Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

się: - Mogę sobie wyobrazić, o co mu chodzi. Mają pragnienie i chcą je wspólnie ugasić. Ś Przypuśćmy! - odpowiedział Herbert Asch z uśmiechem. Ś A podczas mojej nieobecności mój przyjaciel Vierbein zatańczy z panią. Ś Czy nie mógłbym ci towarzyszyć? - Vierbein zauważył zapewne, że coś się święci, i jako dobry kolega chciał zaofiarować Aschowi swe usługi. Ś Nigdy! - powiedział tamten 'stanowczym tonem. - Zostaniesz tutaj. "•- I dodał: - Nie możemy panny Elżbiety zostawić samej. Vierbein zaprosił ją posłusznie do tańca. Asch, który pozostał sani, przyglądał się przez chwilę tańczące] parze. Uważał, że Elżbieta jest wspaniałą dziewczyną, wspanialszą od wszystkich, które dotychczas spotykał. Potem, podniesiony na duchu jej wido-kiem, postanowił wstać, by udzielić bombardierowi Kowalskiemu żądanej pomocy. W tym momencie zjawił się podporucznik Wedelmann w cywilu i zapytał, czy jest jeszcze wolne miejsce. Otrzymawszy po chwili wahania odpowiedz twierdzącą usiadł przy stoliku. Podporucznik manipulował palcami przy nieco zbyt ciasnym kołnierzyku swej niebieskiej koszuli. - Co to ja jeszcze chciałem powiedzieć, Asch? Aha, jestem tu w charakterze prywatnym, cał-kowicie prywatnym. To chciałem wam powiedzieć. Nie róbcie więc sensacji. Ś Nie miałem tez tego zamiaru, panie podporuczniku - odpowiedział Asch z całym spokojem. Ś W porządku - rzekł Wedelmann. Sytuacja wydawała mu się nieco kłopotliwa. Podporucznik w cywilu spoufala się z bom-bardierem. Ale można również powiedzieć: podporucznik w cy-wilu demonstruje ducha wspólnoty i koleżeńskości wobec szere-gowców i próbuje znaleźć u nich zrozumienie. Bzdura! Rzecz wy-gląda naprawdę tak: czuł się samotny, chciał być między ludźmi. Trzeba teraz tylko zapomnieć, że się znajduje wśród podwład-nych. Ś Panie podporuczniku -- powiedział bombardier Asch skinąwszy głową bombardierowi. Kowalskiemu, który czekał przy wejściu na salę - radziłbym panu zachowywać się w cywilu odpowiednio. Ś Jak mam to rozumieć, Asch? - Podporucznik uczciwie starał się okazać tak w tym wypadku konieczne zrozumienie. Nie było to łatwe. Ta szatańska sytuacja była temu winna! Mimo cywilnego ubrania był podporucznikiem; chciał być cywilem, źi jednak nie mógł do końca zapomnieć o swoim stopniu oficer-skim. Starał się nie zwracać uwagi na to, że bombardier rozmawia z nim całkowicie niezgodnie z regulaminem. Nie potrafił jednak udawać, że słów jego nie słyszy Ś Chcę przez to powiedzieć, co następuje, panie podporucz-niku: Kiedy się ma na sobie cywilne ubranie, nie jest. dobrze mieszać się do czegokolwiek. Lepiej być zadowolonym, że się nie ma na sobie munduru, trzymać się od wszystkiego z daleka i uda-wać, że człowieka wszystko fco nic a nic nie obchodzi. Ś Tego nie rozumiem. Ś Jeszcze pan podporucznik nie rozumie. Ale zapewne nie potrwa to długo. Rada moja nie jest na pewno zła: pić piwo, tań-czyć, zachowywać się jak cywil. Można sobie dzięki temu nie-jednego oszczędzić. Wedelmann naprawdę nie rozumiał bombardiera; miał jednak nieodparte wrażenie, że Asch jest mu przychylny. Wedelmannu lo cieszyło, bo sam również czuł do bombardiera sympatię. Miły chłop, myślał sobie, nie taki jak inni; to nie automat, nie numer. nic manekin, to prawdziwa indywidualność. Zapewne dobry ma-trrial na oficera! Czy można wiedzieć dokładnie? „W każdyrr' razie - postanowił sobie - będę go miał na oku. Czasy sprzyjają tolerowaniu, nawet wysuwaniu na stanowiska oficerów ludzi bez matury, rekrutujących się Spośród podoficerów i szeregowców." Bombardier Asch oddalił się. Podporucznik niedługo sii:il/.iał sam. Gdy taniec się skończył, Yierbein wrócił z Elżbielą dr sto-lika. Zobaczywszy swego podporucznika, kanonier zmieś/-;! l się. Ale Elżbieta nie uważała, by należało komplikować to, co mn/.na było załatwić w kilku słowach: - To nasz stolik - powied;'.i;il:i. -Ś Siedzimy tu z panem Aschem. Podporucznik podniósł się; zachowywał się prawie tak jak w ka-synie, ukłonił się Elżbiecie i powiedział: - Wiem o tym. Ale bombardier Asch pozwolił mi na moją prośbę zająć to krpcslo. Myślę, że pani nie będzie miała nic przeciwko temu. Ś Nie - powiedziała Elżbieta bardzo wyniośle. Wedelmann chciał wszcząć rozmowę. Zanim jednak zdążyt się odezwać, w przedniej sali, w której odbywał się wyszynk, powstał potężny tumult: zaczęła się bijatyka! Muzyka zagrała ze zdwojoną siłą, pozostali bombardierzy opuścili spiesznie salę. Podporucznik chciał się zerwać. Ale przypomniał sobie, co mu p.owie,dział przedtem bombardier Asch. Zastanawiał się przez chwilę, CO począć. Potem wstał ze zdecydowaną miną; Nie udał się na pole walki, lecz skłonił się przed Elżbietą i zapytał, czy wolno mu prosić ją o następny taniec. Elżbieta odpowiedziała, że wolno, co też po chwili uczynił. Tymczasem bombardier Kowalski wraz ze swymi siłami bojowymi osiągnął już niemal zwycięstwo. Siły pomocnicze, składa-jące się z gospodarza, wyrzucających i szatniarki, czyniły wszyst-ko, co było.w ich mocy, by walka została możliwie jak najprędzej ••zakończona. Jak zawsze zaczęło się zupełnie niewinnie. Kowalski i jego ludzie zebrali się grupkami, otoczyli nic nie przeczuwających pie-chociarzy, dla dodania sobie animuszu kropnęli Jeszcze po kie-liszku wódki. Ci, którzy nosili pasy, podciągnęli przezornie spod-nie. Inni poodpinali haftki kołnierzy. Potem bombardier Kowalski rozpoczął dyplomatyczne przygotowania do swojej wojny błyskawicznej