Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

— Pewnie — zgodził się po chwili. — Myślę, że tak rzeczywiście musi być. — Tak jak mój mąż — Margot kontynuowała. — Nigdy nie rozumiał, że ktoś inny może być słabszy od niego, że ktoś mógłby sądzić, że sobie z czymś nie poradzi. Mówił że rozumie, no pewnie, ale w głębi duszy nie mógł pojąć, ponieważ on był przygotowa-ny do tego, aby radzić sobie z całym światem, a ja nie. No, ale teraz muszę. Chociaż sa-motnie przez większość czasu. Wygładziła sukienkę, a potem spojrzała na Henry’ego i uśmiechnęła się do niego z zakłopotaniem, przepraszająco. — Ale ty nie chcesz słuchać o mnie. Nie jechałeś tutaj przecież, tak daleko, aby być 1213obarczanym czyimiś problemami. — Przeciwnie — powiedział Henry. — Słucham cię z przyjemnością. Myślę, że jesteś jedną z najbardziej interesujących kobiet, jakie kiedykolwiek spotkałem. Szukałem ko-biety takiej jak ty bardzo, bardzo długo. — Chciałbyś coś zjeść? — zapytała go nagle. — Mam w zamrażalniku pizzę z papry-ką. — Nie, nie jestem głodny — odparł. — Wszystkie te służbowe lunche odkładają się w człowieku. Zapychają organizm w krótkim czasie. Pozostanę tylko przy winie. — W takim razie, czy nie będziesz miał nic przeciwko temu, że przebiorę się w coś wygodniejszego?— Oczywiście, że nie. Zrobię sobie drinka, jeśli pozwolisz. Weszła do domu, odwracając się na moment w drzwiach, aby rzucić mu spojrzenie, o którym musiała sądzić, że jest uwodzicielskie. Henry został sam. Wolno sączył wino i obserwował odległy odrzutowiec wojskowy, połyskujący jak igła na ciemnoliliowym niebie. Potem sięgnął do kieszeni i wyjął czarny winylowy portfel, który położył na sto-le oraz parę chirurgicznych jednorazowych rękawiczek z gumy. Zagwizdał przez zęby „Some Day I’ll Find You”. Z wnętrza domu usłyszał nagły dźwięk telewizora nastawionego na KPHO: „Stan pogotowia w związku z burzą piaskową pomiędzy Gila Bend i Yuma na autostradzie. . . jeśli zauważysz gęsty pył zbliżający się do autostrady to nie wjeżdżaj na ten obszar. . . zjedź z drogi tak daleko jak to tylko będzie możliwe i zatrzymaj się, gasząc światła. . . ”Odpiął klapkę portfela i wyciągnął zwiniętą piłę — dwie stopy drutu z doskonałej stali, z ostrymi zębami, z czarnymi drewnianymi rączkami na obu końcach. Wyglądała jak garota z ząbkowanym brzegiem. Naprężył ją i wydała nieomal przyjemny dla ucha metaliczny dźwięk. Kupił ją w staromodnym sklepie z artykułami żelaznymi w Rumney Depot w Vermont. Właściciel zapewniał go, że przecięłaby sześciocalową gałąź amery-kańskiego białego orzecha, tak jak drut przeciąłby ser. Skończył swój kieliszek wina z grymasem nieuświadamianej niechęci na twarzy. Po-tem ostrożnie wsunął palce w rękawiczki, naciągając je mocno na dłonie. Czuł swój puls, uderzający w tym regularnym, prawie zapomnianym już rytmie, rytmie, w któ-rym uderzał zawsze, gdy Henry przygotowywał się do morderstwa. Minęło już dwa-dzieścia lat, ale odczuwał znów to samo. Uczucie chłodnego, kontrolowanego podnie-cenia. Narastające poczucie siły. W dawnych czasach nazywali go „Gentleman Henry” z powodu jego opanowania. Niewielu z nich kiedykolwiek zrozumiało, jakiej natury wymagało zabicie człowieka na rozkaz. Specjalizował się w zabijaniu z zemsty: w zadaniach, w których klient wymagał, żeby ofiara cierpiała i żeby to się dokonało we właściwy sposób. Po zakończeniu robo-ty zdawał rzeczowy raport z tego, co zrobił. Opowiadał o tym, jak ofiara błagała o litość, 1213mimo że większość jej wnętrzności była już w pokoju obok. Jak krzyczała i płakała. Cie- kawe, oczy klienta nigdy nie podnosiły się, żeby napotkać jego wzrok. Pieniądze przesu-wały się po stole bez wymiany choćby jednego spojrzenia. Henry doszedł do wniosku, że prawie wszyscy unikają zabijania, nawet przez pośrednika. I przed dwudziestu laty podniósł swoją cenę do pięciu tysięcy dolarów za zlecenie. W następnym tygodniu wy-kończył w Pittsburghu mężczyznę przy pomocy elektrycznej wiertarki Boscha, wiercąc pięć dziur w jego czaszce. Nigdy nie słyszał, żeby ktoś tak wrzeszczał ani przedtem, ani potem. Nigdy też nie miał nocnych koszmarów z tego powodu. Wytarł swój kieliszek do czysta miękką lnianą chusteczką do nosa. Przetarł też po-ręcz fotela i wszystkie inne powierzchnie, których mógł dotykać. Nie miało sensu mycie kieliszka i bezcelowa byłaby próba zaaranżowania wszystkiego tak, jakby Margot umar-ła przypadkowo albo jakby popełniła samobójstwo. Nikt nie mógł zrobić przypadko-wo tego, co Henry miał za chwilę zrobić z Margot i nikt nigdy nie byłby w stanie zrobić tego sam sobie. Wstał i skierował się do drzwi patio, ciągle napinając piłę. Przystanął na chwilę, nasłuchując, potem wszedł do środka. Wzięła szybki prysznic, a teraz siedziała w swojej sypialni, szczotkowała włosy i pod- śpiewywała wesoło. Henry nie uważał, żeby zabijanie szczęśliwych ludzi było choć tro-chę trudniejsze od zabijania ludzi złych, przerażonych czy też żałosnych. W gruncie rze-czy więcej satysfakcji sprawiała mu śmierć szczęśliwych. Wszedł bez pukania. Brudnobiały dywan był miękki i cichy, tłumił więc odgłos jego kroków. Telewizja pokazywała reportaż o rozwścieczonych rodzicach, którzy pikieto-wali szkołę w Flagstaff. W sypialni stało ogromne łóżko z białą, pikowaną atłasową na-rzutą i białymi draperiami. Przy łóżku leżał biały telefon i butelka nembutalu. Drzwi ła-zienki były jeszcze uchylone i Henry zobaczył rzeczy Margot rozrzucone na podłodze. Popelinowa sukienka, majtki i jeden porzucony sandał