Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Ponieważ jestem pewny, że moje zdolności i broń, którą operuję jako twórca i profesor, pilny i pełen inicjatyw badacz, osłabiły się tak, że już są prawie żadne i pozostanie mi z nich tylko coś, co sprowadzi mnie do pozycji biernego i bezsilnego widza tej wspaniałej walki, jaką ludzkość toczy w Peru i na całym świecie - wiem, że nie mógłbym znieść 256 takiego życia. Albo być na tej scenie aktorem, tak jak nim byłem, odkąd, czterdzieści trzy lata temu, wstąpiłem do szkoły średniej - albo niczym. Otrzymałem od Pana, w sprawie redakcji Lisów podczas gdy pisałem te książkę, ogromnie szlachetne i pełne wielkodu- szności listy. Jestem Panu za nie wdzięczny i świadom Pań- skiej życzliwości zwracam się z ostatnią prośbą: o popularne wydanie Todas las sangres dla Peru i opowieści o Chimbote, jeśli będzie na nie popyt. Nadejdzie dzień, kiedy książki i wszystko, co pożyteczne, nie będą przedmiotem zyskownego handlu nigdzie na świecie. Wiem, że w gruncie rzeczy Pan się z tym zgadza i że zysk nigdy nie był głównym bodźcem w działalności Pańskiego wydawnictwa. Moja żona - wdowa - będzie w tej mojej prośbie absolutnie zgodna ze mną. Ma ona prawa na te dwie książki.* Poza tym, jeśli Pan przyjmie Lisa z Gór i lisa z Nizin tak, jak to jest napisane, i będzie Pan trwał przy decyzji natychmiastowego wydania, to prosiłbym o włą- czenie, w charakterze wstępu, krótkiego przemówienia, które wygłosiłem, kiedy wręczano mi nagrodę im. Inki Garcilaso de Ja Vega, i które moja owdowiała żona Sybila (stal i gołębica) i mój przyjaciel Emilio Adolfo Westphalen podejmą się prze- czytać w korekcie oraz udzielić rad co do jego publikacji. Emilio Adolfo jest moim przyjacielem od roku 1933; nigdy nie kierował nim interes osobisty i uważam, że jest to poeta i eseista, który najbardziej dogłębnie znał i zna literaturę zachodnią i który z surową skrupulatnością i radosnym zapa- łem oceniał i rozpowszechniał literaturę peruwiańską, ustną i pisaną, na łamach pism, którymi kierował i kieruje. Jemu, a także skrzypkowi Maximowi Damianowi Huamani, z San Diego de Ishua, dedykuję,-pełen obaw, tę kaleką i nierówną opowieść. Dzięki pomocy Dr Loli Hoffman mogłem napisać to, co napisałem, począwszy od II rozdziału Todas las sangres aż do ostatniej linijki „Wrzeń". Proszę przyjąć pożegnalny uścisk od swego przyjaciela, Jose Maria Arguedas P. S. Nie wiem, ile jeszcze dni czy tygodni poświęcę na to, by w odpowiedni sposób odejść ze świata żywych. P.S. (po powrocie z Limy). Dostałem w Chile rewolwer kaliber 22. Wypróbowałem go. Działa. Jest dobry. Nie będzie rzeczą łatwą wybrać dzień, zrobić to. 257 Moja była żona, Celia Bustamante', ma prawa na inne moje powieści i opowiadania. Ona, jej siostra Alicia i nasi wspólni przyjaciele otworzyli mi drzwi do miasta (Limy) czy też ułatwili moje niezbyt pogłębione zetknięcie z nim, a także, na równi z moim ojcem i książkami, lepsze zrozumienie języka hiszpańskiego tej połowy świata. I tak samo razem z Celią i Alicią zaczęliśmy kruszyć mur otaczający Limę i wybrzeże - umysłowość wszechpotężnych Kreoli, kolonów wywodzących się z dość trudnej do określenia mieszanki hiszpańsko-francu- sko-północnoamerykańskiej - kruszyć mur, który odgradzał Limę i wybrzeże od muzyki, tworzonej i udoskonalonej w ciągu tysiącleci przez Indian Keczua i Aymara i Metysów. Teraz Lis z Gór skłania do śpiewu i tańca, on sam, albo zaczyna rzucać w wir tańca świat, tak jak to w dawnych czasach robił głos bębenka Huatyacuri, bohatera i boga o wyglądzie żebraka. Jose Maria Arguedas Do Pana Rektora Uniwersytetu Rolniczego i do Młodzieży Studenckiej Zostawiam wam kopertę zawierającą dokumenty, które wyjaśniają przyczyny podjętej przeze mnie decyzji. Nas wszystkich, profesorów i studentów, łączy pewna wspólna więź, której nie zdoła osłabić jednostronne wyparcie się jej przez kogoś z tej społeczności. Ta więź istnieje, nawet jeśli temu zaprzeczymy: jesteśmy członkami korporacji utwo- rzonej fila studiów wyższych i badań naukowych. Powołuję się na tę więź, czy też biorę ją pod uwagę, aby popełnić coś, co jest uznane za rzecz okropną: samobójstwo. Uczniowie i profeso- rowie są ze mną połączeni więzią intelektualną, która, jak można przypuszczać i rozumieć, musi być szlachetna i bardzo serdeczna. Toteż zajmą się moim ciałem tak, jakby upadło na przyjazny, należny mu teren, i potrafią znieść ten fakt z wyro- zumiałością, nie czując się nim zranieni. Przygarną mnie w naszym Domu, zadbają o moje ciało i odprowadzą je na miejsce, w którym będzie musiało już ostatecznie spocząć. Tego czynu, uznanego, za okropny, nie mogę i nie powinienem dokonać w moim prywatnym mieszka- niu