Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Krystyna zeskoczyła z konia oddając go pachołkowi. .Poleciła zawołać Zastawę i weszła do swej izby. Czekała długo, bo i Zastawa, dawniej zrywająca się przed świtem do gospodarstwa, widząc, że na nic to i dla nikogo, opuściła się i postarzała. Krystyna cze- kała, podniecona i wzburzona. Z dziecinnych lat utkwił jej we wspomnieniu po- ważny młodzian, którego widywała, gdy w odwiedziny przyjeżdżał do Bużenina z ojcem swym, gnieźnieńskim komesem, Mikołajem. Można to była gałąź rodu Po-. rajów, przez matkę Katarzynę z Jaxamii spowinowaco- na, władnąca licznymi ziemiami nad Wartą i Nerem, choć skazana na dobrowolną zagładę, gdyż obaj syno-. wie Mikołaja mnichami benedyktyńskimi ostali. Już wtedy onieśmielał dziewczynę poważny krew- niak, lecz i pociągał jakąś z oczu promieniującą do- brocią i zrozumieniem ludzkich spraw, wielkich i ma- łych. Pamiętała go. Słyszała, że daleko na zachód jeź- dził na nauki. Potem, gdy Bolesław ufundował klasz- tor w Mogilnie, osiadł tam i po opacie Mengozjuszu sam godność tę otrzymał. Mimo to, a może właśnie dlatego, jego, ostatniego z krewnych, widzieć sobie życzyła. Tym bardziej że ani chybi z jakąś sprawą przyjeżdża, skoro we własnym dworcu o niecałe pół dnia drogi odległym wypoczywał, a Bużenin nie leży na jego szlaku. Krystyna przebierała się w niewieście szaty, gdy wpadła Zastawa, poruszona. Widząc, co czyni Krys- tyna, plasnęła w dłonie. — Chwalić Boga, że opat z nagła nie nadjechał. W skorniach, z rozpuszczonymi włosami, za pachołka wziąłby ciebie. Wraz ci czepiec przyniosę, bo wstyd niewieście mężów, tym bardziej duchownych wy- sokiej godności, z rozpuszczonymi włosami przyjmo- wać. — Niechajcie! — odparła Krystyna niechętnie i sta- nowczo. — Mówiłam wam, co myślę, nie zmieniło się nic. 397 - — Oszalałaś ty lub wstydu nie masz! A i opat za zelżywość poczytać to może. — Niech poczyta! Wie, do kogo zjeżdża. Unikali mnie krewniaki dotychczas, niech unikają dalej, kiedy im wstyd no. Zasława chciała jeszcze przekonywać, lecz w po- dwórcach gwar zapanował. Łamiąc ręce wypadła, by przyjęcie godne takiego gościa zgotować. Krystyna została sama. Pancerzem niechęci i gniewu daremnie broniła się przed ogarniającym ją uczuciem niepewności. Czuła, że tego krewniaka nie potrafi zbyć pogardliwie, jak zbyłaby każdego innego, a zarazem przeczuwała, że mówić z nią będzie o sprawach, o których nie mówiła z nikim i mówić nie chciała. Sprzeczne uczucia ru- mieńcem biły jej na twarz, serce zakołatalo niespokoj- nie, gdy w sieniach rozległy się kroki i otwarły nią drzwi. Stała pokornie niemal, z opuszczonymi oczyma, gdy przed nią rozległ się męski i silny, lecz czymś za serce biorący głos. — Tyżeś to, Krystyno! Lata mi włos przyprószyły, tyś z pączka w kwiat się rozwinęła, a poznałbym cię zaraz, choć oczy kryjesz, które pamiętam naj- lepiej. Podniosła je. Ujrzała przed sobą męża pię-knej i ros- łej postawy. Na skroniach i brodzie ciemny włos gdzie- niegdzie przeświecał już siwizną, ale oczy były młode, czyste i jasne, znane, podobne do jej własnych. Pochy- liła się, dłoń jego całując, a on przygarnął ją ojcow- skim ruchem i ucałował w głowę, jakby nie widział, że nie ma na niej ni czółka, ni czepca. Krystynę za- piekło pod powiekami; poczuła dawno zapomniany smak łez. Opat zaś ujął ją za ramiona i prowadząc ku wyścielanej lawie mówił: — Usiądźmy! Niech ci się napatrzę, na długo pew- nie znowu. Do Rzymu jadę z poselstwem, a czas mój nigdy nie należy do mnie. Gdy milczała, ciągnął: — Może urazę żywisz, Krystyno, iżem przy tobie 398 nie stanął, gdyś ostała sama i bez opieki, w nieszczę- ściu i żalu. Nie winuj mnie, nie byłem wonczas w kra- ju. Ale ni dnia nie było, bym cię w modlitwach swych . nie wspomniał, o łaskę dla cię prosząc. Rozczulenie, ale i gorycz ogarnęły Krystynę: — Nie wysłuchał Bóg waszych modłów — szepnęła. Umilkła zalękniona, że sama kieruje rozmowę ku sprawom, o których mówić nie chciała. Lecz opat od- parł smutno: — Może jeszcze wysłucha. A może by wysłuchał prędzej, gdybyś modliła się sama. Skuliła się. Czuła, że jeśli mówić zacznie, wyrzuci z siebie wszystko: zawody, upokorzenia, nieszczęścia i bunt przeciw wszystkim i wszystkiemu. Opat chciał tego widocznie, lecz opierała się. Odwykła mówić o so- bie. Z rozterki wybawiła ją Zasława, zapraszając na posiłek. Przeszli do świetlicy, gdzie już czekali towarzysze . Bogumiła; jeden siwy już mnich, z pierwszych magde- burskich, którzy w Mogilnie osiedli, mową zdradzają- cy obce pochodzenie, trzej młodsi już swoi i poważny, starszy mąż, który się Nacławem Jaxą z Krytych oznajmił. Wdowiec bezdzietny, majętności na klasztor zapisał i pomagał krewniakowi w zarządzaniu ogrom- nymi włościami, jakie dzięki hojności księcia przy- padły klasztorowi na Kujawach i Mazowszu. Ninie ciągnął z opatem, by dowództwo objąć nad orszakiem, który towarzyszyć miał Bogumiłowi do Rzymu. Przy- pomniał Krystynie, że i on w Bużeninie bywał i towa- rzyszem wypraw był jej ojca, o których barwnie i zaj- mująco począł opowiadać. Krystyna zasłuchała się i ożywiła. Obawa jej i niechęć do ludzi zniknęła gdzieś wypytywała starego wojaka i ani się spostrzegła, że| słońce dobrze już się pochyliło, gdy wreszcie opat'' wstał mówiąc: — Pewnie w gospodarstwie niejedno masz uładzić. Ja chętnie po dworcu pochodzę, obejrzeć kąty, któryety nie widziałem dawno. Może ci i doradzę co nieco. Krystyna zarumieniła się, ale odparła szczerzej . 399 — Chyba Zasławę wam zawołam, bo ja ani wiem. gdzie co jest. Żyję jak nie u siebie, — A gdzieżeś u siebie? — W lesie, na bagnach, na łęgach, gdzie poniosą oczy. — Słyszałem ci ja, żeś się gdzieś wybierała, gdym nadjechał. Pojadę z tobą. I mnie ongiś koń nie był dziwny, bo rodzic sposobił mię na wojaka, nim Bóg do swego wojska powołał