Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Drzwi zatrzasnęły się za nimi i do lekarza dotarło, że jest zamknięty. Nigdy wcześniej nie był w areszcie i nie czuł się najlepiej. Minuty mijały i Jason uświadomił sobie powagę sytuacji. Pamiętał prośbę Shirley, żeby nie dolewał oliwy do ognia. Bóg jeden wie, jakie skutki może mieć dla kliniki jego aresztowanie, jeśli wiadomość o nim dojdzie do prasy. W końcu drzwi pomieszczenia otworzyły się i wszedł detektyw Curran, a za nim niższy policjant. Jason ucieszył się, widząc znajomego, ale natychmiast zrozumiał, że detektyw nie podziela jego uczuć. Zmarszczki na twarzy policjanta wydawały się głębsze niż kiedykolwiek. - Zdejmij mu kajdanki - polecił Curran bez uśmiechu. Jason podniósł się, podczas gdy umundurowany policjant uwalniał go. Obserwował twarz Currana, próbując odgadnąć jego myśli, jednak detektyw pozostał nieprzenikniony. - Chcę z nim porozmawiać na osobności - powiedział do funkcjonariusza, który skinął głową i wyszedł. - Pański przeklęty portfel - odezwał się Curran, uderzając trzymanym przedmiotem w dłoń Jasona. - Nie przyjmuje pan rad zbyt chętnie, prawda? Co mam zrobić, żeby pana przekonać, że interes narkotykowy to poważna sprawa? - Próbowałem tylko porozmawiać z Carol Donner... - Wspaniale. Zatem wtrąca się pan i miesza nam szyki. - W jaki sposób? - zapytał Jason, czując, jak wzbiera w nim gniew. - Wydział Narkotyków miał pod obserwacją mieszkanie Hayesa, odkąd dowiedzieli się, że zostało przeszukane. Mieliśmy nadzieję, że wpadnie nam w ręce ktoś bardziej interesujący niż pan. - Przykro mi. Curran potrząsnął głową, zawiedziony. - Cóż, mogło być gorzej. Mogła pana spotkać krzywda. Proszę, doktorze - czy mógłby pan wrócić do swojego leczenia? - Jestem wolny? - spytał Jason z niedowierzaniem. - Tak - potwierdził Curran, odwracając się do drzwi. - Nie będę pana spisywał. Nie ma sensu marnować czasu. Jason opuścił komisariat i taksówką wrócił na Springfield Street, skąd zabrał swój samochód. Popatrzył na dom Hayesa i wstrząsnął się. To było zniechęcające doświadczenie. Mając teraz w krwiobiegu dość adrenaliny, by przebiec półtora kilometra w cztery minuty, Jason rad był, że ma plany na dzisiejszy wieczór. Jego przyjaciele, państwo Alic, zaprosili grupę uroczych ludzi, a jedzenie i wino były naprawdę dobre. Raziło go, że dziewczyna, z którą chcieli go poznać, Penny Lambert, była w pewnym sensie yuppie, ubrana konserwatywnie w niebieski kostium z szeroką jedwabną kokardą pod szyją. Na szczęście, była wesoła i gadatliwa i ochoczo wypełniała lukę, jaką pozostawiało w konwersacji milczenie Jasona, który nie mógł przestać myśleć o apartamencie Hayesa i konieczności rozmowy z Carol Donner. Po kawie i brandy Jason wpadł na pomysł. Gdyby zaproponował Penny, że odwiezie ją do domu, może mógłby namówić ją, by wstąpili do lokalu Carol. Jasne było, że tancerka nie mieszka już w apartamencie Hayesa, a Jason przypuszczał, że jego szanse na rozmowę z nią zwiększą się, jeśli będzie mu towarzyszyć kobieta. Penny z ochotą przyjęła propozycję podwiezienia jej, więc kiedy siedzieli w samochodzie, zapytał, czy ma ochotę na przygodę? - Co przez to rozumiesz? - zapytała ostrożnie. - Pomyślałem, że może miałabyś chęć zobaczyć inne oblicze Bostonu. - Jakaś dyskoteka? - Coś w tym rodzaju - odparł Jason. Trochę przewrotnie pomyślał, że to doświadczenie mogłoby dobrze zrobić Penny. Była wystarczająco miła, ale trochę zbyt łatwo było przewidzieć jej postępowanie. Odprężyła się, uśmiechała się i gawędziła, dopóki nie zatrzymali się przed Club Cabaret. - Jesteś pewny, że to dobry pomysł? - spytała. - Chodź, przekonasz się - ponaglił Jason. Po drodze udzielił jej pewnych wyjaśnień, tłumacząc, że chce zobaczyć dziewczynę, z którą był związany doktor Hayes. Penny pamiętała tę historię z gazet, była trochę spłoszona, ale Jasonowi udało się namówić ją, by pozwoliła mu zaparkować i wejść do środka. Piątkowy wieczór musiał należeć do najbardziej ruchliwych. Trzymając Penny za rękę, Jason torował sobie drogę przez salę, mając nadzieję, że uniknie mężczyzny w czarnych okularach i jego dwóch goryli-kulturystów. Za sprawą pięciodolarowego banknotu jedna z kelnerek zaprowadziła ich do wzniesionej nieco nad podłogę kabiny przy bocznej ścianie. Mogli widzieć scenę, sami pozostając częściowo ukryci przed tancerkami za ciemnymi sylwetkami mężczyzn, stojących w głębi przy barze. Weszli pomiędzy występami. Zamówili już drinki, kiedy głośniki ożyły. Oczy Jasona przystosowały się już do ciemności i mógł zlokalizować twarz Penny. Widział białka jej oczu. Prawie nie mrugała. Pojawiła się striptiserka w zwojach przezroczystej krepy. Rozległo się kilka gwizdów. Penny milczała