Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
– Ach, oczywiście, byłoby wygodniej urodzić się dopiero za jakiś milion lat! Powinniśmy jednak uczynić wszystko, co w naszej mocy, aby przybliżyć maksymalnie tę epokę rozsądku. Dziś tylko to zasługuje na uwagę, co służy temu przejściu. Należy zważać na to, co się mówi, panować nad gestami; nie można mówić niczego, co mogłoby utwierdzić ludzi w ich niemądrym przekonaniu, że osiągnęli już wszystko, do czego dążyli. Ja ze swej strony wiem doskonale, na czym polega mój obowiązek – muszę powtarzać im ustawicznie, że ich ciało jest czymś legalnym, że kryją się w nim nieskończone możliwości i że słodycz życia jest również jego podstawą. Emmanuelle drgnęła na dźwięk głosu Quentina; zapomniała już zupełnie o jego obecności. Anglik mówił z nieoczekiwanym zapałem i dużą elokwencją, a Mario sprawiał wrażenie, jakby słowa gościa interesowały go w najwyższym stopniu. Co pewien czas wydawał okrzyki zachwytu. Wreszcie przetłumaczył na francuski wywody Quentina (a Emmanuelle uświadomiła sobie, że Anglik zrozumiał sens ich dotychczasowej rozmowy lepiej, niż jej się to wydawało): – To, co powiedział mi Quentin, napawa mnie olbrzymią nadzieją. Wygląda na to, że ów konar-mutant – a przynajmniej jego zalążek – istnieje już, i to od tysiąca lat! Nasz przyjaciel był wraz ze znanym socjologiem, niejakim Verrier Elvinem, gościem pewnego plemienia w Indiach, uważanego przez „cywilizowanych” Hindusów za prymitywny, można jednak przypuszczać, że to właśnie to plemię stanowi awangardę inteligencji. To plemię to Muriasi. Ich cały system społeczny opiera się na moralności seksualnej, będącej dokładnym przeciwieństwem naszej. Jest to moralność, która nie zakazuje, a buduje. Kamieniem węgielnym ich systemu wychowawczego jest publiczna sypialnia, gdzie dzieci obojga płci mogą od najmłodszych lat poznawać sztukę miłości. Ta instytucja nosi nazwę... Jaka to nazwa? – zwrócił się do Quentina. – Ghotul. – Właśnie, Ghotul. Tam właśnie na długo przed okresem dojrzewania małe dziewczynki zostają wtajemniczone w sprawy miłości zmysłowej przez starszych chłopców, natomiast mali chłopcy korzystają z doświadczenia dorosłych dziewcząt. Nie odbywa się to w sposób instynktowny ani prymitywny. Techniki erotyczne, jakich uczą się tu, osiągnęły po dziesięciu stuleciach praktyk niezrównany chyba stopień wyrafinowania. Owa nauka, jakiej każde dziecko podlega przez kilka lat, sprzyja również rozwojowi artystycznemu, gdyż uczniowie wykorzystują czas wolny – pomiędzy jednym stosunkiem a drugim – na ozdabianie ścian sypialni. Inspiracją tych rysunków, malowideł i rzeźb jest zawsze erotyka. Quentin twierdzi, że są one tak doskonałe, że nie można obejrzeć tej galerii i nie znaleźć się pod jej wrażeniem. A kiedy patrzy się na te małe dziewczynki i jedenastoletnich chłopców, na te dzieci, które z pełną swobodą, przy otwartych drzwiach i na oczach dumnych rodziców naśladują najśmielsze figury tego muzeum erotyki, na podobieństwo żywych obrazów, za co w Europie dostałyby się natychmiast do domów poprawczych, dostarczając zarazem materiału dla brukowych gazet i – co za tym idzie – pieniędzy do ich kasy, to nie można uwolnić się od myśli, że owi Muriasi nie znajdują się tysiąc lat w tyle za innymi, ale raczej wyprzedzają innych o tysiąc lat. Mario umilkł, a Quentin dodał jeszcze trochę szczegółów, przetłumaczonych następnie przez Włocha: – Najbardziej zdumiewający w tym wszystkim jest fakt, że owe „praktyczne zajęcia erotyczne”, odbywane przez wszystkie dzieci plemienia, nie są efektem upadku obyczajów czy też zaślepienia moralnego całej rasy, lecz wyrazem systemu, wypracowanej i surowej normy. Nie ma tu żadnego rozpasania, a tylko etyka. Dyscyplina ogółu jest bardzo surowa, a najstarsi są odpowiedzialni za młodszych. „Prawo” z całą mocą zabrania jakichkolwiek trwałych związków pomiędzy chłopcem a dziewczyną. Nikomu nie wolno powiedzieć o dziewczynie, że jest jego, a kto spędzi z partnerką więcej niż trzy noce, podlega karze. Wszystko nastawione jest na to, by zapobiec powstawaniu intensywnych związków, ciągnących się w czasie i mogących zrodzić uczucie zazdrości. Wszyscy należą do wszystkich. Jeżeli któryś z chłopców okazuje dziewczynie instynkt posiadania, jeżeli patrząc na nią, jak kocha się z innym, nie potrafi ukryć niezadowolenia, wtedy wspólnota roztacza nad nim od nowa opiekę, aby sprowadzić go na właściwą drogę, poskromić jego naturę. W takim przypadku sam musi starać się o to, by dziewczyna, którą kocha, oddała się wszystkim innym młodzieńcom, własną ręką musi wprowadzić w nią po kolei męskość swoich towarzyszy, aż nauczy się nie cierpieć z tego powodu, lecz odczuwać zadowolenie. Największym przestępstwem u Muriasów nie jest kradzież, ani nawet morderstwo, gdyż czegoś takiego tam nie ma, lecz zazdrość. I w ten sposób dziewczęta i chłopcy osiągając wiek odpowiedni do zamążpójścia są nie tylko bogaci w mało znane gdzie indziej doświadczenia seksualne, ale należą również do innej epoki: nie znają nieufności i rozpaczy naszej cywilizacji. Żyją po tej stronie szczęścia. Emmanuelle była najwyraźniej pod wrażeniem tego, co usłyszała. Mimo to zaprotestowała: – Ależ Mario, tego typu moralność nie może rozwinąć się w społeczeństwie jako efekt rozmyślań lub presji wywieranej na świadomość. U Muriasów miała ona z pewnością już zawsze taką postać. Przecież niedawno porównywał pan talent erotyczny z talentem poety; a to oznacza chyba, że tego daru nie można zdobyć wysiłkiem woli czy pilnością. Kogo sama natura nie obdarzy nim już w chwili narodzin, ten nie osiągnie nic, nawet gdyby się starał