Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Natomiast Joy... opadajce na twarz brzowe loki i Bagodne oczy upodobniaBy j do uroczego cocker-spanie-la. Gdy tylko staBo si zado[ wymogom dobrego wychowania, chart i doberman porwaBy biedn Mary, by pokaza jej, co im si nie spodobaBo w wystroju salonu, i w ten sposób Corey zostaBa sam na sam z Joy. - Zaprowadz ci do twojego pokoju - zaproponowaBa si osiem-nastolatka, gdy Corey ruszyBa w stron domu. - Na pewno masz co[ lepszego do roboty. Zapytam o drog kamerdynera. - Ale| skd! - odrzekBa Joy, pod|ajc w podskokach za Corey. -Ju| nie mogBam si doczeka, |eby ci pozna. Masz tak przemiB rodzin. - Dzikuj - powiedziaBa Corey, zdumiona, |e ta prostolinijna Tiary losu 247 dziewczyna jest o wiele bardziej zainteresowana jej osob ni| zbli|ajcym si [lubem. Od strony ogrodu wzdBu| obu skrzydeB domu znajdowaB si pokryty kamiennymi pBytami taras, z którego rozcigaB si wspaniaBy widok na zatok. Corey skierowaBa si do tylnego wej[cia, ale Joy poprowadziBa j w prawo. - Tdy bdzie szybciej - wyja[niBa. - Przejdziemy przez gabinet wujkaSpence'ai... Corey gwaBtownie przystanBa, zamierzajc wyja[ni dziewczynie, |e w |adnym razie nie skorzysta z tego skrótu, byBo ju| jednak za pózno. Spencer Addison wBa[nie wyszedB na taras i skierowaB si ku schodom prowadzcym na boczny trawnik. Nawet gdyby Corey nie dostrzegBa jego twarzy, natychmiast rozpoznaBaby go po energicznych, dBugich krokach. Zauwa|yB j i od razu ruszyB w ich stron z radosnym u[miechem. WsunB rce do kieszeni i czekaB, a| wraz z Joy podejd bli|ej. Kiedy[ na widok tego zniewalajcego u[miechu serce podchodziBo Corey do gardBa, ale teraz obudziBa si w niej jedynie nostalgia. Niemniej musiaBa przyzna, |e w wieku trzydziestu czterech lat, w szarych spodniach i biaBej koszuli z podwinitymi rkawami, Spencer wci| byB równie przystojny i seksowny, jak wtedy gdy miaB dwadzie[cia trzy lata. Kiedy podeszBa, u[miechnB si jeszcze szerzej. - Witaj, Corey. - Jego gBos wydawaB si ni|szy i gBbszy od tego, jaki zapamitaBa. WycignB rce z kieszeni i rozBo|yB ramiona, by j u[ciska na powitanie, lecz Corey odpowiedziaBa mu u[miechem, jakim wita si dalekich, niewidzianych od lat znajomych. -Witaj, Spence - rzuciBa i stanowczym ruchem wycignBa dBoD. {adnego przytulania. ZrozumiaB ten gest i u[cisnB jej rk, chocia| przytrzymaB j w swojej dBoni o wiele dBu|ej ni| potrzeba. - Widz, |e ju| poznaBa[ Joy - powiedziaB, po czym zwróciB si do dziewczyny z lekk pretensj w gBosie. - Przecie| miaBa[ mnie zawiadomi, gdy tylko Corey si zjawi