Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Gubernator Priesly nie miał niczego złego na myśli, Pierwszy Mówco - odezwał się Chandler, przerywając zalegającą ciszę. Ale zakłopotanie Priesly'ego sprawiało mu przyjemność. - Taktyczne przyczyny wypożyczenia takiego statku do lądowania są oczywiste. Domyślam się także, że przyczyny finansowe są dla ciebie równie jasne. - [Taki wahadłowiec, nie stać was na niego]. Chandler pokiwał głową. - Dokładnie tak. Mimo że jesteśmy w tej chwili w o wiele lepszej kondycji niż trzydzieści lat temu, kiedy to zaczął się ten cały qasamański bałagan, to nawet teraz nasz budżet jest w stanie pokryć wyłącznie koszty samej misji, czyli załogi, podstawowego wyposażenia i specjalistycznego treningu. Pamiętasz, że wciąż spłacamy ostatni kompletny gwiazdolot, który od was kupiliśmy, nie stać nas więc jednocześnie na wahadłowiec. - [Domena Tlos'khin'fahi, dlaczego miałaby wypożyczyć wam ten statek? Jesteśmy oddaleni od Qasamy, niewiele ryzykujemy, gdyby udało im się opuścić planetę]. Można powiedzieć, że rozpoczęło się targowanie. - Dostawcą wahadłowca nie musi koniecznie być domena Tlos'khin'fahi - wtrącił Corwin, zanim Chandler zdążył odpowiedzieć. - Jednakże jesteście naszym głównym partnerem handlowym i stan naszej gospodarki powinien was obchodzić... Gdyby ucierpiała wskutek zakupu wahadłowca, nie byłoby to dla was bez znaczenia. - [Domena Baliu'ckha'spmi, czy ona nie miałaby ważniejszych powodów, by dostarczyć wam wahadłowiec?] Chandler zerknął na Corwina. - Niewykluczone - zgodził się. - Problem tkwi w tym, że Baliu'ckha'spmi mogłaby z takiej prośby wyciągnąć... niewłaściwe wnioski. - [Masz na myśli umowę, na podstawie której uzyskaliście Nowe Światy?] - Tak - powiedział z trudem Chandler. - Umowa mówiła przecież, że zneutralizujemy dla nich zagrożenie ze strony Qasamy. Gdyby zrozumieli przez to, że Qasama nie została należycie zneutralizowana... wolelibyśmy raczej nie otwierać tej puszki Pandory. Membrany Trofta zatrzepotały, kiedy poszukiwał znaczenia idiomu. - [Powód, dla którego przywieźliście mnie tu w tajemnicy, czy ma związek z tą sprawą?] - Niewiele umyka twej uwadze - przyznał Chandler. - Owszem, nie chcieliśmy, aby dowiedzieli się o tym przedstawiciele innych domen, o ile da się tego uniknąć. Pierwszy Mówca milczał przez chwilę. Statek wszedł w łagodny łuk, a Corwin wyjrzał przez okno. W dole, usadowiony na sztucznej polanie znajdował się mały zespół budynków tartaku, przejęty tymczasowo przez Akademię Kobr w celu przeprowadzenia specjalnego treningu. - [Ten problem, przedstawię go władcy mojej domeny] - zgodził się Pierwszy Mówca, podczas gdy statek opadał na poharatane lądowisko w pobliżu wejścia do głównego budynku. - [Jakaś wymiana handlowa, ona będzie oczywiście niezbędna]. - Oczywiście. - Chandler z ulgą kiwnął głową. - Z chęcią rozważymy wasze żądanie. - [Władca mojej domeny, on będzie też pamiętał, że początkowy plan pacyfikacji został opracowany przez zmarłego gubernatora Jonny'ego Moreau] - kontynuował Troft. - [Gdybym mógł mu przekazać, że ktoś z rodziny Jonny'ego Moreau planuje także tę misję, to by dodało siły mym argumentom]. Chandler zaskoczony spojrzał na Corwina. - Dlaczego? - zapytał. - [Ciągłość w sprawach wojny, ona jest tak samo ceniona jak w sprawach handlu] - odpowiedział Troft. Bez większego entuzjazmu - pomyślał Corwin. - [Coś takiego, generalny gubernatorze Chandler, czy jest to możliwe?] Chandler odetchnął głęboko. Sądząc po wyrazie twarzy, jasno wyobrażał sobie polityczną wrzawę, jaką wywołałoby przywrócenie do akademii Justina, będącego wciąż pod ostrzałem w związku ze sprawą Monse'a... - Obawiam się, Pierwszy Mówco - odezwał się cierpko Priesly - że rodzina Moreau nie jest już bezpośrednio zaangażowana w tego rodzaju wojskowe planowanie... - Na szczęście nie stanowi to problemu - przerwał Corwin. - Kobieta, którą widziałeś kilka minut temu na polanie, ta, o której powiedziałeś, że jest najlepszym z kadetów, to Jasmine Moreau, córka Kobry Justina Moreau i wnuczka gubernatora Jonny'ego Moreau. Priesly parsknął. Chandler uciszył go gestem. - Czy to wystarczy, Pierwszy Mówco? - zapytał generalny gubernator. Drobny wstrząs oznaczał, że statek usiadł na lądowisku. - [W samej rzeczy] - powiedział Troft. - [Wasze informacje, chętnie je teraz przestudiuję]. Chandler odetchnął cicho. - Oczywiście. Proszę za mną. Rozdział 7 - W porządku, Kobry, ruszać się - warknął Mistra Layn. - Pamiętajcie, to jest puszcza, patrzcie pod nogi i uważajcie na głowy. Nastawiając wzmacniacze słuchu na nieco większą moc, Jin zajęła swoją ustaloną pozycję na lewym skrzydle luźnej, romboidalnej formacji otaczającej Layna i wraz z innymi przeszła pod drzewami na skraj polany. Był to manewr, który ćwiczyli już kilkakrotnie w ciągu ostatnich dni. Maszerowali po ogrodzonej części puszczy wokół obozowiska, używając wzmacniaczy wzroku i słuchu do tropienia symulatorów rozmaitych zwierząt i ruchomych celów ustawionych przez instruktorów. Spostrzeżenie skrzekacza lub ruchomego celu dawało kadetowi jeden punkt, trafienie ich z lasera palcowego, zanim grupa znalazła się w teoretycznym zasięgu ataku zwierzęcia - kolejne dwa. Był to jeszcze jeden z serii głupich konkursów wymyślanych przez Layna tylko po to, by wrogo nastawić do siebie członków grupy. Kolejny powód - pomyślała gorzko Jin - żeby pozostali trzej kadeci mogli ją nienawidzić. Trudno było winić ją za to, że była lepsza od nich