Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Z tego też powodu modna dziś mistyczna fala w popularnej pobożności ma charakter ambiwalentny. Johnston przestrzega: "Być może waży się przyszłość mistyki. Może być ona jasna, ale może też być całkiem ciemna, z powodu wielkiego potencjału duchowego uwalnianego w miarę jak rodzaj ludzki będzie stawał się coraz bardziej mistyczny"[123]. Uwaga ta dotyczy nie tylko chrześcijańskiego wierzenia w personalnie istniejącego złego ducha. Odnosi się do mistycyzmu w każdej postaci, także unikającego sformułowań personalistycznych: "Wszystkie religijne tradycje wiedzą o mistyce zła. Pamiętam, jak przeżyłem szok, gdy po raz pierwszy usłyszałem o «samadhi czystego zła»"[124]. Dlatego też literacka postać doktora Fausta sprzedającego swą duszę diabłu w zamian za moce duchowe nie straciła nic na aktualności, także w teologicznych ocenach różnych rodzajów mistyki[125]. Wynika to ewidentnie z Objawienia Bożego, przebija to także z wypowiedzi wielu teologów, psychologów, a nawet filozofów interesujących się fenomenem religii. b. Mistyka stymulowana farmakologicznie "O jedenastej łyknąłem pigułkę. Widziałem to, co oglądał Adam owego poranka, gdy został stworzony - nieustający cud nagiej egzystencji.[...] Posiadając wiedzę dotyczącą chemicznych uwarunkowań transcendentnego doświadczenia początkujący mistyk powinien zwrócić się o techniczną pomoc do specjalistów w dziedzinie farmakologii". (A. Huxley) Jednym z zapewne najbardziej spektakularnych osiągnięć popularyzatorów mistyki panenhenistycznej jest szerokie rozpowszechnienie mniemania, że istnieje droga na skróty do osiągnięcia stanów mistycznych, mianowicie droga przez narkotyki. W wersji uproszczonej opis tej drogi wyglądałby mniej więcej tak: "W czasach dawniejszych mistycy musieli osiągać swoje stany drogą długotrwałych i męczących praktyk medytacyjnych, a także postów i wyrzeczeń. Ostatnio jednak, dzięki odkryciom właściwości substancji modyfikujących świadomość, można to samo osiągnąć przez zażycie odpowiedniej tabletki". Istnienie takiego przekonania relacjonował już u progu dwudziestego stulecia W. James: "Powodzenie alkoholu wśród całej ludzkości jest niepowątpiewalnie spowodowane jego zdolnością stymulowania mistycznych zdolności ludzkiej natury [...] [Także] tlenek azotu stymuluje mistyczną świadomość w stopniu nadzwyczajnym"[126]. W bardziej rozwiniętej postaci można spotkać takie poglądy w twórczości A. Huxleya lub S. Grofa. Stanowią one też część szeroko rozumianego konglomeratu idei wchodzących w skład światopoglądu New Age. Grof natomiast donosił o swoich psychologicznych eksperymentach: "Stosowałem duże dawki LSD (300-500 mg) w celu ułatwienia doświadczenia religijnego"[127]. Relacjonowane przez niego wyniki miały zawierać przeżycia "duchowej śmierci i odrodzenia", "odczucia świętości, transcendencji czasu i przestrzeni, doświadczenie czystego bytu", symbolizmu Ogrodu Getsemani, ciemnej nocy ducha, piekła, mitologicznych postaci Hadesu, a nawet ideę cierpienia rozpoznaną u Buddy, w końcu wreszcie - pamięć poprzednich wcieleń, jasnowidzenie, podróże w czasie i inne niezwykłe fenomeny, nie wyłączając spotkań z bytami duchowymi (na przykład z Ramanem Maharishi lub nawet z Jezusem Chrystusem). Jednym słowem, zażywanie LSD miało dawać w wyniku wszelkie możliwe przeżycia doznawane we wszystkich możliwych religiach w całej historii świata[128]. Określenie wprawdzie popularne, ale oddające wiele z atmosfery otaczającej ten rodzaj mistycyzmu, mówi o "tabletce na oświecenie"[129]. Cennym przyczynkiem do ocenienia postaw tego typu jest wypowiedź W. Johnstona: "Zen jest oparty na bardzo wielkiej wierze" i dlatego "Aldous Huxley, który był bardzo zainteresowany medytacją, ale nie przejawiał żadnych szczególnych wierzeń w nic konkretnego, po prostu do niczego nie doszedł"[130]. Istnieje bowiem bardzo poważna różnica między mistykiem a badaczem własnej świadomości: "badacz psychiki interesuje się tylko tym światem, natomiast mistyk namiętnie kocha rzeczywistość leżącą poza świadomością"[131] Podobne tony usłyszeć można w świadectwie Amerykanina, który usłyszał od swego japońskiego nauczyciela wprowadzającego go w buddyzm zen: "Aby osiągnąć oświecenie musisz mieć głęboką wiarę. Musisz w głębi serca wierzyć, że prawdą jest to, czego Budda i patriarchowie nauczali, kierując się własnym, bezpośrednim doświadczeniem; musisz wierzyć, że wszystko, wraz z nami, jest w swej wewnętrznej istocie naturą Buddy, i że naszej Własnej Naturze niczego nie brakuje"[132]. Johnston sprecyzował jasno, na czym polega fundamentalny błąd, dotyczący nie tego lub innego szczegółu, ale całej mentalności charakterystycznej dla "farmakologicznego" podejścia do problemu medytacji mistycznej: "medytacja w laboratorium, to jak seks w laboratorium"[133]. Właśnie: zbadanie fizjologii podniet seksualnych nie oznacza jeszcze naukowego zbadania zagadnienia miłości. Możliwość laboratoryjnego wywołania pobudzeń organizmu takich samych jak w relacjach małżeńskich, nie oznacza jeszcze, że łatwo będzie teraz wyprodukować "pigułkę na miłość". Niech ktoś spróbuje powiedzieć to kochającym się ludziom! Podsumowując, należy stwierdzić, że Huxley po prostu odkrył, jak wywołać towarzyszącą niekiedy mistycznemu spotkaniu fizjologiczną reakcję. W oczach człowieka wierzącego będzie to jednak zawsze graniczyć z "mistyczną pornografią". Podejrzenie to potwierdzałby sam Johnston, kiedy pisze: "Medytacja w tradycji judeochrześcijańskiej jest niczym innym jak przygodą miłości dwóch wolnych podmiotów. Dlatego nie można jej zlokalizować i analizować w kategoriach fal alfa, beta i delta"[134]. Kiedy słyszymy pochwały płynące z tekstu Poulaina: "św