Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Tylko jeśli na to pozwolę - oświadczył Lyon.
- Ach, wiec jesteś księżniczką zainteresowany? - zaciekawił sie sir Reynolds.
- Względnie - odparł markiz wzruszając ramionami.
- Czy to prawda, Lyonie, czy tylko tak mówisz?
- To prawda.
- Rozumiem - rzucił Reynolds z uśmiechem, który wskazywał, że wcale zbyt wiele nie rozumiał.
- Czy przypadkiem wiesz, dokąd udały się Christina i jej opiekunka? Słyszałem, jak księżniczka tłumaczyła się, że przed zakończeniem wieczoru muszą wstąpić na jeszcze jedno przyjęcie.
- Do lorda Bakera - wyjawił staruszek. - Planujesz tam wpaść? - zapytał Reynolds słodko.
- Sir Reynoldsie, nie wyobrażaj sobie, proszę, więcej niż potrzeba - uprzedził Lyon. - Po prostu chcę dowiedzieć się czegoś jeszcze na temat naszej księżniczki. Do rana zaspokoję ciekawość.
W
LWICA
Oschłość w głosie młodego mężczyzny przekonała sir Reynoldsa, że lepiej zrezygnować z dalszych dociekań.
- Nie przywitałem się jeszcze z twoją siostrą. Pójdę jej poszukać.
- Musisz sie pospieszyć - poradził Lyon. - Diana i ja wkrótce wychodzimy.
Podążył za Reynoldsem w stronę tłumu gości. Pozostawił siostrze jeszcze kilka minut, po czym zarządził wyjście. Diana zrobiła zawiedzioną minę.
- Nie bądź taka smutna - odezwał się sir Reynolds.
- Zapewne nie wracasz jeszcze do domu - dodał ze śmiechem.
Markiz nie cieszył się tak jak on.
- No tak, Diano, pomyślałem, że przed odstawieniem cię do domu wstąpimy jeszcze do Bakera.
- Ależ, Lyonie, przecież odrzuciłeś jego zaproszenie
- zdziwiła się Diana. - Powiedziałeś, że lord jest strasznie nudny.
- Zmieniłem zdanie.
- Nie jest nudny? - zapytała zdziwiona.
- Na Boga, Diano - mruknął Lyon, zerkając na Reynoldsa. Ostry ton brata zaskoczył Dianę. Miała mocno wystraszoną minę.
- No, ruszajmy. Nie wypada się spóźnić - popędzał Lyon, nieco łagodniejszym głosem.
- Spóźnić? Lyonie, lord Baker nawet nie wie, że mamy zjawić się na jego przyjęciu. Jak możemy się na nie spóźnić?
Kiedy brat w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami, Diana odwróciła się do sir Reynoldsa.
- Czy wie pan, co opętało mojego brata? - zapytała.
- Atak względnej ciekawości, moja droga - wyjaśnił starzec, po czym odezwał się do Lyona. - Jeśli wolno mi coś zasugerować, to proponowałbym, żebyś pozwolił siostrze zostać tu jeszcze chwile. Z wielką przyjemnością odwiozę ją do domu.
JUUE GARWOOD
- O tak, Lyonie, proszę, mogę zostać? - dopominała się Diana.
Przymilała się jak małe dziecko. Markiz wcale by się nie zdziwił, gdyby zaczęła klaskać w dłonie.
- Czy istnieje jakiś specjalny powód, dla którego chcesz zostać? - zapytał.
Rumieniec wypływający na policzki siostry wszystko mu wyjaśnił.
- Jak brzmi imię tego mężczyzny? - dociekał.
- Lyon - szepnęła z miną męczennicy. - Nie zawstydzaj mnie przy sir Reynoldsie - upomniała brata.
Markiz westchnął ciężko. Minutę temu Diana wyjawiła, ze nazwał Bakera nudziarzem, teraz zarzuca mu, że ją zawstydza. Spojrzał na siostrę karcąco.
- Porozmawiamy o tym później - oświadczył. - Dziękuję, sir Reynoldsie, że zajmiesz się Dianą.
- Lyonie, nie potrzebuję strażnika - zaprotestowała.
- Musisz to jeszcze udowodnić - rzucił markiz, po czym skinieniem głowy pożegnał sir Reynoldsa i opuścił salę batową,
Nagle ftinfro zaczęto mu /alcicć mu ru tym, by umieść Mf w domu nudziajTO-
3
Tflfwliimy w to$Unfa?.rj niż żyt-syiby sifoe EtłwerA. ,df itiia chćial m-ze.slnirr.yt' W iWitfh urwliwach. fidward tak hardza prĘtjmoWtił aie wzuciami najęto dragiesyt papy.
HcirA pff wiftĄczeniu przez mnie fiedrrrmttitu Ali vrm l ntfiem rozpłynęliśmy do domu. Plakatom, ttlt ptunif rant, ir my.fłafam o sobie. ii Jestem fjraitjiwi *g&i*tką. Wiedziałam, ze będę tęskniła ZQ OJiWm. Itcz mann ttbtnviązldeHt bytu ttfiywiśeie towarzyszenie mężowi.
ftt jakimi czasie zacięłam nr ekfcyK>wa