Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Liczył godziny, które zostały do świtu. Poczuł się samotny. Zrozumiał, że to, co przedtem uważał za samotność, to był w rzeczywistości cały czas kontakt z ludźmi i że prawdziwa samotność, głęboka i gorzka, zaczyna się teraz. Zapadała noc. Poprzez wybite szyby w oknie patrzył jak się ściemnia. Chociaż nie było słońca cały dzień, widać było teraz dalekie, bladoświetliste obłoczki. Między nimi pojawiały się chmury w kolorze kobiecego ciała. Zdając sobie sprawę, że stracił już wszystko, czekał, aż całkiem się ściemni i wszedł na schody baszty. Wchodził, opierając się na laskach, ze stopnia na stopień. Postanowił zachowywać się jak zawsze i czekać, jaki bieg przybiorą sprawy. Jak będzie trzeba, będzie udawał tak jak ona, lepiej niż ona. Nie zastawszy jej w saloniku, skierował się do sypialni. Tam, obok łóżka, na krześle, leżało ubranie Balbiny. — Kiedy Pani wyjeżdża? — Kto, ja? — spytała zaskoczona. 133 — Kiedy? — nalegał Romulo. — Jutro? Dlaczego właśnie jutro? — Nie. Jutro nie mogę. W tym tygodniu nie dam rady. — Ja Pani pomogę. — To nieprawda, Romulo. Ja wiem, że oddałbyś życie, aby mnie uratować, ale wiem też, że nie zrobiłbyś nic, żebym odeszła stąd, gdzie ty jesteś. Romulo patrzył na nią i ona również spojrzała na niego, z całym spokojem. Poczuł, jak fala krwi rośnie w jego ciele i dochodzi mu do gardła, ale księżna mówiła dalej: „Tak, Romulo, ja wiem, że ty byś oddał za mnie życie, oddałbyś bardzo chętnie, myśląc może o swych przyjaciołach z innych planet. Prawda?" Romulo myślał: „Chce się przekonać, że oskarżając mnie i posyłając na śmierć, robi mi tylko przyjemność. Ona przebywa w tym nieosiągalnym miejscu, które zaczynam już rozumieć. Z tego samego miejsca jej odpowiem". — Wszystko się zmieni, Romulo — mówiła — od jutra. Ja wiem, że ty jesteś moim jedynym przyjacielem i że masz rację. Słyszysz? Ja wiem, że masz rację. Od jutra wszystko będzie inaczej. Romulo myślał: „Mówi to teraz, kilka godzin przed odejściem i pozostawieniem mnie w rękach kata". Zmuszając się do uśmiechu, Zapytał: — Od jutra? Czuł się tak, jakby już był w „owym miejscu". Nie było to takie trudne. Należało tylko wyciszyć pulsowanie krwi i być gotowym do mówienia rzeczy okrutnych i kłamliwych. Był pewien, że nie jest chora. Tak jak kłamie we wszystkim innym, może również kłamać co do swej choroby. Udawała też, że zemdlała. Czuł w sobie jeszcze promieniowanie jej ciała, którym, wydawało mu się, odpowiedziała na jego pocałunek. Szarpnął ją za rękę: — Od jutra? — Tak, Romulo. Ale puść mnie. To boli. — Dobrze, jak Pani sobie życzy. Od jutra. Dam Pani to ostatnie, co Pani mogę dać. Patrzył na nią z takim samym uśmiechem, jaki widywał u niej. A ona spytała: — Mnie? — Tak, dam Pani to jedyne i ostatnie. 134 Widząc u księżnej nowy rodzaj spokoju, pełnego perfidii — siły przynależnej „owemu miejscu", dla niego niedostępnej — podziwiał ją. Nie mówiła nic. Romulo czuł sarkazm za tym milczeniem. Spytała w końcu: — Rozmawiałeś z tym millclano? — Nie — skłamał. — Więc nic ci nie mówił? Romulo zacisnął pięści na pościeli: — Nie, nic. I zaraz dodał: — Niech Pani się nie martwi. Pani stąd pójdzie. Pójdzie Pani, kiedy Pani chce. Poczuł się z siebie zadowolony. Odpowiedziała mu, jakby zrozumiawszy, że on zdaje sobie ze wszystkiego sprawę i że się godzi: — Tak, Romulo. Dziękuję, Romulo. Zawahał się, myśląc przez chwilę, że może się myli i postanowił zrobić próbę. Powie, że weźmie ubranie Balbiny. Jeśli ona nie planuje odejść na drugi dzień, nie jest jej potrzebne. Ale ona sprzeciwiła się gwałtownie. Wtedy Romulo, niepomny na nic, schylił się nad poduszką i pocałował księżnę w usta. Odepchnęła go: „Co robisz, Romulo?" Znowu odnalazł jej usta, ugryzł je, aż poczuł krew na wargach. Wtedy ją puścił. Jęczała głucho. Miała rankę na górnej wardze i splamiła poduszkę krwią. — Bestia! Wymawiając „b", prysnęła krwią w jego twarz. Romulo powtórzył: — Tak. Dam ci to ostatnie. Jedyne i ostatnie, nie widzisz, że jestem gotowy? Wiem wszystko i jestem spokojny. Spokojniejszy niż był twój mąż i niż jest twój kochanek. Ale ona jęczała jak dziewczynka i Romulo, widząc tę krew i słysząc te skargi, poczuł jakąś twardą litość. Sięgnął ręką do pasa, gdzie miał swój żołnierski sztylet. Księżna dostrzegła ten ruch i krzyknęła z szeroko otwartymi oczami: — Nie zabijaj mnie, Romulo. Romulo odsunął rękę i oparł ją o poduszkę. 135 — Jutro odejdziesz. Twój paszport jest już gotowy. Jutro odejdziesz, słyszysz? — Ja? — Tak, ty. Jęczała z wargą splamioną krwią, która broczyła coraz bardziej: — Chyba jestem chora, ale zrobię, co chcesz. Romulo nie mógł, patrząc na nią, nie odczuwać bezbrzeżnego żalu. Wolał odejść niż okazać swoje wzruszenie i wycofywał się, mówiąc z oczami w nią utkwionymi: — Nie oszukasz mnie. Wiem wszystko i zgadzam się. Nie oszukasz mnie. Dam ci to ostatnie, ale daję to tobie, a nie jemu. Tobie, ponieważ ja chcę ci to dać. Ja. Nie myśląc o żadnych głupotach, o tych ludziach z innych planet, jak to ty mówisz. Ja, słyszysz?, ja. Wrócił ze schodów i chciał zatamować jej krew na wardze, poprawić poduszkę. Ona powtarzała, że mu dziękuje — swoimi zranionymi ustami — i że chce tylko spać. Romulo pomyślał: „Mówi prawdę". On też mówił prawdę. A mimo to — myślał — obydwoje kłamią. Może na „owym wysokim miejscu" żyje się wygodnie a nawet cnotliwie, ponad ogniem i mieczem. On też jest ponad tym, ale jego miejsce jest inne. I już nic nie można zrobić. Tylko schylić głowę i oddać ją. Pod miecz. Czując, że księżna się go boi, postanowił odejść, bez słowa. Szedł z trudem, wspierając się na laskach. Skierował się do windy, ale cofnął się: od kiedy był tam zamknięty z trupem, wolał jej unikać. Gdy zawrócił i doszedł do schodów, zrozumiał, że wszystko się skończyło. Przestraszył się, że się potknie o but na schodach i usprawiedliwiał się przed samym sobą, że z obandażowaną nogą byłoby mu trudniej utrzymać równowagę