Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Przedstawienie tak mnie podnieciło, że znów nie mogłem myśleć o pracy. Przechodząc obok kombinatu usługowego przypomniałem sobie, że od powrotu nie zmieniałem wierzchniej odzieży, która już się nieco zniszczyla i stała się niemodna. W kombinacie było równie pusto jak na ulicach. Przenośnik podał mi trzydzieści modeli płaszczy, garniturów i nakryć głowy mojego rozmiaru. Do jednego z garniturów włożyłem swój adres, aby wysłano mi go do domu, płaszcz zaś włożyłem na siebie. Nowe okrycie było ładniejsze, ale nie tak wygodne jak stary płaszcz. Zawsze czułem się nieprzytulnie w nowym ubraniu. Wyszedłem zadowolony, że pozbyłem się starej odzieży, i trochę jej żałując. Nie przeszedłem jeszcze stu kroków, kiedy nagle zawróciłem i wszedłem do kombinatu. Dyżurny automat spytał, czego sobie życzę. - Życzę sobie, abyście mi zwrócili stary płaszcz. - Chętnie, jeżeli jeszcze nie został pocięty na szmaty. Nie, jeszcze jest na taśmie. Nowe okrycie również pan zabierze ze sobą? Może wysłać do domu? - Nie, dziękuję. - Nie podobają się panu nasze wyroby? -obojętnym głosem zapytała maszyna. - Proszę powiedzieć, co panu nie odpowiada, to wykonamy indywidualne zamówienie. - Wszystko się podoba. Wspaniała odzież. Ale przyzwyczaiłem się do starego płaszcza. Jak by to powiedzieć... zżyłem się z nim. - Rozumiem. W ciągu ostatniego roku zapotrzebowanie na nowości spadło o czternaście procent, a przywiązanie do starych rzeczy wzrosło o dwadzieścia jeden procent. To niezdrowa tendencja. Będziemy ją zwalczać przez powszechne polepszenie jakości. Włożyłem odzyskany płaszcz i uciekłem. Wiatr nadal kołysał konarami drzew i strącał żółte liście, które szeleściły mi pod nogami. Usiadłem na ławeczce i zapytałem samego siebie, czego potrzebuję. Nie potrzebowałem niczego konkretnego, ale nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Posiedziałem trochę, a później po chwili wahania poprosiłem Opiekunkę, aby połączyła mnie z Mary Glann. Mary ukazała się natychmiast po wywołaniu. Siedziała z podkurczonymi nogami na kanapie i patrzyła na mnie ironicznym wzrokiem. - Ma pan wiele zimnej krwi - powiedziała. Oczekiwałam wywołania znacznie wcześniej. - Witam panią - odparłem. - Nie rozumiem, o czym pani mówi? - No więc tak: zbliża się Święto Pierwszego Śniegu. Pański przyjaciel Romero zamierza je uczcić ucztą przy ognisku. Wszystko będzie tak jak w starożytności. Paweł ręczy za autentyczność obrzędów. Chcę, aby pan mi towarzyszył. Zgoda? - Naturalnie, jeśli pani sobie tego życzy. Ze swojej strony zapraszam panią i Pawła na próbne uruchomienie stacji dalekiej łączności kosmicznej. Powinno to panią zainteresować. - Przypisuje pan innym swoje pragnienia - zaoponowała. - Ma pan tam, zdaje się, swych gwiezdnych przyjaciół, a ja tam nikogo znajomego nie mam. Podobnie jak pański przyjaciel Romero jestem przywiązana do Ziemi, a tu do orientacji wystarczy Opiekunka. Wątpię, aby mogło mnie tam cokolwiek zaciekawić. - Przy takiej wspólnocie zainteresowań ziemskich pani jest chyba bliższa Pawłowi niż ja - odparłem sucho. - A ponieważ nie ciekawi pani uruchomienie łączności galaktycznej... - Zbieramy się przy Krowie. Czekam! - powiedziała i znikła. . 12 . Było to ostatnie wielkie święto roku. Poza uroczyście obchodzonymi rocznicami wielkich dat wyzwolenia ludzkości od niesprawiedliwości społecznej na Ziemi obchodzi się święta związane ze zjawiskami natury: Przesilenie Zimowe, Wielka Odwilż, Przesilenie Letnie, Wielka Burza Letnia, Pierwszy Śnieg. W tym roku wszyscy byli przekonani, że Pierwszy Śnieg się nie uda. Uroczystość wymagała zbyt wiele energii, a całe zasoby Ziemi oddano na budowę SFP-3. Poza tym połowa ludności planety wyjechała na budowy kosmiczne, a ci, którzy pozostali, mieli zbyt wiele zajęcia z uruchomieniem stacji superdalekosiężnej łączności kosmicznej. Ale Zarząd Osi Ziemskiej wykonał swoje zobowiązanie co do joty. Nawet gdyby na Ziemi pozostał jeden człowiek chętny do zabawy, wszystkie ustalone święta zorganizuje się dla tego jednego. Moim zdaniem jest to całkowicie słuszne. Albert, widząc rozmach przygotowań, wystosował wielki protest: Ludzkość nie ma obecnie czasu na świętowanie poza najwyżej kilkoma wesołkami, czy to nie rozrzutność? Na to Wielki odpowiedział: "Każdy człowiek ma prawo do tego, do czego ma prawo cała ludzkość". Po takiej odpowiedzi Albert zapomniał o protestach i nawet włączył do swego harmonogramu kilka godzin poświęconych na obchody święta. Chmury śniegowe jak zwykle przygotowano zawczasu nad północnym akwenem Oceanu Spokojnego. Z ciekawości poleciałem tam rakietą dalekiego zasięgu, a na Kamczatce przesiadłem się do awionetki. Opiekunka uprzedziła mnie, że trzeba się ciepło ubrać, ale zlekceważyłem jej radę, czego później żałowałem. W chmurach było piekielnie zimno. Nie wiedziałem przedtem, że chmury śniegowe składają się z drobniutkich kryształków lodu, które później rosną i zamieniają się w gotowe śnieżynki. Zaprosiłem Alberta na Święto Pierwszego Śniegu za zgodą Mary i Romera. Gdy zjawiłem się przy pomniku Krowy, Albert już siedział na jego stopniach i coś liczył. - Nasi przyjaciele spóźniają się - powiedział do mnie i znów pogrążył się w obliczeniach. Usiadłem obok niego. To miejsce przed Panteonem jest ulubionym miejscem spotkań. Z niskiego cokołu wykonanego z czerwonej granitowej bryły wpatrywał się we mnie wypukłymi oczyma posąg rogatej krowy. Po raz chyba tysięczny przeczytałem napis, który nie wiadomo dlaczego zawsze mnie rozczula: "Swojej karmicielce wdzięczna ludzkość". Nikt już od dawna nie pije krowiego mleka, ale człowiek nie zapomina o swej przeszłości. Nad kamienną czerwono-czarną krową niespiesznie przesuwały się chmury, zwykłe jeszcze, nie świąteczne. Kasztanowce i klony stały obnażone, jedynie wysokie piramidalne dęby nie chciały rozstać się z porudziałym listowiem. Ochłodziło się i na kałużach zaczęły się tworzyć skorupki lodu. Na placu wylądowała awionetka Romera. Kabina pojazdu była zastawiona pakunkami i zawiniątkami. Paweł pomachał nam ręką. - Mary jeszcze nie ma? To nic, zaraz ją sprowadzę. Tymczasem wylądowało jeszcze kilka awionetek z przyjaciółmi Romera. Pawła ciągle nie było. Wreszcie ukazała się jego awionetka poprzedzająca pojazd Mary. Mary, nie patrząc na mnie, powiedziała gniewnie: - Nie spełnia pan obietnic, Eli