Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Prawda, że zamordował brata i otruł ojca; dwudziestu radżów i tyluż omrów zginęło na mękach, ale to była rzecz bez znaczenia, mówiono tylko o jego pobożności. Przyrównywano doń jedynie święty majestat najoświeceńszego cesarza marokańskiego, Muleja Izmaela74, który ucinał głowy co piątek po modlitwie. Nie mówiłem ani słowa; podróże wyrobiły mnie; czułem, że nie do mnie należy rozstrzygać między tymi dwoma dostojnymi monarchami. Młody Francuz, z którym mieszkałem, uchybił (sam to przyznaję) cesarzowi Indyj i cesarzowi Maroko. Ważył się rzec niebacznie, że istnieją w Europie pobożni monarchowie, którzy rządzą dobrze państwem, a nawet chodzą do kościoła, nie mordując ojców i braci i nie ucinając głów poddanym. Tłumacz nasz przełożył na język hinduski bezbożne odezwanie się młokosa. Pouczony dawniejszymi przygodami kazałem szybko okulbaczyć wielbłądy: opuściliśmy z Francuzem miasto. Dowiedziałem się później, że tej samej nocy oficerowie wielkiego Aureng-Zeba przybyli, aby nas ująć, ale znaleźli tylko tłumacza. Stracono go na rynku; i wszyscy dworacy oświadczyli bez pochlebstwa, że śmierć jego była bardzo zasłużona. Pozostało mi zwiedzić Afrykę, aby poznać wszystkie rozkosze globu. Ujrzałem ją w istocie. Okręt mój dostał się w ręce murzyńskich korsarzy. Nasz kapitan podniósł lament pytając, czemu tak gwałcą prawo narodów. Murzyński kapitan odpowiedział: – Wy macie nosy długie, a my płaskie; włosy macie gładkie, a my kędzierzawe; macie skórę popielatą, a my hebanową; tym samym jest nam przeznaczone, wedle świętych praw natury, żyć w wiecznej nieprzyjaźni. Wy nas kupujecie na targu na wybrzeżach Gwinei jak juczne zwierzęta, aby nas zmuszać do niedorzecznej i mozolnej pracy. Każecie nam żyć pod grozą batoga w górach, aby dobywać jakiś żółty piasek, który sam przez się jest do niczego i niewart jest ani nawet dobrej egip- 71 P a p i e ż – Innocenty . 72 A u r a n g - Z e b (1619-1707) – mongolski władca Hindustanu od r. 1659. Podbił Dekan, Wizapur i Golkondę. Jego nietolerancja religijna była przyczyną licznych buntów krwawo tłumionych. 73 B e t h A l l a (arab.) – dom Boga. 74 M u l e j I z m a e l (1646-1727) – sułtan Maroka od roku 1672. skiej cebuli; toteż kiedy my was spotykamy i kiedy jesteśmy silniejsi, każemy wam uprawiać nasze pola lub obcinamy wam nosy i uszy. Nie było co odpowiedzieć na tak roztropną mowę. Jąłem uprawiać pole starej Murzynichy, aby ocalić uszy i nos. Wykupiono mnie po upływie roku. Widziałem wszystko, co jest pięknego, dobrego i godnego podziwu na ziemi; postanowiłem nie wychylać już nosa poza swój zaścianek. Ożeniłem się z krajanką; zostałem rogaczem i przekonałem się, że jest to najmilszy stan na ziemi. zachodzie. BIAŁE I CZARNE * (1764) Wszyscy w prowincji Kandahar znają przygodę młodego Rustana. Był to jedyny syn miejscowego mirzy; coś jak u nas margrabia, a baron u Niemców. Mirza, jego ojciec, posiadał ładny majątek. Młody Rustan miał się żenić z jakąś panienką czy mirzówną tej samej rangi. Obie rodziny pragnęły tego gorąco. Miał się stać pociechą rodziców, dać żonie szczęście i samemu znaleźć je przy niej. Ale, nieszczęściem, ujrzał księżniczkę Kaszmiru na jarmarku w Kabul. Jest to jarmark o wiele bardziej uczęszczany niż jarmarki w Bassorze i Astrachanie; a oto czemu stary książę Kaszmiru przybył nań ze swoją córką. Stracił dwie najrzadsze sztuki ze swego skarbca: jedna, to diament wielkości kciuka; na diamencie tym wyryto obraz jego z całym kunsztem, który Hindusi poosiadali wówczas i który się później zatracił; drugą był dziryt, który sam z siebie bieżał, gdzie się chciało: rzecz dość pospolita u nas, ale niezwykła w Kaszmirze. Fakir jego Wysokości skradł te dwa klejnoty i przyniósł je księżniczce. – Pilnuj troskliwie tych cacek – rzekł – los twój od tego zależy. Odszedł i już go nie widziano. Książę Kaszmiru, w rozpaczy, postanowił sprawdzić na jarmarku w Kabul, czy wśród kupców ściągających tam ze wszystkich stron świata nie znajdzie się taki, który znalazł jego broń i diament. Zwykł był brać z sobą córkę w każdą podróż. Miała diament dobrze schowany w zapasce; co się tyczy dzirytu, nie mogąc go tak dobrze ukryć, schowała go troskliwie w Kaszmirze w wielkim chińskim kufrze. Rustan i ona ujrzeli się w Kabul; pokochali się z całą szczerością swego wieku, z całą namiętnością tamtejszego klimatu. Jako zakładnik miłości księżniczka dała mu swój diament, kiedy zaś odjeżdżała, Rustan przyrzekł odwiedzić ją tajemnie w Kaszmirze. Młody mirza miał dwóch ulubieńców, którzy mu służyli za sekretarzy, koniuszych, marszałków dworu i pokojowców. Jeden nazywał się Topaz: był piękny, kształtny, biały jak Czerkieska, łagodny i usłużny jak Armeńczyk, roztropny jak Grek. Drugi zwał się Heban: był to bardzo ładny Murzyn, żywszy, obrotniejszy niż Topaz; nic dlań nie było za trudne. Rustan zwierzył im swój zamiar. Topaz silił się odwieść go perswazją, jak sługa, który nierad sprzeciwia się panu; przedstawiał mu wszystko, na co się waży. Czy godzi się pogrążyć dwie rodziny w rozpaczy? wbijać nóż w serce rodziców? Zachwiał Rustana w zamyśle, ale Heban umocnił go i usunął wszystkie skrupuły. Młody człowiek nie miał pieniędzy na tak długą podróż; roztropny Topaz nie byłby mu się starał o pożyczkę; Heban zaradził na to. Ściągnął zręcznie diament swego pana, kazał sporządzić zupełnie podobny, który włożył na miejsce tego, prawdziwy zaś dał w zastaw jakiemuś Ormianinowi za kilka tysięcy rupij. Skoro młody margrabia miał rupie w kieszeni, wnet przygotowano wszystko do wyjazdu. Obarczono słonia pakunkami; oni siedli na koniec. Topaz rzekł: – Pozwoliłem sobie odwodzić pana od zamiaru, ale powiedziawszy swoje winienem słuchać; jestem pańskim sługą, kocham pana, pójdę za panem na kraj świata. Ale poradzimy się w drodze wyroczni, która jest o dwie mile stąd. Rustan zgodził się. Wyrocznia odpowiedziała: – Jeżeli pójdziesz na wschód, znajdziesz się na Rustan zgoła nie rozumiał tej odpowiedzi. Topaz twierdził, że nie zawiera ona nic dobrego. Heban, zawsze usłużny, tłumaczył ją pomyślnie. Była jeszcze druga wyrocznia, w Kabul; udali się do niej. Wyrocznia odpowiedziała: – Jeżeli posiędziesz, nie będziesz posiadał; jeśli będziesz zwycięzcą, nie zwyciężysz; jeśliś jest Rustan, nie będziesz Rustanem. Ta wyrocznia zdała się jeszcze ciemniejsza od tamtej. – Uważaj, panie – powiadał Topaz. – Nic się pan nie bój – zapewniał Heban: i ten sługa, jak można się domyślać, miał zawsze słuszność w oczach pana, ile że podsycał jego żądzę i nadzieję. Opuściwszy Kabul jechali borem; siedli na trawie, aby się pokrzepić i popaść konie