Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
466 Następnego dnia pojechaliśmy do Cuxhaven, żeby odwiedzić admirała Scheuerlena, dowódcę obrony wybrzeża w Zatoce Niemieckiej, który jest dla Ernstla najwyższym sędzią. Okazało się, że to znakomity człowiek. W ogóle można zaobserwować, że będąc uwikłanym w taką sprawę poznaje się obydwa właściwe fronty wielkiego procesu. Czy ten, kogo się spotyka, jest człowiekiem czy maszyną, wychodzi na jaw już przy pierwszym zdaniu, na które odpowiada. Kirchhorst, 17 kwietnia 1944 Tego ostatniego dnia urlopu sadziłem jeszcze groch, a z nim zasiewałem dobre życzenia dla Ernstla. Dzisiaj zagrzebuje się nasiona nie wiedząc, kto będzie zbierał ich owoce. Ścinałem trybulę - to ziółko jest dla zupy tym, czym marzanka wonna dla wina*. Dużo jej rośnie dziko pod starą lipą, przy zrywaniu pomagał mi Aleksander. Udałem zaniepokojonego, że mogłaby mu się trafić cykuta, i tak wywiązała się rozmowa o kielichu Sokratesa, o którym w ten sposób usłyszał po raz pierwszy. Nasiona przywiozłem z Francji. Częściowo mają inny kształt i inną barwę - zobaczymy, jak się tutaj przyjmą. W pociągu, 18 kwietnia 1944 Nocą w Japonii, gdzie wobec obcych ludzi i obcych rzeczy zachowywałem się niezręcznie. Stojak, na którym były wyłożone towary sklepu, pomyliłem ze schodami i wszedłem na niego wyrządzając szkody. Japończycy obserwowali mnie przy tym z uwagą zmieszaną z uprzejmości i odrazy. Potem w pokoju, w którym ujrzałem na kanapie mężczyzn i kobiety upojonych eterem. Jeden z nich zataczając się ruszył ku mnie, uniósł ciężki dzban do uderzenia. Widząc, iż jest zbyt odurzony, żeby mnie trafić, starałem się stać nieruchomo - „w przeciwnym razie gotów jeszcze trafić przez pomyłkę". Po południu Loehning kazał przyjechać po mnie i zawieźć na dworzec, gdzie pod obłokami szrapneli wsiadłem do paryskiego pociągu. 467 O samogłoskach. W nowej wersji tego eseju jako jedno ze wskazań na to, że barwa dźwiękowa słów nie jest przypadkowa, należałoby przytoczyć poniższe spostrzeżenie: Kiedy w polu naszego widzenia pojawiają się nowe rzeczy, przeważnie nasuwa się kilka słów na ich nazwanie. Duch języka wybierze spośród nich najodpowiedniejsze i wprowadzi w obieg, przekładając przy tym układ dźwięków nad znaczenie logiczne. Z tego względu auto jest mocniejsze od samochodu. Paryż, 21 kwietnia 1944 W nocy ciężki nalot, ogień artylerii przeciwlotniczej, bomby na XVIII dzielnicę i Saint-Denis. Mieszkańcy „Raphaela", jak dowiedziałem się rano, po raz pierwszy zgromadzili się w schronie. Mnie zatrzymał w łóżku swego rodzaju letarg. Słychać, że były setki zabitych. W południe u Schnitzlerów, którzy wyjeżdżają dziś wieczorem. Paryż, 22 kwietnia 1944 Lektura: dziennik porucznika Salewskiego*, który opisuje dni w kotle humańskim. Horst Griininger przysłał mi rękopis. Rozmawiałem też o tym ze Speidlem, który został szefem sztabu u Rommla*, a którego wczoraj widziałem po raz pierwszy od dawna. Opis Salewskiego jest przejrzysty i suchy, odznacza się chłodem odlanego i potem zastygłego jak lustro metalu, stosownie do atmosfery, jaka panuje na straconej pozycji. Odnajdywałem znajome ciągi myśli, ale jakby wyhodowane z nasion, które przeleciały ponad murem ogrodu na piaski kwarcowe i tam wyrastały w skrajnie trudnych warunkach. Wszystko to jest pouczające, bo kocioł to najtrafniejszy symbol naszego położenia: dla mnie było to jasne, zanim jeszcze zaczęła się ta wojna. Zapowiadały coś takiego przykłady, jak choćby los żydostwa. Po południu u Hellera, gdzie obejrzałem obraz ofiarowany mi na urodziny przez doktora Gópla. Po drodze zobaczyłem, że plac Inwalidów został zablokowany; na środku ustawiono baterię ciężkich dział przeciwlotniczych, sterty amunicji i małe spiczaste namioty dla obsługi. Widok miał w sobie coś złowieszczego - zwłaszcza przez obecność 468 namiotów w centrum tak ogromnego miasta, które za ich sprawą stało się już pustkowiem, wydawało się już wymarłe. Moje miejsce jest na krańcu mostu przerzucanego przez ciemną rzekę. Życie na tym wysuniętym naprzód łuku staje się z każdym dniem trudniejsze, groźba upadku coraz większa, jeśli z przeciwka nie wyrośnie lustrzany odpowiednik, lustrzane uzupełnienie. Ale przeciwległy brzeg spoczywa w gęstej mgle - i tylko od czasu do czasu docierają z ciemności niewyraźne światła i dźwięki. To jest sytuacja teologiczna, psychologiczna, polityczna. Paryż, 23 kwietnia 1944 Wycieczka do Trois Vallees. Żeby wyrobić sobie pogląd na siłę ludu, trzeba zobaczyć także ludzi na gościńcach, nie tylko na bulwarach. Dans lesforets lointaines On entend le coucou. W dalekich lasach słychać kukułkę. Paryż, 29 kwietnia 1944 Wczorajszy wieczór i dużą część nocy spędziłem w towarzystwie głównodowodzącego, który wraz z pułkownikiem Ahrendsem*, Baum-gartem i profesorem matematyki Waltherem* odwiedził mnie w mojej norze. Matematyczne upodobania generała doprowadziły najpierw do rozmowy o liczbach pierwszych, która potem przez kwestie balistyki i prób z rakietami zeszła nieuchronnie na rysujące się w bliskiej przyszłości wydarzenia militarne i polityczne