stiepan długo stał z ciałem w ramionach, z trudem, z męką usiłując pojąć to, co mówili. Wreszcie dotarło to do jego świadomości, zrozumiał, przycisnął do piersi okrwawioną głowę przyjaciela, ucałował jego oczy — Zabili - powiedział. - Gzas odprawić nabożeństwo żałobne. A nie obmyli go jeszcze. •- Połóż go wreszcie - znów odezwał się Matwiej, ale Fiodor zerknął na niego groźnie i dał znak, żeby się zajął nabożeństwem. A Stiepan niech lepiej myśli teraz o nieboszczyku, bo mu znów coś nowego do łba strzeli. Cały Astrachań jest w tej chwili beczką prochu, brakuje tylko, żeby Stiepan rzucił iskrę, całe miasto wyleci w powietrze, do wszystkich diabłów - za duszę Iwana Czarnojarca. Wystarczy, aby Razin wyszedł na ulicę, rzekł słowo. — Trzeba odprawić nabożeństwo - Matwiej pośpiesznie naprawiał swój błąd. - Musi być msza żałobna. Jakże inaczej? Przecież to chrześcijanin. Stiepan poniósł ciało do cerkwi. — Sprowadźcie metropolitę - rozkazał. Metropolity szukano, ale na próżno. Łar'ka i Szeludiak napiętnowali go publicznie, skompromitowali przed całym ludem - za „podstęp". Metropolicie omal oczy na wierzch nie wylazły. Szczególnie wstrząsnął nim fakt, że znalazł się mnich, który „zdemaskował" jego kłamstwo. Zniknął więc gdzieś - zapewne się ukrył. Nabożeństwo odprawił Iwaszka Pop, pozbawiony godności kapłańskiej. A^potem sprawili stypę za wszystkich poległych... Rankiem Matwiej zaczął budzić Stiepana. - Stiepan!... Stiepan! - tarmosił atamana. - Wstawaj że! - Co? - Stiepan z trudem rozlepił powieki: jakieś nieznajome mieszkanie, mrok, dopiero zaczyna świtacr- Czego? 302 viajs ty: - Podnieś się, mówię. To ja, Matwiej. Stiepan podniósł ciężką po przepiciu głowę, rozejrzał się dookoła. Obok niego leżała kobieta, rozkosznie mrużąc zaspane oczy. Młoda, ładna, zuchwała. - Coś ty za jedna? - zapytał Stiepan. - Żoneczka twoja — kobieta roześmiała się. - Fiu! - Stiepan odwrócił się. - Wynoś się stąd! — powiedział do niej rozgniewany Matwiej. — Rozwaliła się... Syte babsko. Nacieszyła się. - Stiepan, zastrzel go - powiedziała kobieta. - Idź sobie-powiedział Stiepan, nie patrząc nawet na „żoneczkę". Wysunęła spod kołdry mocne, wypieszczone ciało, przeciągnęła się rozkosznie, aż do chrzęstu kości. I znów roześmiała się wesoło. - Ale nocka! Że też dałam radę. - Wynoś się, słyszałaś?! - krzyknął Matwiej. - Bezwstydnica... Udała ci się nocka, to się ciesz. - Masz, pocałuj mnie w nogę - kobieta wyciągnęła nogę do Matwieja. - Tfu! - Matwiej splunął i zaklął ordynarnie, choć rzadko klął. Stiepan zepchnął babę z łóżka. Pisnęła obłudnie, zgarnęła swoje szmatki, i wyszła przez sklepione przejście w murowanej ścianie. Sfiepan spuścił nogi z łóżka, pomacał głowę. - Pamiętasz cokolwiek'.'- zapytał Matwiej. - Znajdź mi czarkę wina - Stiepan rozejrzał się bezradnie po wytwornej, z wysokimi, wąskimi oknami .sypialni. — Gdzie ja jestem? •Matwiej wyciągnął z kieszeni ciemną, płaską flaszkę, podał Stiepa-nowi. - W komnatach wojewody. Stiepan wypił chciwie, odetchnął z ulgą. - Ul:! - siedział chwilę ze zwieszoną głową. - Stiepan, tak nie można... - Matwiej przygotował sobie długą, pouczającą mowę. -W ten sposób nie do Moskwy, ale znacznie dalej, w sam środek piekła trafimy. Kiedy... - Gdzie Waśka? - przerwał Stiepan. 303 Stiepan skrzywił się. — Nie zrzędź, Matwiej. Słabo mi się od. tego robi. — Jeszcze ci będzie słabo! Musisz rozejść się z Waśką, póki do nieszczęścia nie dojdzie. A dojdzie, jeżeli będziecie razem. Zostaw go tu jako atamana, to będzie najlepsze. A my stąd musimy uchodzić, Stiepan, uchodzić, uchodzić. Jesteś doświadczony w wojennych sprawach, powinieneś to rozumieć. Wszyscy się rozpiją, całe dowództwo się rozpije. Nie mamy tu już nic więcej do roboty. Za plecami nie ma-już przecież męża z siekierą. Za plecami... — Rozumieć, rozumieć... A jak nie pozwolę na hulankę, powiedzą, że to krzywda. Sam nie wiem, co gorsze: pozwolić hulać czy nie