Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Komnata spłonęła. Nie ma co grzebać się bez potrzeby w ziemi! Przynajmniej ja nie mam takiego zamiaru! Dopiero po drugim czajniczku kawy i mych zapewnieniach, że owszem, Bursztynowa Komnata może i spłonęła, ale jest okazja poszukać w różnych ciekawych miejscach - a nuż ukrywają coś cennego, co ubogaci naszą kulturę, pan Onufry podrapał się z zastanowieniem po perkatym nosku. Gdy jeszcze dodałem, że wszystkie koszta związane z jego wyjazdem na “mazurskie łowiska skarbów” oraz wygodny transport bierze ministerstwo na siebie, sapnął i mrugnął na mnie wesoło. - Zgoda. Może pan zajeżdżać po mnie, komnatologu nieszczęsny! ROZDZIAŁ TRZECI SPOTKANIE Z ZOŚKĄ • JESZCZE RAZ SKARB HASAN-BEJA • ÓSMY CUD ŚWIATA • CZY BURSZTYN MOŻE BYĆ MAGNESEM • OFLADROWANIE “WILCZYCY Z GÓROWA IŁAWECKIEGO” • PIERWSZA PORAŻKA • BRUNET WIECZOROWĄ PORĄ • TO JEST TA MAPA! • KTO JEŹDZI ZIELONYM SCIROCCO • SAMOCHODZIK PANA SAMOCHODZIKA W środę 27 sierpnia niestety nie “punkt ósma, a “pięć po” (te korki warszawskie!) wbiegłem do gabinetu szefa, już od progu wołając: - Załatwione! Na pięć! A może nawet na pięć z plusem... Znieruchomiałem w progu. Na zabytkowym biurku pana Tomasza kiwały na mnie spokojnie dwie stopy, a raczej stópki ubrane w damskie pantofelki, reszta nadspodziewanego zjawiska była ukryta za płachtą gazety - A cóż... - Salem alejkum - usłyszałem znajomy głos i zza dziennika ukazała się roześmiana twarz Zośki, siostrzenicy pana Tomasza. Zosia, ledwo szesnaście lat licząca, przyczyniła się już do schwytania przez swego wujka, czy jak kto woli stryja, nieuchwytnego Kolekcjonera, a mnie dopomogła w pogrążeniu Jerzego Batury i odzyskaniu skarbu Hasan-beja. - Alejkum salem - odparłem, mimo woli zdziwiony, choć przecież za dwa dni Zośka miała mi towarzyszyć, w nagrodę za pomoc w walce o skarb Hasan-beja, w wyjeździe na spotkanie poszukiwaczy skarbów do Górowa Iławeckiego. - Cóż mnie tak po wschodniemu witasz? - Bo czytam właśnie, że jakiś nieznany darczyńca przekazał “w imieniu polskich Tatarów cenne kosztowności na rzecz powodzian”. Nie ma to przypadkiem czegoś wspólnego ze skarbem Hasan-beja? - dziewczyna zerknęła na mnie spod oka. - Nogi z biurka! - warknąłem, usiłując ukryć zmieszanie. - Da ci wujek skarby, gdy zobaczy, jak traktujesz jego cenne biurko! - Nie zobaczy - ziewnęła Zosia. - Został zesłany przez dyrektora Marczaka, w jego zastępstwie, na konferencję “O wyższości denara Mieszka I nad niemieckim talarem cesarskim”. Do drugiej pan ma się mną opiekować, żebym nie zrobiła jakiegoś głupstwa... Zaśmiałem się mimo woli: “Ech, ten Marczak i jego konferencje!” - ...tak jakbym nie mogła zrobić jakiegoś głupstwa u siebie, w Łodzi, a czekała z tym na stolicę - zaśmiała się dziewczyna. - Lepiej zrobię panu kawy, a pan... - Zaparz nam obojgu mej cudownej zielonej herbaty. Puszkę znajdziesz przy czajniku w moim pokoju obok. - Niech będzie zielona - nieco skrzywiła się Zośka, ale spojrzała przymilnie. - Byle pan opowiedział mi, skąd wraca. Od wujka nic, oprócz tajemniczej miny i wiadomości, że pan wyjeżdżał, nie wydobyłam. - I ode mnie do jego powrotu nic nie wydobędziesz... no może coś ci pokażę... - tak tajemniczo zawiesiłem głos, że Zośka pobiła rekord świata w szybkości zaparzania herbaty: - I co, i co?... - A to - położyłem przed nią wilczycę z jantaru. - Ale cacko - ostrożnie podniosła medalion. - Co tu napisano? - Wielkiemu Wilkowi Prus wilczyca z Górowa Iławeckiego. - Z Górowa Iławeckiego? - Zośka obróciła płaskorzeźbę ku światłu i aż pisnęła z radosnej ciekawości. - To tam, dokąd jedziemy! Zaśmiałem się: - Na to wygląda! - Zaraz, zaraz... - dziewczyna poderwała się z fotela. - To cudo jest z bursztynu!... Czyżbyśmy więc jechali szukać Bursztynowej Komnaty?! - Życie poszukiwacza skarbów pełne jest niewiadomych! - uniosłem znacząco palec w górę. - Bursztynowa Komnata... - Zośka ostrożnie pogładziła ostrouchy łeb “wilczycy”. - Niech mi pan o niej opowie... Wiem tylko, że była, że zaginęła bez śladu. Od czasu do czasu gdzieś czytam, że ktoś jest na jej tropie. Ale to za mało. Teraz, kiedy sama wyruszam jej śladem, muszę chyba wiedzieć więcej, nie? Skinąłem potakująco głową: - Jasne. Tylko opowiedzieć wszystkiego o tym ósmym cudzie świata nie da się za jednym “posiedzeniem”. - Wujek ma wrócić dopiero po drugiej... - Nie, kochana. Żeby zostać choć kandydatką na początkującego komnatologa... - Komnatolog. Hi! Hi! - zachichotała. - Czego rżysz? - obruszyłem się. - Tak nazwał mnie pewien wielkiej siły jasnowidz. - Przepraszam - zerknęła niewinnie - ale mnie ten komnatolog skojarzył się z malarzem pokojowym... - Zośka! Bo coś mi się widzi, że ty nie zobaczysz tajemnic Górowa, przynajmniej w moim towarzystwie! - Jeszcze raz przepraszam - błyskawicznie spoważniała. - Wróćmy do spraw Komnaty... - No dobrze - sięgnąłem po tytoń i zacząłem nabijać fajkę. - Tylko od czego zaczniemy? Od historii Komnaty, od jej wyglądu, domniemanych miejsc dzisiejszego jej ukrycia, czy i mego bursztynu?... - Od piękna - rozmarzyła się niespodziewanie Zosia - Proszę opowiedzieć, jak wyglądała... - Zgoda - pyknąłem z fajeczki. - Na początek tylko ociupinka historii: kto i kiedy wykonał ósmy cud świata... Bursztynową Komnatę rozpoczął tworzyć w 1701 roku mistrz bursztyniarski z Kopenhagi Gotfryd Wolffram na zlecenie króla pruskiego Fryderyka I. Pracował sześć lat, kiedy to w pałacu w Charlottenburgu zainstalowano, jak podają źródła, “dużą ścianę, całą wyłożoną bursztynem” Jednak zarządca pałacu królewskiego ocenił mistrza Wolfframa jako zbyt “kosztownego” i zwolnił go, a na jego miejsce sprowadził dwóch rzemieślników gdańskich: Andreasa Schultera i Gotfryda Turowa. Pierwszy tworzył głównie koncepcję Bursztynowej Komnaty, drugi kierował wykonującymi ją warsztatami. Wreszcie, w 1712 roku zakończono prace nad gabinetem z jantaru, który sam król Fryderyk I uważał za “coś, czego jeszcze żaden monarcha nie miał”... Zapatrzyłem się w dym z fajki, mlecznoszary, opalizujący jak jasny bursztyn. - Na srebrnej folii ułożono misternie rzeźbione płytki różnych odcieni bursztynu: inkrustacje i ornamenty