Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Był on dla niej oazą ciszy, spokoju i wytchnienia po utarczkach z młodszym rodzeństwem, a zwłaszcza bardzo wybuchowym i apodyktycznym ojcem. Sama świątynia napawała lekiem, a jednocześnie oczarowywała przepychem i tajemniczością. Jej ogrom — wysokość, przestrzeń — oszałamiał małe dziecko, wychowywane w jednym pokoiku z trojgiem rodzeństwa. Chodzenie na Msze, nabożeństwa i wszelkie możliwe uroczystości, mimo iż narzucone przez rodziców (a może właśnie dlatego) było czymś tak oczywistym, jak jedzenie chleba albo odrabianie lekcji. Była to jednocześnie jedna z niewielu radości dorastającej dziewczynki, której w dodatku nigdy nie odmawiali rodzice. Grażynka od najmłodszych lat należała do przyparafialnej grupki „berbeciów" pod nazwą „Dzieci Maryi" — sypała kwiatki na procesjach, śpiewała w chórku, mówiła wierszyki na imieniny i rocznice święceń proboszcza itp. Małe 18 aniołki były faworyzowane przez dwóch duchownych pracujących w parafii, a zwłaszcza przez młodszego — wikariusza, księdza Zenona, który patronował gromadce „Dzieci"; poza tym przygotowywał 9 —cio łatki do I Komunii Świętej. Grażynka wyróżniała się w tej grupie nie tylko wzrostem (była najbardziej wyrośnięta), ale także pilnością w nauce katechizmu oraz pięknym głosikiem. W tym właśnie miejscu zaczyna się pierwszy akt dramatu dziewczynki, dziś ponad czterdziestoletniej kobiety. Ksiądz wikariusz bardzo upodobał sobie grzeczne i śliczne dziecko, które na dodatek robiło wrażenie wyjątkowo pokornego, wręcz bezwolnego — zwłaszcza w obecności księdza. Brało się to stąd, iż Grażynka patrzyła w każdego kapłana niczym w święty obrazek na ścianie; tak wychowali ją rodzice. Wikary nie mógł się oprzeć pokusie — podczas katechezy brał ją często na kolana, głaskał po główce i gołych nóżkach. Prawdopodobnie wybrał ją, gdyż była najlepiej zbudowana jak na swój wiek i chciał sprawdzić jak rozwija się młoda dziewczynka. Już wówczas, w salce katechetycznej, ręka wikarego gładziła okolice jej intymnych miejsc tak, aby nie zauważyły tego inne dzieci. Tak było do I Komunii Świętej, którą Grażynka przeżyła niezwykle głęboko; jednak spotkania przy kościele i zajęcia na katechezie trwały nadal. Młody duchowny nie był najwyraźniej z gatunku tych, którzy poprzestają na pobudzaniu własnej wyobraźni i czczym rozbudzaniu zmysłów. Pod każdym możliwym pretekstem zaczął po lekcjach religii zabierać Grażynkę do swojego pokoju na plebanię. Z premedytacją wykorzystał uległość i zaufanie dziecka. Czerwony z podniecenia obmacywał ją i pieścił w coraz bardziej wyrafinowany sposób. Ona — oszołomiona, zastraszona — czuła się bardzo dziwnie i niezręcznie, ale nie śmiała protestować, gdyż uważała, iż ...tak musi być — skoro robi to ksiądz. Tłumaczył jej gorączkowo i w pośpiechu, że „tak się postępuje, jak się kogoś bardzo lubi i szanuje". Dziewczynka była bezwolna. Mężczyzna rozebrał się do naga; pokazywał dokładnie swoje intymne części ciała, kazał się dotykać i całować. Następnie to samo robił z Grażynka. Wówczas to po raz pierwszy odważyła się na nieśmiały opór, ale on już na to nie zważał. Kiedy podniecenie zaczęło przyprawiać go niemal o drgawki, rozłożył szeroko jej nóżki i zaczął się na siłę w nią wdzierać. Wchodził w nią raz po raz, a kiedy kończył „był bardzo czerwony i bardzo szczęśliwy" — tak wspomina tę sytuację po latach jego ofiara — ofiara gwałtu katolickiego kapłana. 19 Jak nietrudno się domyśleć, 9-cio letnia Grażynka czuła się podle po „uprawianiu miłości" z napalonym pedofilem. Była cała obolała i do głębi wstrząśnięta; biła się z myślami, nie wiedziała jak potraktować zachowanie księdza. Brzmiały jej w główce często powtarzane słowa rodziców: „Wszystko co robi ksiądz jest dobre!" Z drugiej jednak strony ci sami rodzice bardzo ostro reagowali kiedy widzieli u niej jakiekolwiek zainteresowanie własną płcią; wystarczyło, aby spojrzała z ciekawością pod pieluchę młodszego braciszka albo podrapała się bezmyślnie po majteczkach. Dziewczynka, choć bardzo chciała, wstydziła się opowiedzieć o wszystkim swojej mamie. O ojcu nawet nie pomyślała, gdyż ten traktował ją wyjątkowo zimno, np. w porównaniu z innymi dziećmi; gotów był od razu spuścić jej lanie, jak to często czynił przy byle okazji. Dopiero po czasie zrozumiała, iż prawdopodobnie nigdy nie czuł do niej nic więcej prócz niechęci — jej poczęcie przed laty zmusiło go do ślubu z mamą. Grażynka poszła tam, gdzie w ciężkich chwilach kazano jej zawsze chodzić — poszła do swojej drugiej w życiu spowiedzi. Akurat spowiadał ksiądz z innego miasteczka. Bardzo oburzył się na ...nią; powiedział, że „...Nic się nie dzieje. Z takimi rzeczami nie przychodzi się do konfesjonału...!" Kapłan wypytał się jednak dokładnie, który ksiądz jej to zrobił. Molestowanie i wymuszone stosunki z księdzem Zenonem powtarzały się. Dziewczynka stała się znerwicowana i zamknięta w sobie. Jej „partner" na początku ostrzegał, a później straszył ją, że jeśli powie komukolwiek o ich „tajemnicy" to rodzice i nikt inny nie będzie ją kochał. Wiedział jak podejść zagubione dziecko; była spragniona miłości — poniewierana przez ojca, jako najstarsza z rodzeństwa zawsze była trochę na uboczu. Ponad wszystko zależało jej na miłości mamy, a teraz usłyszała, że i ją może stracić. Ksiądz Zenon robił z nią co tylko chciał. Nie przestawała jednak rozpaczliwie myśleć, jak się z tego wyplątać. Pewnego dnia powiedziała odważnie rodzicom, iż „...nie będzie więcej chodziła do kościoła". Zaczęły się krzyki i perswazje, a ojciec pod groźbą bicia zmusił ją do wyjawienia powodu takiego „bezczelnego bluźnierstwa". Szlochając, opowiedziała jednak tylko o tym, co miało miejsce na samym początku — o sadzaniu na kolanach i głaskaniu po udach. Bała się wyznać czego naprawdę doznała od (dobrze znanego rodzicom) duchownego. Powiedziała też, że z tego powodu czuje się bardzo źle w kościele i prosiła na wszystko, 20 żeby jej tam nie posyłali. Rodzice nawet nie chcieli o tym słyszeć. „Ksiądz cię nigdy nie skrzywdzi. Nie ma w tym nic złego, że cię czasami przytuli i pogłaska; powinnaś się z tego cieszyć...!" — wykrzykiwali jej nad głową. Na drugi dzień miała iść do spowiedzi i wyspowiadać się z „...grzechu nieczystych myśli". Cudem uniknęła bicia. Cóż miała robić? Chodziła dalej na religię i spotkania „Dzieci Maryi"; unikała tylko jak mogła księdza Zenona — chowała się nawet w zakamarkach świątynii, kiedy dzieci rozchodziły się do domów, a ona miała pójść do jego pokoju. Wikary jednak prawie zawsze ją odnajdywał