Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Narrator odbiera jednak czytelnikowi możliwość zachwycania się romantyczną poezją grobów. Informuje, że grabarz Lestiboudois wziął chłopca za złodzieja rosnących na cmentarnej ziemi kartofli... Prawdziwe i szczere uczucie łączy Karola i Emmę w okresie narzeczeństwa i w pierwszych miesiącach po ślubie. Szybko okazuje się jednak, że romantycy nie bez racji nazwali małżeństwo „grobem miłości". Rozczarowana jest przede wszystkim Emma. To, co utraciła, stara się odzyskać w platonicznym początkowo związku z Leonem. Gdyby nie wyjazd pisarza notarialnego do Rouen i późniejsze wydarzenia, moglibyśmy mówić i w tym wypadku o zwycięstwie prawdziwej, choć oczywiście nieszczęśliwej miłości. Przeobrażając się w zwykłą małżeńską zdradę, romantyczne uczucie powoli wygasa. W zmaterializowanym mieszczańskim świecie prawa serca nie mogą znaleźć zastosowania. Romantyzm ponosi klęskę, jakkolwiek jest to klęska bardzo malownicza. W powieści Flauberta mamy zresztą do czynienia z romantyzmem fazy schyłkowej, nabierającym już pewnych cech patologicznych. Romantyczny bunt odsłania całą swą połowiczność. Pogrążona w lirycznych nastrojach jednostka okazuje się słaba, pozbawiona woli działania. Raz po raz dochodzi do złamania romantycznej konwencji. Zwróćmy na przykład uwagę, ile czasu rozmarzona pani Bovary poświęca na myślenie o pieniądzach! I ostatecznie zabija się nie z powodu nieszczęśliwej, występnej miłości. Popełnia samobójstwo w obliczu grożącej domowi licytacji. A wcześniej wolała mimo wszystko żyć pod jednym dachem z niekochanym mężem niż uciec - wszystko jedno z kim i dokąd (w takiej sytuacji romantyczny bohater nie martwiłby się o szczegóły). Czy to jeszcze romantyzm czy już mieszczańska hipokryzja? 4- Karol patrzy na otoczenie jak prawdziwy mieszkaniec normandz-kiej wsi. Czuje się zresztą dobrze pośród jej pejzażu. Lubi jej niezbyt wyrafinowaną kuchnię, w której króluje pieczeń wołowa i jabłecznik. Flaubert roztacza przed nami obraz wsi zasobnej 409 JAN TOMKOWSKI i gospodarnej. Tu nikt nie umiera z głodu, rolnicy żyją na ogół dostatnio, w zagrodach spacerują indyki i pawie. Przyjeżdżając po raz pierwszy do Bertaux, Karol odzyskuje spokój i równowagę. Widzi dom urządzony z godną szacunku prostotą. Czyste pokoje pachną irysami. W kuchni błyszczą miedziane rondle, na piecu gotuje się śniadanie. Emma, która wychodzi mu na spotkanie, zdaje się pasować doskonale do tego wnętrza. Są to jednak pozory. W rzeczywistości Emma patrzy na Normandię oczami Flauberta. Podobnie jak i on dostrzega „kraj bez oblicza, język bez akcentu, pejzaż bez charakteru". Musi opuścić Tostes, by zakosztować innego życia. Wychowanka klasztornej szkoły czuje się na wsi obco. Zna zresztą wieś nie gorzej od męża i z pewnością upiorny los Katarzyny Leroux, która służyła pięćdziesiąt cztery lata na tym samym folwarku, nie robi na niej zbyt wielkiego wrażenia. Uważny czytelnik zapamięta jednak chudą twarz porównywaną przez autora do zwiędłej renety, zniszczone ręce, zachowanie znamionujące umysłową tępotę. Stawiana za wzór pracowitości podczas wystawy rolniczej, Katarzyna przypomina raczej o spustoszeniu, jakie czyni w człowieku mordercza, ogłupiająca praca. To druga, wstydliwie ukrywana strona normandzkiego dobrobytu, który ma niewiele wspólnego z sielanką. Przeprowadzka z Bertaux do niezbyt odległego Tostes zmienia bardzo niewiele. Posiadające merostwo Tostes nie zasługuje właściwie na miano miasteczka. Żyje się tu w takim samym rytmie jak na normandzkiej wsi. Spotkać można co najwyżej tęskniącego do Rouen cyrulika albo pogodzonego ze swoim losem nauczyciela. Jedyną rozrywką bywa wizyta wędrownego kataryniarza. Flaubert opisuje skromną egzystencję Tostes nader pobieżnie, główne ostrze ataku kierując przeciwko następnej miejscowości, do której trafia Emma. Opis Yonville wypełniają złośliwości pod adresem miasta, które posiada zaledwie jedną ulicę, parę sklepów, kościół i cmentarz