Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Ale delikatnie dotknął dłonią ramienia Adorny. A Leila cmoknęła ją w rękę. Organista zaczął grać. Rozległ się śpiew solistki. Charlotta stała w głębi kościoła z hrabią Porterbrid-ge'em. Adorna zamrugała gwałtownie, przetarła oczy chusteczką. 268 - Tam jest panna lady Charlotta. Jest taka piękna. - Leila mówiła tak cicho, że Adorna musiała się nachylić, żeby ją zrozumieć. - Kiedy poślubi tatę, czy nadal będzie dla mnie miła, jak myślisz? Stłumione pytanie dziewczynki rozdarło serce Ador-ny. Jak to się stało, że mieszkające pod jej dachem dziecko czuło się lak niepewnie? Jej własna wnuczka? - Naturalnie, że nadal będzie dla ciebie miła, kochanie. Charlotta cię kocha, tak jak ja - odparła półgłosem i mocno przytuliła dziewczynkę. ROZDZIAŁ Wynter słuchał w skupieniu, kiedy Charlotta drżącym głosem wypowiadała słowa przysięgi małżeńskiej. Potem sam, głośno i wyraźnie, ślubował jej wierność i lojalność. Zapewniał ją w ten sposób, że rozumie treść przyrzeczeń i zamierza ich dochować. Nie będzie jej zaniedbywał, nie będzie okrutny czy niewierny. Chciał, żeby była zadowolona i wdzięczna. Przyjęcie weselne, urządzone w sali balowej Au-stinpark Manor, nie przebiegło już tak gładko. Po wymuszonym uśmiechu Charlotty poznawał, że dziewczyna nie jest zachwycona lą częścią uroczystości. Musieli wraz z jego matką i hrabią Portcrbrid-ge'cm kierować uprzejme banały do gości, których najchętniej posłałby do diabła: Howarda i jego żonę. Lady Smithwick i jej rozczarowaną córkę. Hodgesa i Shilbottle'a. Drakely'ego i Reada. I Stewarta. - Kuzynie. - Stewart mocno uścisnął dłoń Wynte-ra. - Gratuluję ożenku z taką śliczną i mądrą damą. Chyba teraz osiądziesz w Anglii i codziennie będziesz zaglądał do biura, co? 269 Wynter pomyślał, że kfopot Ze Stewartem polega na tym, iż zawsze wydawał się niezwykle szczery. Jego komplementy pod adresem Charlotly nie brzmiały szyderczo. Był utalentowanym aktorem - jak na malwersanta. - Dziękuję, kuzynie - odparł Wynter. - Najpierw jednak miesiąc miodowy. * Stojąca u jego boku Charlotta gwałtownie zaczerpnęła powietrza, Wynter nachylił się do jej ucha i zapytał: - Czy to była osobista uwaga? - W mieszanym towarzystwie nie rozmawia się o miesiącu miodowym - odparła opanowanym głosem, ale umknęła wzrokiem przed jego spojrzeniem. - Nie zrobię więc tego więcej. - Skoro z tego powodu straciła całe rumieńce. - Moja małżonka jest zmęczona - zwrócił się do czekających w kolejce. -Powinniśmy przerwać przyjmowanie gratulacji, by mogła usiąść i odpocząć. Państwo zaś możecie siadać do stołu. Przez tłum przetoczył się śmiech, lecz wszyscy z wyraźną ochotą uczynili, co im polecono. -Tb nie było... - Charlotta westchnęła i poddała się. - Wiem. - Wynter ujął ją pod ramię. - Nie wyglądasz jednak na zarumienioną pannę młodą. Jesteś bardzo blada. - Świetnie zrobiłeś. Bolą mnie nogi i muszę porozmawiać z ciotką Piper. Sprawdzę, czy jest jeszcze na mnie zła. - Lata spędzone na pustyni wyraźnie rozwinęły w tobie przywódcze talenty, kochanie. - Ador-na uśmiechnęła się do syna, po czym pogłaskała po-270 liczek Charlotty. - Pobladłaś. Trochę jedzenia i odrobina brandy świetnie ci zrobią. - Moja żona nie lubi brandy. Nie lubi też kawy. Napije się herbaty - odezwał się Wynter. I wszystko to było zgodne z prawdą. - Właściwie mam ochotę na wino - rzekła nieco tym zaskoczona Charlotta. - Nie. Wino nie - niespodziewanie zaprotestował. - Nie dzisiaj, mój pustynny kwiecie. Nic chcę, żebyś była osłabiona podczas naszego pełnego zjednoczenia później. Teraz kolor powróci! na jej policzki. Zadowolony z wrażenia, jakie zrobiły jego słowa, poprowadził żonę do fotela. - Siadaj. Mam dla ciebie prezent. - Wynterze... Użyła jego imienia. Ucieszy! się. - Później nie będzie żadnego zjednoczenia. Nadal go prowokowała. To mu się nie spodobało. Opadł przed nią na kolana, uniósł jej dłoń i pokazał obrączkę ślubną z czystego złota, którą wsunął na jej palec zaledwie parę godzin wcześniej. - Ślubowałem ci wierność. Musisz ją przyjąć. -Wstając, ucałował jej rękę i oddalił się. Miał dla niej podarunek. Bardzo specjalny. Najwspanialszą rzecz, jaką mógł jej dać, symbolizującą troskę o jej szczęście. Postanowił bowiem, że Charlotta musi odnaleźć w tym małżeństwie szczęście. Idąc ku schodom, zauważył po drodze Bucknetla, stojącego sztywno przy drzwiach i nie odrywającego wzroku od Adorny. Po prostu gapił się na nią. Nie zbliżał się do niej, ale i nie odchodził. Adorna zaś stalą przy drzwiach po przeciwnej stronie sali balowej, z całych sił Bucknella ignorując. 271 Wynter wiedział, że ten mężczyzna doprowadza! jego matkę do łez. Trzeba było skłonić Bucknella do działania. Skinieniem głowy dał mu znak, żeby podążył za nim. Wiedział, że Bucknell to zrobi- Zaprowadził go do biblioteki i stanął za swoim biurkiem. - Sir, proszę mi powiedzieć, czy pańskie zamiary wobec mojej matki są uczciwe, czy też igra pan jedynie z jej uczuciami. Bucknell nadął się jak ropucha. - Uczciwe? Oczywiście, że moje zamiary są jak najbardziej uczciwe. Tb ona nie chce o niczym słyszeć. Oświadczeniem tym na dłuższą chwilę zamknął Wynterowi usta. - Adorna... pańska matka... lady Ruskin... - Wiem, kim jest - sucho przerwał Wynter. - Odmawia poślubienia mnie. Prosiłem ją, błagałem, wskazywałem na korzyści wynikające z takiego związku dla nas obojga, ale ona chce... - Bucknell zrobił się czerwony jak burak. - Ona chce mieć ze mną romans. - Romans? - Wynter powinien był się tego domyślić. Czy jego matka kiedykolwiek zrobiła coś w zwyczajny sposób? -1 chociaż bardzo mnie to boli, nie chce słyszeć o ślubie. Mówi, że za bardzo się różnimy, by nasze małżeństwo było udane. Mówi, że się nie nadajemy do długotrwałego związku. Twierdzi, że jedynym rozwiązaniem dla nas są... - Bucknell sprawiał wrażenie, jakby za chwilę miał się udusić własnym krawatem - spotkania w sypialni. -Ależ moja matka pana uwielbia. Sam widziałem. - Mnie też się tak wydawało. Zapewniam pana, lordzie Ruskin, że ja ubóstwiam ją całym sercem. - 272 Bucknell zaczął przemierzać bibliotekę, krocząc z rękami założonymi na plecach