Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Zapadła cisza. - To niemożliwe - rzekł w końcu zakłopotany mag. - Drogi panie, gdyby coś przykrego spotkało panią Strange, sądzę, że ktoś by mnie o tym powiadomił. Nie jestem aż tak pochłonięty pracą. Przykro mi, ale pan się myli. Kimkolwiek była ta nieszczęsna kobieta, na pewno nie chodzi o panią Strange. Pan Hyde pokręcił głową. — Gdybym ujrzał pana w Shrewsbury i Ludlow, być może nie od razu bym pana rozpoznał. Jednakże ojciec pani Strange był przez czterdzieści siedem lat wikariuszem w mojej parafii. Znam panią Strange, niegdyś pannę Woodhope, odkąd jako małe dziecko uczyła się stawiać pierwsze kroki w kościele w Clunbury. Nawet gdyby na mnie nie spojrzała, rozpoznałbym ją. Po sylwetce, sposobie chodzenia, po wszystkim. — Co pan zrobił, gdy stracił ją pan z oczu? — Od razu przyjechałem tutaj, ale pański sługa nie chciał mnie wpuścić. — Jeremy? Ten sam, z którym przed chwilą pan rozmawiał? — Tak. Powiedział mi, że pani Strange jest w domu, cała i zdrowa. Przyznaję, że mu nie uwierzyłem, więc obszedłem budynek i zajrzałem we wszystkie okna, aż w końcu zobaczyłem ją na sofie właśnie w tym pokoju. - Pan Hyde wskazał na sofę. - Miała na sobie bladoniebieską suknię, nie czarną. — Och, nic w tym dziwnego. Pani Strange nigdy nie nosi czerni. Nie lubię tego koloru na młodej kobiecie. Pan Hyde ponownie pokręcił głową i zmarszczył brwi. — Bardzo chciałbym przekonać pana, że mówię prawdę, widzę jednak, że nie potrafię. — A ja chciałbym panu wytłumaczyć, że mam rację. Niestety, też nie potrafię. Przy pożegnaniu uścisnęli sobie dłonie. - Nigdy nie życzyłem jej nic złego, proszę pana. - Pan Hyde popatrzył z powagą na Strangea. - Świadomość, że jest bezpieczna, przynosi mi wielką ulgę. Strange skłonił głowę. - Nie dopuścimy, by było inaczej. Gdy za panem Hyde em zamknęły się drzwi, Strange odczekał chwilę i poszedł szukać Jeremyego. - Dlaczego nie mówiłeś, że był tu wcześniej? - spytał. Jeremy prychnął lekceważąco. — Mam dość rozumu, by nie zawracać panu głowy bzdurami! Damy w czarnych sukniach błąkające się po okolicy w czasie śnieżnej burzy, też coś! — Mam nadzieję, że nie potraktowałeś go zbyt obcesowo. — Ja? Ależ skąd! — Może był pijany. O, właśnie. Z pewnością on i David Evans uczcili pomyślną transakcję. Jeremy zmarszczył brwi. — Wątpię, proszę pana. David Evans to pastor w kościele metodystów. — Och. Hm, pewnie masz rację. Poza tym to, o czym mówił, to nie pijackie omamy, lecz raczej coś, co mógłby wyobrazić sobie czytelnik powieści pani Radcliffe po zażyciu opium. Wizyta pana Hyde’a wytrąciła Strange’a z równowagi. Wizja Arabelli błąkającej się w śniegu po wzgórzach była niepokojąca. Mimowolnie powracał myślą do własnej matki, która lubiła wędrować po okolicy, by uciec od smutków nieudanego małżeństwa, i w końcu przeziębiła się podczas burzy i umarła. Tego wieczoru przy kolacji powiedział do Arabelli: — Dziś odwiedził mnie John Hyde. Twierdzi, że widział, jak w ostatni wtorek w środku burzy śnieżnej spacerowałaś po Wale. — Nie! — Tak. — Biedaczysko! Musiał się bardzo wystraszyć. — Chyba tak. — Odwiedzę państwa Hyde’ów po przyjeździe Henry’ego. — Masz zamiar wizytować wszystkich mieszkańców Shropshire po przyjeździe Henry’ego - zauważył Strange. - Obyś się nie rozczarowała. — Rozczarowała? Co masz na myśli? — To, że pogoda jest okropna. — No to każemy Harrisowi jechać powoli i ostrożnie. Zresztą zawsze tak jeździ. Szpak to bardzo spokojny koń. Trzeba okropnej zadymki, by go przestraszyć, nie jest bojaźliwy. Poza tym sam wiesz, że Henry musi odwiedzić mnóstwo ludzi. Byliby bardzo nieszczęśliwi, gdyby tego nie zrobił. Jenny i Alwen, dawni słudzy mojego ojca, mówią wyłącznie o przyjeździe Henry’ego. Ostatni raz widzieli go pięć lat temu, a raczej wątpliwe, by pożyli jeszcze drugie tyle. — Dobrze, już dobrze! Powiedziałem tylko, że pogoda jest okropna. To wszystko. Było jednak coś jeszcze. Strange miał świadomość, że Arabella niecierpliwie czeka na tę wizytę. Od ślubu rzadko widywała brata. Nie przyjeżdżał na Soho Square tak często, jak pragnęła, a gdy już się zjawiał, nie gościł u nich zbyt długo. Bożonarodzeniowa wizyta miała przywrócić rodzeństwu dawną bliskość. Oboje zamierzali wspólnie spędzać czas, tak jak w dzieciństwie, poza tym Henry obiecał, że zostanie u nich niemal miesiąc. Po przybyciu Henryego początkowo wszystko wskazywało na to, że ziszczą się najskrytsze marzenia Arabelli. Tego wieczoru rozmowa przy kolacji była bardzo ożywiona. Henry przywiózł mnóstwo nowinek z Great Hitherden w hrabstwie Northampton, gdzie pełnił obowiązki pastora . Great Hitherden było dużą i majętną wsią, której okolice zamieszkiwało kilka arystokratycznych rodzin. Henry’ego cieszyła pozycja, którą zajmował w lokalnej społeczności. Długie opisy przyjaciół, ich przyjęć oraz balów zakończył słowami: - Nie chciałbym, abyście myśleli, że zaniedbujemy dobroczynność. Jesteśmy bardzo aktywni. Mamy mnóstwo pracy, wiele osób jest w potrzebie. Przedwczoraj odwiedziłem biedną, schorowaną rodzinę i spotkałem u nich pannę Watkins. Rozdawała pieniądze, służyła dobrymi radami. Panna Watkins to niesłychanie wrażliwa młoda dama. - Tu urwał, jakby oczekiwał komentarza. Strange spojrzał na niego bezmyślnie. Nagle coś mu przyszło do głowy. - Henry, błagam o wybaczenie! - zawołał. - Pewnie uznałeś nas za gamoni. W ciągu dziesięciu minut pięć razy wspomniałeś pannę Watkins, jednak ani Bell, ani ja o nią nie spytaliśmy. Wolno dzisiaj myślimy, pewnie przez to chłodne walijskie powietrze - wyziębia umysł. Teraz jednak, skoro pojąłem, o co chodzi, chętnie cię o nią wypytam, jak tego pragniesz. Ma jasne czy ciemne włosy? Rumianą czy bladą cerę? Woli grę na fortepianie czy na harfie? Co najchętniej czyta? Henry, który podejrzewał, że Strange się z niego natrząsa, zmarszczył brwi i w ogóle nie chciał rozmawiać o pannie. Arabella spojrzała wymownie na męża, po czym łagodnie zaczęła o nią rozpytywać. Wydobyła z Henry’ego następujące informacje: panna Watkins dopiero niedawno powróciła w okolice Great Hitherden, nosi imię Sophronia, mieszka ze swymi opiekunami, państwem Swoonfirst (dalecy kuzyni), lubi czytać (choć Henry nie wiedział dokładnie co), jej ulubiony kolor to żółć, a do tego nie gustuje w ananasach. - A jak wygląda? Jest ładna? - chciał wiedzieć Strange. To pytanie najwyraźniej zakłopotało Henryego. - Panna Watkins nie jest uważana za wielką piękność, co to, to nie. Jednak z czasem dostrzega się jej przymioty. Niektórzy początkowo wydają się nam obojętni, ale bardzo zyskują przy bliższym poznaniu. Żywy umysł, dobre maniery i łagodny charakter - to wszystko o wiele bardziej przyczynia się do małżeńskiego szczęścia niż uroda, która przemija. Ta przemowa nieco zaskoczyła Strange’a i Arabellę