Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

.. chodzi mi o to, że to jest nadnaturalne! Clarke uśmiechnął się szeroko. - Wie, mimo wszystko jest pan istotą ludzką - powiedział. - Nie tylko pana wprawia to w zakłopotanie? Wszyscy, którzy tu kiedykolwiek pracowali, mieli takie same wątpliwości. Gdybym tylko otrzymywał funta za każdym razem, kiedy o tym myślę - o wszystkich dwuznacznościach, niekonsekwencjach i jawnych sprzecznościach - do diabła, byłbym bogaczem! Roboty i romantycy? Super-nauka i zjawiska nadnaturalne? Telemetria i telepatia? Skomputeryzowany rachunek prawdopodobieństwa i przepowiadanie przyszłości? Satelity szpiegowskie i wróżbici? Oczywiście, że czuje się pan nieswojo. Ale to właśnie na tym polega, na niczym innym - gadżety i duchy! Wellesleyowi odrobinę poprawił się humor. Udało mu się pozyskać Clarke'a, przynajmniej raz. A dla jego zamysłów było to niezbędne. - A teleportacja? - zapytał. - To także jeden z dawnych talentów Keogha? Clarke skinął głową. - My to tak nazywamy - odparł - ale Harry odczuwa wszystko inaczej. Po prostu korzystał z drzwi, o których nikt inny nie wiedział. Wchodził w drzwi tutaj i... wychodził gdzie indziej. Chciałem namówić go kiedyś do udziału w sprawie Perchorska i pojechałem specjalnie do Edynburga. Keogh powiedział, że zgadza się. Zaryzykuje, jeżeli ja także wezmę w tym udział. Jeżeli miał zmierzyć się z nieznanym, to chciał, żebym i ja tego posmakował. Zabrał mnie tam na czymś, co on nazywa kontinuum Mobiusa. To była naprawdę mocna rzecz. Nie chciałbym tego powtórzyć. - Sądzę, że ma pan słuszność. - Norman ponownie westchnął. - Jeżeliby odzyskał swe talenty, musielibyśmy zaproponować mu moje miejsce. Nie miałby pan nic przeciwko temu, prawda? Clarke w odpowiedzi wzruszył ramionami. - No, mech pan nie będzie hipokrytą, Darcy. - Wellesley pokiwał głową ze zrozumieniem. - To przecież jasne jak słońce. Wolałby pan mieć jego - lub kogokolwiek innego - za szefa niż mnie. Ale wydaje się pan nie zdawać sobie sprawy, że ja też jestem całą duszą za tym. Nie rozumiem pana ani ludzi, którzy tu pracują, i nie sądzę, abym kiedykolwiek zrozumiał. Chcę stąd odejść, ale wiem, że minister sprawujący nad nami pieczę nie pozwoli na to, dopóki nie znajdę kogoś, kto by mnie zastąpił. Pana? Nie, ponieważ wówczas wyglądałoby na to, że popełniono błąd, zastępując pana kimś innym. Ale Harry Keogh... - Harry otrzymał najlepszą pomoc, jaką mogliśmy mu dać - powiedział Esper. - Hipnotyzowaliśmy go, próbowaliśmy psychoanalizy, przeszedł nieomal pranie mózgu. Bez rezultatu. Cóż jeszcze może pan dla niego zrobić? - Ważniejsze, co my możemy dla mego zrobić, Darcy. - Słucham? - Ostatniej nocy w Edynburgu rozmawiałem długo z panną Markham i... - Jest w tym wszystkim coś, o czym naprawdę nie mogę myśleć - wtrącił impulsywnie Clarke. - Dlaczego się tego dopuściliśmy? - I ona powiedziała mi, abym porozmawiał z Davidem Bettleyem - kontynuował niewzruszenie Wellesley - ponieważ martwi się o Keogha. Rozumie pan? Ona naprawdę żywi szczere uczucia w stosunku do niego. Czy może pan sądzi, że byłoby lepiej dla niego, gdyby pozostał sam? W końcu ona zaspokaja aż dwie potrzeby - jedną, Harry'ego Keogha, i drugą naszą. Poinformuje nas, co go dręczy. - Słodka sztuka szpiegostwa mentalnego - fuknął Clarke. - Tak więc skorzystałem z jej rady i porozmawiałem z Bettleyem. Wyciągnąłem go z łóżka. Skontaktowałbym się z nim zresztą, tak czy inaczej, ze względu na niektóre z jego ostatnich meldunków i nagrań. Mogło z nich wynikać, że po pierwsze, w Keoghu zaczyna rozwijać się jakiś nowy, dziwny talent, albo też, że jest na granicy załamania. W czasie tej rozmowy Bettley wspomniał, w jaki sposób Keogh odkrył tę, no, rzecz Mobiusa...? - Kontinuum Mobiusa. - Właśnie. Był o krok od tego, ale potrzebował bodźca. I otrzymał, dzięki wschodnio-niemieckiej GREPO, która osaczyła go, gdy rozmawiał z Mobiusem nad jego grobem w Lipsku. GREPO wyzwoliła jego matematyczny geniusz. Teleportował się - czy też skorzystał z kontinuum - aby im uciec. Właśnie dlatego leżą tutaj te akta: chciałbym sprawdzić, czy to dokładnie tak było. I dlatego, dla pewności, pytam o to pana. - A więc? - Oto, jak to widzę - ciągnął Wellesley - Keogh przypomina komputer, który cierpi na zanik mocy