Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- f Itropny uparciuch - mruknêli - Nie chcê, byœ spadli i skrêci³a swa piêkna szyjê. Otworzy³ drzwi, z³apa³ Zonê za rêkê i wyci¹gn¹³ na ¦',*i..nt/ Chriitma mia³a chmurna, minê. Uwa¿a³a, ze Lyon znowu jo. obrazi³. Pocem pomyœla³a Ze mai po prostu nie wie. Jaz dobrym jest ona jeze³zcem. Mozê rzeczywiœcie manwi siê D ni¹ a³ho raczej, juk sam to ujrtt, n jej piêkna szyjê. Zastanawia³a Sie, co by sobie pomyjlz³, gdyby sjc dowiedzia³. ze fcazdegn ranka wymyka Sie ns przeja¿d¿ce. Prawdopodobnie mia³by do niej zal. Westchnê³a nad tym ma³ym oszustwem, lec? szybko odrzuci³a poczucia winy. Wracali do Irizica, zanim sic budzi³. Wendel], stajenny, nic Lyonowi LWICA nie powie, bo z zasady ma³o mówi³. Poza tym byl przekonany, ¿e Christin¹ dosiada konia za zgod¹ mê¿a. - Wrócê jutro w po³udnie - poinformowa³ Lyon, wyrywaj¹c ¿onê z zamyœlenia. Podniós³ jej podbródek i mocno uca³owa³ jej usta. Kiedy zaczaj schodziæ", Cbristina rzuci³a siê za nim. - Nadal nie rozumiem, dlaczego nie mogê pojechaæ z tob¹. Chcia³abym zobaczyæ siê z twoj¹ siostr¹ i mam¹. - Nastêpnym razem, moja s³odka. Dzisiaj wieczór Diana wybiera siê na przyjêcie do Martinów. - Czy idzie tam tak¿e ciotka Harrietta? - Prawdopodobnie - odpar³ Lyon. - Mog³abym im towarzyszyæ - zasugerowa³a Christin¹. - Myœla³em, ¿e podoba ci siê tu na wsi - zdziwi³ siê markiz. - Podoba ci siê, prawda? - Tak, i to bardzo. Ale jestem twoj¹ ¿on¹ Lyonie. Mam obowi¹zki wzglêdem twojej rodziny. Wiesz, to trochê zaskakuj¹ce, ¿e to mówiê, ale niektóre z przyjêæ nawet mi siê podoba³y. Spotka³am na nich kilka mi³ych osób, z którymi z przyjemnoœci¹ jeszcze raz bym siê zobaczy³a. - Nie. Sprzeciw mê¿a by³ tak stanowczy, ¿e Christin¹ wpad³a w lekki pop³och. - Dlaczego nie chcesz, ¿ebym z tob¹ pojecha³a? Czy zrobi³am coœ, co sprawi³o ci przykroœæ? Lyon zobaczy³, ¿e ¿ona siê przestraszy³a. Spojrza³ na ni¹ i nagle ogarnê³a go przemo¿na potrzeba poca³owania jej. - Nic, co robisz, nie mo¿e nigdy sprawiæ mi przykroœci. Bêdziesz chodzi³a na bale, ale w moim towarzystwie. - Czy mog³abym zagraæ z tob¹ i tymi rzezimieszkami w karty? - zapyta³a. - Nie znam siê wprawdzie na grze, ale nie s¹dzê, ¿eby to by³o specjalnie trudne do opanowania. Lyon ukry³ przed ¿on¹ rozbawienie. Z tonu jej g³osu wywnioskowa³, ¿e mówi ca³kowicie powa¿nie. 265 JUUE GAKWOOD - Kiedyœ ciê nauczê, Christino. Jeœli chcesz, poczekam, a ty skreœl kilka s³ów do Diany i ciotki Harrietty. S¹dz¹c po lym, jak stanowczo odmówi³, Christina zrozumia³a, ¿e nie ma szans na przekonania mê¿a do zmiany zdania. - Jut do nich napisa³am, a ta³cze do Elberta i ciotki Patrycji - poinformowa³a - Wczoraj Brown wysta³ pos³añca Z pDCZl¹. Szli obok siebie. rêka w rêkê. Kredy dotarli dn wierzchowca, Lym odwróci³ ric dc Zony. - Musze jui jechaæ. moja najs³odsza. - Wiem. Nie chcia³a, zêby jej cios zabrzmia³ lak ZaMnic. Oczywiœcie nrzygttebialo ja, ze- Lyon odjcztfta, a³e jeszcze bardziej bobki jii jego spokOj i ch³ód. Nie sadzi³a wprawdzie. Is mak zbytnio przejmie sic rozstaniem. ono jednak ogromnie je pTTCtyWBia, To do niej niepodobne. Wrêcz nie potrafi³a pufcjæ jego d³oni. Co, siê z clLoj, na Boga. dziido? Ho¿e, mia³a wra¿enie, te uraz akr rozp³acze PrzccieZ nie hedzje Eli tylko jedna. noc, powtarzali sobie w myœli. a nic ca³¹ wiecznoœæ. Lyon poca³owa³ ja. w czo³o. - Christrao. czy chcesz mi coS jeszcze powiedzieæ przed odjazdem? Sam tan je-eo g³osu mówi³, jakiej odpowiedzi oczekiwa³. Chrisiina pufici³ii dlon mê¿a. - Nic. Lyon westchn¹³ przeciaale. Znowu chwyci³ Zonê zz rêkê i odci¹gn¹³ ja. nil bok. lak by stajenny nic mocE ich s³yszeæ. - Bêdê za boba. têskni³ - wyzna³. W jego g³osie nie by³o juz przymilnoœci. tylko niecierpliwoœæ. Chrisnna nœmicebnera Bit - Do diabia. Zooo. cbcê us³yszeæ od ciebie cos ciep³ego - burkn¹³. ¯aru po tyra wybuchu poczu³ siê jak g³upiec. MS LWICA - Do diab³a, Lyonie, ja chcê jechaæ z tob¹ do Londynu - Christino, zostajesz tutaj! - krzykn¹³ markiz. Wzi¹³ g³êboki oddech i doda³ wœciek³ym szeptem: - Kochani ciê, Christino. A teraz powiedz mi, ¿e le¿ mnie kochasz. Czekam na te s³owa od tygodnia. Popatrzy³a na niego z lekk¹ pogard¹. Lyon nie umia³ byæ cierpliwy. - Czekam, Christino. - ¯yczê ci, Lyonie, spokojnej podró¿y. Nawet do tej chwili markiz nie zdawa³ sobie sprawy, jak bardzo chce us³yszeæ wyznanie mi³oœci z ust ¿ony. Zrozumia³ to teraz, gdy mu go odmówi³a. Z³y i przegrany wpatrywa³ siê w Christinê, która spokojnie odchodzi³a w stronê domu. - Do diab³a - mrukn¹³ pod nosem. Wskoczy³ na wierzchowca, przej¹³ wodze od Wendella, ale nie by³ jeszcze w stanie ruszyæ z miejsca. Nie móg³ oderwaæ wzroku od tej upatrej kobiety zmierzaj¹cej do drzwi wejœciowych. Tym razem nie pozwoli, by go odrzuci³a. D³oñ Christiny dr¿a³a, kiedy k³ad³a j¹ na mosiê¿nej klamce. Lyon jest tak straszliwie uparty. Nieustannie na ni¹ naciska. Wymaga, by odkry³a przed nim swoje uczucia. Zupe³nie nie rozumie, czego od niej ¿¹da. Jeœli choæ raz wyzna mu mi³oœæ, nie bêdzie ju¿ mia³a odwrotu. Nie bêdzie mog³a wróciæ do domu. Na twarzy Christiny pojawi³ siê pó³uœmiech. Prawda jawi³a jej siê na pó³ boleœnie, na pó³ radoœnie. W rzeczywistoœci nie dano jej przecie¿ wyboru w tej sprawie. Od pierwszego ich spotkania wiedzia³a, ¿e jej serce nale¿y do Lyona. Dlaczego tak du¿o czasu zajê³o jej zaakceptowanie tej prawdy? Obejrza³a siê przez ramiê. £zy przes³ania³y jej oczy. - Wracaj szybko do domu, Lyonie. Bêdê na ciebie czeka³a. - Wypowiedz to, Christino! - Tym razem markiz naprawdê krzycza³, a twarz wykrzywia³ mu gniew. - Kocham ciê. 267 Musia³ przeczekaæ kilka mocnych uderzeñ serca, zanim dotar³o do niego wyznanie ¿ony Wtedy pok³oni³ siê przed ni¹ z szacunkiem. O tak, zachowywa³ siê arogancko, ale w jego oczach zobaczy³a czu³oœæ, troskê i wielk¹ mi³oœæ. No, wystarczy