Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Dwieście funtów to w dalszym ciągu nie wiele, ale zawsze jakiś początek. - Jest pan bardzo miły. 72 - Och, uwielbiam walca - wykrzyknęła nagle lady Elizabeth, dając do zrozumienia, że już dość długo znosiła towarzystwo Charlotte i Tony'ego. - Lordzie Bryden, nalegam, by zatańczył pan ze mną ten taniec i nie przyj muję odmowy! - Szampan dodał jej odwagi. Była przekonana, że Harrison na pewno nie jest obojętny na jej wdzięki. Wyciągnęła rękę i chwyciła jego dłoń. - Wybaczy nam pani, panno Kent, jeśli panią opuścimy? - Oczywiście - wymruczała Charlotte, zastanawiając się, co takiego nie pokoi ją w tym mężczyźnie. - Miłej zabawy. - Miło było panią poznać, panno Kent. - Harrison nie miał ochoty tań czyć, ale czuł ulgę, mogąc uwolnić się od towarzystwa Charlotte. Cieszył się, że go nie rozpoznała. Każda chwila dłużej w jej towarzystwie groziła zdemaskowaniem. - Życzę pani oraz pani podopiecznym wszystkiego naj lepszego. - Dziękuję. Charlotte przyglądała się, jak lord Bryden posłusznie prowadzi lady Eli zabeth na zatłoczony parkiet. Poruszał się z gracją pantery, płynnym, pew nym krokiem. Nie miała wątpliwości, że jest świetnym tancerzem. - Jeśli pani sobie życzy, odprowadzę panią tam, skąd panią porwałem, panno Kent - zaofiarował się Tony. - Pani krewni pewnie zastanawiają się, co się z panią stało. - Dziękuję, panie Poole. - Charlotte nie spuszczała wzroku z Brydena. Ukłonił się lady Elizabeth gestem całkowicie niewymuszonym i elegan ckim, po czym podniósł ręce, by objąć swoją śliczną młodą partnerkę. I się wykrzywił. Na jego twarzy pojawił się ból. Zapanował nad nim w mgnieniu oka. Gdyby Charlotte w tej chwili mrugnęła, nie zdążyłaby niczego zauważyć. Jedynie grzecznego zadowolonego mężczyznę, który mistrzowsko prowa dził lady Elizabeth w tańcu. To niemożliwe, pomyślała Charlotte, zszokowana pewnością, że to ra mię było przyczynąjego cierpienia! Lord Bryden należał do londyńskiego towarzystwa i cieszył się powszechnym szacunkiem. Niedorzecznością byłoby sądzić, że jest pospolitym złodziejem. Przyglądała mu się, kiedy tańczył z lady Elizabeth, porównując jego wzrost i budowę ze wspomnie niem Czarnego Cienia. Obaj byli wysocy i słusznej postury. Pośpiesznie zaczęła zestawiać szczegóły wyglądu lorda Brydena, kolor jego włosów i głos z tym, co potrafiła sobie przypomnieć o Czarnym Cieniu. Maska nie pozwoliła jej zobaczyć rysów twarzy złodzieja, a czapka starannie przy krywała jego włosy. A co do głosu... 73 - Panno Kent? - Tony patrzył na nią zmieszany. - Wszystko w porząd ku? Przeniosła wzrok na swojego opiekuna. -Tak, nic mi nie jest. Włożyła mu rękę pod ramię, które szarmancko jej zaofiarował i zaczęła kuśtykać z powrotem do miejsca, gdzie czekali na nią Jamie i Simon. Jej myśli krążyły wokół lorda Brydena. Głos Czarnego Cienia był niski i głęboki, ale to można powiedzieć o wielu mężczyznach. Nie pamiętała go na tyle dobrze, by mieć całkowitą pewność. Więc co w takim razie wzbudziło w niej podejrzenia i powodowało dreszcz, który wspinał się wzdłuż kręgosłupa? Jego oczy. - A, tu jesteś! -wykrzyknął Jamie, robiąc krok do przodu, by ją powitać. - Zastanawialiśmy się, co się z tobą stało. - Przyjrzał się Tony'emu z przy jaznym zainteresowaniem. - My się chyba nie znamy. - Panie Poole, pozwoli pan, że przedstawię moich braci, James i Simon Kentowie - powiedziała Charlotte. - Jamie, Simon, to pan Poole. - Bardzo mi miło poznać obu panów - odezwał się Tony, kłaniając się lekko. - Mam nadzieję, że nie mają mi panowie za złe, że na chwilę porwa łem waszą siostrę. Chciałem przedstawić ją mojemu przyjacielowi. Myślę, panno Kent, że było warto. - Obdarzył ją rezolutnym uśmiechem. - Wie działem, że kiedy Bryden zostanie przyparty do muru, nie będzie miał in nego wyjścia, jak tylko zapłacić pani. Simon zmarszczył czoło, zaskoczony dziwnym doborem słów. - Zapłacić? - Zachęciłem lorda Brydena, aby złożył hojny datek na przytułek, jako rodzaj zadośćuczynienia za jego dość bezmyślny żart na temat obecności Czarnego Cienia dzisiejszego wieczoru tutaj pomiędzy nami - wyjaśnił Tony. - Panna Kent bardzo rozsądnie nie okazała emocji przy pierwszej propozycji, dzięki czemu biedny Bryden podwoił początkową stawkę! - Roześmiał się. - Nic nie szkodzi, stać go na to. Gdyby dalej grała nie wzruszoną, myślę, że moglibyśmy osiągnąć nawet więcej. - To wspaniale, Charlotte - stwierdził Jamie. Charlotte skinęła głową, ledwie słuchając, o czy mowa. Czyżby lord Bryden był Czarnym Cieniem? Nie miałoby to najmniejszego sensu. Prze cież jest hrabią. Opływa w dostatek, żyje w przepychu i zaszczytach. Po ja kie licho miałby narażać się na niebezpieczeństwo, okradając ludzi, wśród których przebywa? 74 - Czy mógłby mi pan opowiedzieć o lordzie Brydenie? - Starała się, by wyglądało to na zdawkową ciekawość. Uśmiechnęła się do Tony'ego. - Od dawna go pan zna? - Jesteśmy przyjaciółmi od dość dawna - odpowiedział Tony. - Od czasu do czasu rzucajakiś niepoprawny żart, ale ogólnie rzecz biorąc, Bryden jest poważnego usposobienia. Został hrabią, kiedy miał zaledwie dwadzieścia cztery lata. Jego ojciec zmarł nagle i Bryden musiał zająć jego miejsce, przejąć posiadłości i dobra, które pozostawały w sporym nieładzie. Posta wił wszystko na nogi, dokonując zdumiewającego dzieła. Ludzie byli zdzi wieni, że tak szybko się z tym uporał. Wygląda na to, że ma naturalny dar do interesów. Nie przestaję mieć nadziei, że jeśli będę przebywał u jego boku dość długo, nauczę się choć trochę od niego. Miło było panią poznać, panno Kent - zakończył, kłaniając się. - 1 obu panów również. - Skinął głową w stronę Simona i Jamiego. - Życzę udanego wieczoru. - Jaką sumę ofiarował lord Bryden? - spytał Simon, kiedy Tony zniknął. - Dwieście funtów. Jamie uśmiechnął się szeroko. -Dwieście funtów pozwoli ci utrzymać dom przez kilka miesięcy! A kiedy rozniesie się, że lord Bryden wsparł twój przytułek, reszta na pew no pójdzie za jego przykładem. - Charlotte, jesteś jakaś blada. - Simon przyjrzał jej się zmartwiony. - Chcesz wracać? Zaprzeczyła ruchem głowy. - Chyba nie podziękowałam należycie lordowi Brydenowi za jego szczodrość. Jeśli nie macie nic przeciwko temu, pójdę zamienić z nim kil ka słów. - Pójdę z tobą - ofiarował się Jamie. - Nie, dziękuję. Lepiej będzie, jeśli porozmawiam z nim sama. - Jesteś pewna? -Tak