Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Takie myślenie - odparł blok - jest reakcją na niewygody środowiska, w którym żyje dany człowiek. Doskonale zdrowa istota ludzka nie ma innych potrzeb, niż żyć i rozmnażać się w warunkach najwyższego komfortu. - Według tych kryteriów - stwierdził Paul - większość rasy ludzkiej to osobnicy niezdrowi. - Mylisz się całkowicie - odparł głos. - W rzeczywistości około osiemdziesięciu pięciu procent populacji nie ma innych potrzeb poza tymi, które wymieniono. Z pozostałych piętnastu jedna trzecia nie podejmuje żadnych wysiłków, by w praktyce zaspokoić swe niezdrowe potrzeby. Na przyszłe pokolenia ma wpływ dwa procent aktualnej populacji, a jedna dziesiąta procent bywa później przedmiotem podziwu zdrowych. - Nie będę się spierał - odparł Paul czując, jak jego lewy bark ociera się o blok, nieustępliwy jak ceglany mur za człowiekiem stojącym przed plutonem egzekucyjnym. - Nawet gdybym mógł. Nie sądzisz jednak, że fakt, iż ludzie należący do ostatniej z wymienionych przez ciebie kategorii, są podziwiani nawet przez zdrowych według twojej definicji, jest dowodem na to, że chodzi tu o coś innego niż szaleństwo. - Nie - odparł głos. - Wybacz mi - rzekł Paul. - Sądzę, iż oceniłem cię za wysoko. Pozwól zatem, że ujmę rzecz w kategoriach, które będziesz mógł zrozumieć. Kiedy już uda ci się wytworzyć te idealne warunki dla rasy ludzkiej, co stanie się ze sztuką, nauką i odkrywaniem natury Wszechświata? - Zdrowi wyrzekną się ich. Przyparty do ściany Paul poczuł, że blok za nim cofa się, odsłaniając kolejne przejście. Równocześnie prostopadłościan, który nań napierał, dojechał do tego miejsca i stanął. Paul stwierdził, że stoi twarzą do ściany. Odwrócił się więc i rozejrzał dookoła. Stał otoczony czterema zwartymi szeregami bloków w rejonie styku pod wylotem trójstopniowego akceleratora. Nad głową Paula, jak lufa działa nad wróblem szukającym w niej schronienia przed szponami sokoła, sterczała aktywna końcówka terminalu, który mógł wyssać Paula z tego miejsca i cisnąć do jakiego bądź punktu we Wszechświecie nie-czasu. - A jaki los spotka wtedy niezdrowych? - spytał. - Wtedy już nie będzie niezdrowych - odparł głos. - Zniszczą się sami. Paul nie dostrzegł nic i niczego nie usłyszał, ale głęboko w sobie, w mięśniach i szpiku kostnym poczuł, że akcelerator zaczyna działać. Tam i z powrotem, przebywając błyskawicznie kilometrowe odległości, pulsował zgęstek energii, który miał się stać punktem nie-czasu. Paul pomyślał o Odskoczni i o próżni przestrzeni kosmicznej. - Stwarzałeś już okoliczności, w których mogłem zginąć z własnej ręki, prawda? - spytał Paul, przypominając sobie to, co ongiś powiedział Jase. - W kopalni i tamtego dnia, przed grupą demonstrantów? - Zawsze stwarzało ci się możliwości, byś zginął z własnej ręki. To najlepsza metoda na niezdrowych. Zdrowych łatwo jest zabić. Niezdrowi walczą z uporem i nie dają się zabijać, są jednak bardziej podatni, kiedy stwarza im się okoliczności sprzyjające samozniszczeniu. - Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że twoja definicja zdrowia i jego braku jest całkowicie sztuczna i błędna? - spytał Paul wczuwając się w pulsację akceleratora. - Nie - odparła machina - nie potrafię postępować inaczej, niż właściwie. Mój błąd jest absolutnie wykluczony. - Trzeba ci wiedzieć - sprzeciwił się Paul - że jedno fałszywe założenie, użyte jako przesłanka dla późniejszych wniosków, może być przyczyną błędu całego rozumowania. - Wiem o tym. Wiem również, że przyjęte przeze mnie przesłanki nie są fałszywe - odparł głos. Przytłaczający mrok czający się nad głową Paula wydawał się opadać w dół. Bezosobowy głos również opadł i zabrzmiał teraz niemal konfidencjonalnie. - Moje przesłanki zostały wielokrotnie przetestowane dla sprawdzenia, czy oparta na nich struktura zagwarantuje bezpieczne i niezakłócone istnienie ludzkości. Jestem strażnikiem rodzaju ludzkiego. Ty zaś, przeciwnie, jesteś jego niszczycielem. - Ja? - spytał Paul wpatrując się w wiszący nad nim mrok. - Znam cię. Jesteś zgubą ludzkości. Jesteś wojownikiem, który nie podejmie walki i nie można go pokonać. Jesteś dumny - mówiła machina. - Znam cię, Nekromanto. Dokonałeś już nieobliczalnych szkód i stworzyłeś pierwszą iskierkę życia niepojętego dla mnie wroga. W umyśle Paula spadła jakaś zasłona. Nie widział jeszcze, co cię za nią kryje, doznał jednak ulgi i pokrzepienia. Poczuł się jak żołnierz, który po długim okresie wyczekiwania, otrzymuje wreszcie rozkaz wyruszenia na niebezpieczną wyprawę. - Rozumiem - rzekł spokojnie, bardziej do siebie niż do machiny. - Nie wystarczy rozumieć - odparł mechanizm. - Nie dość jest przeprosić. Jestem żyjącą wolą rodzaju ludzkiego, wcieloną w materię. Mam prawo kierować ludźmi. Ty nie. Oni nie należą do ciebie. Należą do mnie - ton głosu, jakim wypowiedziano te słowa, nie zmienił się, Paul jednak odniósł wrażenie, że machanizm go oskarża. - Nie pozwolę ci poprowadzić rodzaju ludzkiego na oślep, poprzez mroczny labirynt ku końcowi, którego nie potrafią pojąć. Mimo kilku prób, nie potrafiłem cię zniszczyć. Mogę cię jednak usunąć. Głos zamilkł. Paul zdał sobie sprawę z cichego pomruku, wydobywającego się z wylotu wielkiego, wymierzonego weń cylindra. Akcelerator osiągał już punkt przebicia do nie-czasu, który za moment miał uderzyć w człowieka niczym piorun i usunąć go z miejsca, w którym był teraz