Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Spoglądała na dziewczynę z uznaniem. Nancy zaczesała włosy do tyłu odsłaniając piękną, promienną twarz, ożywioną lekkim makijażem. Miała na sobie krótki płaszczyk i układaną kremową spódniczkę. Była elegancka i uśmiechnięta. – Dokąd idziesz? – zapytała Sandra. – Nie wiem. Ma po mnie przyjechać kolega z uniwerku. Sądzę, że pójdziemy potańczyć. Nie ma obawy, to porządny chłopak – chciała ją uspokoić. – Tak będzie lepiej dla wszystkich – odrzekła oszczędzając jej aluzji do wcześniejszego kryzysu. – To twój chłopak? – Nie. Tylko przyjaciel. – Nie wracaj zbyt późno – poradziła z matczyną troską. – Możesz pozdrowić Franka ode mnie? – Możesz być spokojna. Kiedy Latella był w swoim gabinecie nie lubił, aby mu przeszkadzano. Dla Nancy czynił wyjątek. Ona jednak nie chciała spotkać się ponownie z Seanem, który omawiał z Frankiem interesy. Byłaby to dobra okazja, aby wzbudzić jego zazdrość, ale nie chciała uciekać się do takich sztuczek, tak jak nie przyjęła zaproszenia Taylora, żeby zrobić na złość. Była zdecydowana nie dać się kryzysowi. Taylor czekał na nią za kierownicą MG, przed bramą ogrodu. Wstał, aby otworzyć jej drzwiczki, po czym zajął swoje miejsce. Czekając wymyślał różne rzeczy na temat tej wspaniałej dziewczyny mieszkającej w wielkim domu, rezydencji prawie królewskiej, która pozwalała snuć najbardziej fantastyczne domysły. Któż się krył za tą naturalną pięknością? Księżniczka czy awanturnica? Elegancja i skromność wykluczały tę drugą możliwość. Chłopak był onieśmielony swoją tajemniczą towarzyszką, do której żywił uczucie jeszcze nie całkowicie jasne, ale łatwe do przewidzenia w swoim rozwoju. Taylor był na najlepszej drodze do zakochania się w Nancy. I to właśnie w momencie, kiedy odkrył, że ona, jak w starej piosence, płakała za innym. Pomyślał optymistycznie, że to mógł być pozytywny znak dla takiego jak on, gotowego czekać cierpliwie. Natomiast nie miał żadnych wątpliwości co do pozytywnego efektu tego zamysłu. Ożeni się z nią. – Dokąd jedziemy? – zapytała Nancy. Taylor, który miał w planie dyskotekę, postanowił ją teraz zaskoczyć. – Do Vicky’s – odpowiedział. Dziewczyna nie okazała ani podniecenia, ani entuzjazmu na dźwięk nazwy modnego lokalu o posmaku dwuznaczności, odwiedzanego przez osoby wątpliwej konduity, ludzi z show biznesu, menedżerów i milionerów. – Okay – skomentowała z angielskim spokojem, wzbudzając jeszcze większą ciekawość mężczyzny. – Więc w drogę – zażartował. – Jest jeszcze wcześnie. Nancy przyłapała się na porównywaniu Taylora z Seanem. Obydwaj piękni, interesujący i tak różni, niczym dzień i noc. Sean był ciemnością, która ją porażała swoimi pogmatwanymi zagadkami, Taylor zaś słonecznym, wiosennym dniem. Przy nim czuła się dobrze, mogła marzyć o wielu rzeczach, może nie łatwych do osiągnięcia, ale możliwych. Mając do wyboru Taylora, który jej pragnął i Seana, który uciekał od niej, niebezpieczeństwo nocy i pewność dnia, nie wahała się. To właśnie Seana pragnęła tak, jak niczego innego na świecie. – Grosik za twoje myśli – zaproponował Taylor jadąc szybko, ale ostrożnie. – Zmarnowane pieniądze. Nie myślałam o niczym – przyłapała się zdziwiona na kłamstwie. Vicky’s był pełen eleganckich gości. – Ma pan rezerwację? – spytał się Taylora nienaganny szef sali. – Obawiam się, że nie – uśmiechnął się rozbrajająco master z Yale, mając nadzieję rozwiązać problem za pomocą odpowiedniego napiwku. Maître wyraźnie zdegustowany odmówił przyjęcia napiwku. – Jest mi jeszcze bardziej przykro – powiedział z lekką ironią i szczerym bólem – ale obawiam się, że nic nie mogę dla pana zrobić. Może pan spróbuje zarezerwować stolik na jeden z najbliższych wieczorów – poradził mu. Nancy czekała w milczeniu, co powodowało, że Taylor czuł się jeszcze bardziej nieswojo. Jego rozpacz, że nie może jej zaimponować swoją zaradnością tak, jakby sobie tego życzyła, rozczuliła ją. – Zależało ci, prawda? – uśmiechnęła się dla dodania otuchy. – Przykro mi – odpowiedział. Właśnie przechodził Victor Partana, wiecznie młody boss Vicky’s, i Nancy pomachała mu na przywitanie. Elegancki właściciel, jak na aktora przystało, obdarzył najwspanialszym uśmiechem jakichś ważnych klientów przekazując ich w ręce kelnera i skierował się w jej stronę. – Mała, słodka, pociągająca Nancy – powiedział słynnym głosem, na dźwięk którego wpadały w ekstazę trzy pokolenia. – Chcesz, żebym się zarumieniła, Victor? – broniła się Nancy. Mężczyzna i dziewczyna przywitali się i oczy wszystkich obecnych zwróciły się na tę szczęściarę, której wielki Victor tak demonstracyjnie składał hołd. Taylor, ze swej strony, nie próbował nawet niczego zrozumieć