Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
.. Cholera - mówi³ Oliveira spogl¹daj¹c na wie¿e Conciergerie i myœl¹c o Cartouche'u. - Ale ci kawa³ drogi st¹d do mojego kraju! Nie do wiary, ¿e na tym zwariowanym œwiecie s¹ takie iloœci s³onej wody. - Za to jest mniej powietrza - odpowiada³a Maga. - Tylko trzydzieœci trzy godziny. - Ano pewnie. Ale sk¹d wzi¹æ forsê na te trzydzieœci trzy godziny? - I ochotê. Bo mnie siê na przyk³ad wcale nie spieszy. - Mnie te¿ nie... Ale przypuœæmy... To sama widzisz, ¿e ani mowy. - Ty w ogóle nie mówisz o powrocie - zauwa¿y³a Maga. |- Nikt o tym nie mówi, o naczynie wielebne, o naczynie osobliwego nabo¿eñstwa, nikt o tym nie mówi. Chodzi tylko o stwierdzenie, ¿e jak siê nie ma forsy, wszystko idzie jak kurwie w deszcz. - Pary¿ jest gratis - zacytowa³a Maga. - Sam to powiedzia³eœ tego dnia, kiedyœmy siê poznali. Mo¿na gratis ogl¹daæ kloszardkê, gratis sypiaæ ze sob¹, gratis powtarzaæ ci, ¿e jesteœ niedobry, gratis nie kochaæ ciê... Dlaczego poszed³eœ do ³ó¿ka z Pol¹? - Kwestia zapachu - Oliveira usiad³ na brzegu rzeki. - Wydawa³o mi siê, ¿e pachnie Pieœni¹ nad pieœniami, cynamonem, mirr¹, tymi tam drobiazgami. W dodatku naprawdê nimi pachnia³a. - Kloszardka chyba dziœ nie przyjdzie, ju¿ by dawno tu by³a, jest bardzo punktualna. - Czasem przymykaj¹ ich - odpar³ Oliveira. - Mo¿e na odwszenie, a mo¿e ¿eby miasto mog³o spokojnie spaæ nad sw¹ niewzruszon¹ rzek¹. Wiadoma rzecz, ¿e kloszardzi to wiêksza hañba ni¿ z³odzieje, w dodatku nic im nie mog¹ zrobiæ, musz¹ daæ im spokój. - No to mi opowiedz o Poli. Mo¿e tymczasem doczekamy siê kloszardki. - Zapada noc, amerykañscy turyœci marz¹ o swoich hotelach, bol¹ ich nogi, nakupili tandety, ju¿ maj¹ w komplecie Sade'a, Mulera, „Onze mille verges”, fotografie artystyczne, œwiñskie sztychy, Saganki i Buffetrów. Popatrz, jak siê oczyszcza krajobraz od strony mostu. I daj œwiêty spokój Poli, to siê nie nadaje do opowiadania. Malarz sk³ada sztalugi, bo nikt ju¿ nie zatrzymuje siê, ¿eby na niego popatrzyæ. Niebywa³e, jak wyraŸnie wszystko widaæ, powietrze jest tak umyte, jak w³osy tej ma³ej, co tam biegnie, no tam, w czerwonej sukience. - Opowiedz mi o Poli - powtórzy³a Maga uderzaj¹c go w ramiê wierzchem d³oni. - Jedna wielka pornografia - powiedzia³ Oliveira. - Nie bêdzie ci siê podoba³o. - A jej to z pewnoœci¹ o nas wszystko opowiada³eœ. - Nie. Tylko w generalnych zarysach. Jak mog³em jej opowiadaæ? Przecie¿ wiesz, ¿e Pola nie istnieje. Gdzie¿ jest? No poka¿ mi j¹. - Sofizmaty - powiedzia³a Maga, która nauczy³a sê tego terminu podczas dyskusji Ronalda z Etienne'em. - Pewnie, ¿e tu jej nie ma, za to z pewnoœci¹ jest na rue Dauphine. - Ale gdzie jest rue Dauphine? - zapyta³ Oliveira. - Tiens, la clocharde qui s'am?ne.112 Nie... jest zupe³nie olœniewaj¹ca. Schodz¹c po schodkach, schylona pod ciê¿arem olbrzymiego tobo³u, z którego wy³azi³y rêkawy wielu palt, czerwone szaliki, pozbierane po œmietnikach portki, kawa³ki materia³u, a nawet zwój drutu, kloszardka dosz³a do najni¿szego poziomu nadbrze¿a i wyda³a z siebie dŸwiêk pomiêdzy westchnieniem a bekiem. Na nieokreœlony spód, na który sk³ada³y siê przylepione do cia³a nocne koszule, podarowane bluzki, a nawet stanik zdolny pomieœciæ jej odra¿aj¹ce piersi, nak³ada³y siê ze trzy, a mo¿e nawet cztery suknie, mêska kurtka z wyrwanym rêkawem, na tym zwi¹zany by³ szalik przepiêty blaszan¹ broszk¹ z dwoma kamieniami, jednym zielonym, a drugim czerwonym, na w³osach zaœ, wrêcz niewiarygodnie umalowanych na ¿ó³to, mia³a coœ z rodzaju przepaski z zielonej gazy, zwisaj¹cej z jednego boku. - Cudowna - zachwyci³ siê Oliveira. - Przychodzi uwodziæ tych z mostu. - Widaæ po niej, ¿e zakochana - powiedzia³a Maga. - Popatrz, jak sobie umalowa³a usta. I tusz... U¿y³a wszystkiego, co siê da³o. - Przypomina Grocka w gorszym wydaniu. Albo niektóre g³owy Ensora. Boska. Ciekawe, jak tych dwoje urz¹dza siê, ¿eby spaæ ze sob¹... Bo nie powiesz mi, ¿e kochaj¹ siê na odleg³oœæ... - Jest takie miejsce, niedaleko l'Hôtel de Sens, gdzie kloszardzi spotykaj¹ siê w tym celu. Policja im pozwala. Mówi³a mi madame Leonie, ¿e zawsze jest miêdzy nimi jaki ³aps, i w³aœnie wtedy mo¿na siê wielu rzeczy nas³uchaæ. Podobno kloszardzi maj¹ kontakty z ca³¹ parysk¹ ¿uli¹. - ¯ulia, te¿ mi s³owo - powiedzia³ Oliveira. - No pewnie, ¿e maj¹. S¹ na marginesie spo³ecznym, na samym brze¿ku lejka. Na pewno te¿ niema³o wiedz¹ o rencistach i ksiê¿ach. Wnikliwy rzut oka po œmietnikach... - O, idzie kloszard. Jeszcze bardziej pijany ni¿ zazwyczaj. Biedula, popatrz, jak czeka na niego, odstawi³a tobó³ na ziemiê, ¿eby móc mu pokiwaæ, popatrz, jaka zdenerwowana... - Hôtel de Sens, czy nie Hôtel de Sens, pytam siê siebie, jak oni to robi¹ - mrukn¹³ Oliveira. - Te wszystkie ciuchy, co maj¹ na sobie... Bo ona zdejmuje jak¹œ jedn¹, dwie sztuki, jak jest cieplej, ale pod spodem ma w dalszym ci¹gu tamtych dziesiêæ, nie mówi¹c o tak zwanej bieliŸnie. Wyobra¿asz sobie, jak to mo¿e wygl¹daæ, w dodatku pod go³ym niebem? Z facetem ju¿ mniejszy k³opot, spodnie maj¹ swoje udogodnienia. - Nie rozbieraj¹ siê - skonstatowa³a Maga. - Policja by im nie da³a. No, a w dodatku mo¿e padaæ... W³a¿¹ w jakieœ zakamarki, na tym terenie s¹ takie do³y na pó³tora metra, po brzegach le¿¹ butelki i puszki, które zostawiaj¹ robotnicy. Przypuszczam, ¿e robi¹ to na stoj¹co. - Z tym ca³ym majdanem na sobie? Nie do pomyœlenia. To znaczy, ¿e facet nigdy by jej nie widzia³ nago? To zreszt¹ musi byæ widok... - Popatrz tylko, jak siê kochaj¹... Jak na siebie patrz¹... - Wino mu tryska uszami