Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
.. - mruknął Hammax. - Co panu chodzi po głowie, pułkowniku? - Polecimy do Maltha Obex, skąd wyruszył wagabunda. Ustawimy tam nadajnik nadprzestrzenny i wyślemy w kosmos kod, który właśnie odebraliśmy. - Czyli... wezwiemy wagabundę do domu- podsumował Hammax. Taisden spojrzał na nich z nadzieją. - Możemy użyć całej sieci komunikacyjnej Nowej Republiki, żeby rozesłać sygnał także i w normalnej przestrzeni, na tej samej częstotliwości, jakiej użył wagabunda, komunikując się z naszymi statkami w Gmar Askilon. Pakkpekatt skinął głową, niemal jak człowiek. - A potem zaczekamy. Kto wie? Jeśli ten jacht jest nie tylko „Ślicznotką", ale i „Szczęściarą", to może wagabunda usłyszy wezwanie i przybędzie do Maltha Obex. Na pewno nie będzie to gorsze rozwiązanie, niż szukanie go po omacku. Mam już dość ścigania cieni. Lando Calrissian klął pod nosem, wciskając się w coraz to węższy tunel we- wnętrzny, gdzie - zdaniem Artoo - powinien się znajdować Lobot. Cyborg uparcie odmawiał powrotu do miejsca, w którym czekały na niego droidy. Chcąc nie chcąc, Lando musiał zdjąć skafander kontaktowy i wyruszyć na poszukiwa- nia. Korytarz był kręty i wręcz klaustrofobicznie wąski. Brakowało miejsca, by zgiąć ręce w łokciach, a gładkie ściany nie pozwalały czubkom palców rąk i nóg znaleźć oparcia. Gdyby na statku istniało ciążenie, pokonanie tunelu byłoby niemożliwe - przy- najmniej dla człowieka. - Lobot! - krzyknął w głąb korytarza. - Może byś mi pomógł, co? - Jesteś już blisko - dobiegła go powielona echem, cicha odpowiedź. - Idź dalej. - Co ty tam robisz? Utkwiłeś w jakiejś dziurze i boisz się przyznać? - Jestem zajęty. - Niby czym? - spytał Lando, lecz nie usłyszał odpowiedzi. Po chwili postanowił zmienić temat. - Wiesz, że znowu skoczyliśmy? - Tak. - Mam nadzieję, że nie maczałeś w tym palców? -Nie. Jeszcze jeden energiczny ruch palcami stóp i Lando znalazł się w miejscu, gdzie dwa kanały łączyły się w jeden. - Dźwięk, który towarzyszył wejściu w nadprzestrzeń, nie brzmiał zbyt przyjemnie - powiedział, zatrzymując się. - Statek trząsł się cały i grzechotał, jak nigdy przedtem. - Uszkodzenia były bardzo ciężkie. Lando ruszył w stronę, z której dobiegał głos Lobota. - Fakt. Widziałem je. Dobrze się czujesz, stary? - Świetnie. - Naprawdę? Głos masz raczej słaby. - Jestem zajęty. - Znowu to samo - zdenerwował się Lando. - Skoro wszystko w porządku, to szkoda, że nie byłeś uprzejmy odpowiadać na wiadomości, które przesyłałem do ciebie przez Artoo. Mogłeś mi oszczędzić długotrwałego i wkurzającego przeciskania się przez tunel. - Niemożliwe. - Co niemożliwe?! Zapadła cisza. - Lobot? - Niemożliwe udzielenie odpowiedzi. Kanał był zajęty. Głos Lobota rozległ się tym razem na tyle blisko, że Lando miał nadzieję zobaczyć cyborga za najbliższym za- krętem. - Jeśli z jakiegoś powodu nie powinienem zbliżać się do ciebie, to lepiej powiedz mi o tym teraz. - Bez obaw. Chodź. Jesteś bardzo blisko. - Już mi to mówiłeś. - Nie słyszałem cię wtedy. - No jasne. Mnie też ciągle się to zdarza... - Lando zatrzymał się, by wyciągnąć blaster tnący z kieszeni uniformu i przełożyć go do kabury na nadgarstku. - Nie będzie ci potrzebny - rzekł Lobot. Lando zadarł głowę. Cyborg nadal pozostawał niewidoczny. - Śledzisz mnie, kolego? Lobot znowu nie odpowiedział wprost. - Jesteśmy świadomi twojej obecności. Lando wziął głęboki oddech i przycisnąwszy dłonie do ścian tunelu zaczął pełznąć w kierunku Lobota z nową determinacją. - Wybacz, że wam przeszkadzam. Myślałem, że jesteś sam -zawołał, prąc naprzód. - Mam nadzieję, że mnie przedstawisz. - Tak. Jeszcze trochę, Lando. Calrissian dostrzegł, że korytarz kończy się ostrym zakrętem. Nim do niego dotarł, na wszelki wypadek wziął do ręki blaster. Doczołgawszy się do zakrętu przycisnął ple- cy do gładkiej powierzchni tunelu, odepchnął się nogą od przeciwległej ściany i ostroż- nie wyjrzał za róg. Następny odcinek korytarza ciągnął się lekkim łukiem przez dwadzieścia metrów. Na tym dystansie łączyło się z nim co najmniej pięćdziesiąt mniejszych tuneli. Ich wlo- ty były częściowo zamknięte, a wnętrza - zaciemnione, jakby światło płynące z głów- nego korytarza nie mogło się do nich przedrzeć. Posuwając się ostrożnie naprzód, Lando skierował latarkę ku pierwszemu z bocz- nych tuneli. Dostrzegł, że w odległości dwóch metrów od wlotu kanał jest zaczopowa- ny zaokrąglonym przedmiotem, który wyglądał jak końcówka grubej wtyczki, o kilka tonów jaśniejszej barwy niż otaczające ją ściany. Widok tenprzywiódł mu na myśl po- ciski spoczywające w wyrzutniach lub kapsuły ratunkowe tkwiące w lukach statku. Obracając się z wolna, Lando oświetlił wnętrze kolejnego tunelu, a potem następ- nych. Wszystkie były zablokowane. Nie, nie zablokowane, pomyślał, raczej wypełnio- ne, w ten sam sposób co pierwszy. Tkwiły w nich elipsoidalne obiekty wystarczająco duże, by pomieścić w sobie człowieka