X


Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Krew. To dobrze, to tutaj. Co ci jest, do jasnej cholery? Janek z trudem �apa� powietrze. Wargi mu dr�a�y: - Trup... Z�apa�em go za w�osy. Nie mog�. Andrzej odsun�� go i pochyli� si� nisko nad ceg�ami. Niewielka ich warstwa przygniata�a zabitego cz�owieka - by� jeszcze ciep�y. - Je�eli zaczniesz wrzeszcze�, zabij� ci�. Zatoczy� latark� du�y kr�g. Oparta o kup� gruzu, porzucona tu czy zapomniana, le�a�a �opata. Podszed� do niej ostro�nie. Zn�w kr�g latark�. I jasne w�osy na kamieniach. Przykl�kn��, odsun�� kamienie, poszuka� r�ki. Puls bi� bardzo s�abo. Poczu� si� tak�e s�aby. Otar� r�k� czo�o. - Janek - szepn��. Ale Janek nie ruszy� si�, nie wierzy�, �e w tym �wiecie �mierci mo�e by� co� �ywego. - Same trupy, wsz�dzie trupy - wyj�ka�. Wi�c Andrzej nie czeka� na pomoc, wzi�� j� sam. Cho� by�a lekka, wyda�a mu si� jakim� ogromnym ci�arem. Ruszy� przed siebie, a Janek powl�k� si� za nim z najg��bszym przekonaniem, �e Halina nie �yje, i dopiero kiedy jej jasna g�owa opad�a w samochodzie na jego rami�, kiedy brudne, zlepione w�osy rozsypa�y si� po mundurze - co� si� w nim wreszcie wyzwoli�o. - Obud� si� - szepn�� w jasne w�osy. - Obud� si�, jeste� ju� z nami. S�yszysz? Nim Smutny ruszy�; z ciemno�ci wy�oni�o si� zn�w czarne auto, przejecha�o i znikn�o za zakr�tem. - Jed�, psiakrew. Jak si� jeszcze raz to auto poka�e, zaczn� strzela�. Smutny nacisn�� sprz�g�o. - Dobry w�z - powiedzia� z uznaniem. Auto gna�o ju� pustymi ulicami. - Tym wozem wszystko si� udaje. To tego Krauzego, pami�tacie? Szwaby maj� dobre wozy. Ten, co tu si� kr�ci, to te� fajny samoch�d. Wszyscy gestapowcy takie maj�. Ty, Andrzej, czy oni nie dali jej takich proszk�w na sen, �e obudzi si� dopiero na s�dzie ostatecznym? - Nie, wszystko w porz�dku. A swoj� drog� ten cholerny Czarny ma niez�e chody w gestapo - Andrzej odwr�ci� si�. - No, jak ci tam, Janek? - Ju� nie dasz mi w mord�, jak si� odezw�? - Nie. A jak si� Halina obudzi, to ci powiem, �e ci� mo�e jeszcze kiedy� wezm� na jak�� robot�, ale tylko wtedy, kiedy b�dzie mo�na trzyma� kobiety w ramionach, do tego jeste� jedyny. Tylko, ch�opaki, ani pary z g�by do Haliny, sk�d my�my j� wydostali; rozumiecie? Nie musi wiedzie�, �e za �ycia le�a�a ju� w grobie. Gdy Halina znalaz�a si� wreszcie na kanapie u �empickich, Krystyna przykl�k�a obok niej. - Andrzej, kiedy ona si� obudzi? - Nied�ugo. - Andrzej, ona jest ranna. Patrz ile krwi. Andrzej przypatrywa� si� chwil� poplamionemu krwi� workowi rzuconemu na krzes�o. - Nie jest ranna - mrukn�� niech�tnie. - Ja te� mam zakrwawione r�ce, a nie jestem ranny. Usiad� w fotelu. Napi�cie min�o i teraz poczu� si� znowu bardzo zm�czony. Wzrokiem poszuka� Tadeusza. Sta�, oparty o por�cz kanapy, wpatrzony w swoj� ��czniczk�. Niedawno patrzy� tak na nieprzytomnego Tygrysa. "Ciekawe - pomy�la� nagle - ile ten cz�owiek potrafi wytrzyma�. My wszyscy pozmieniali�my si� tak bardzo, �e stali�my si� prawie innymi lud�mi. Tylko on jest ci�gle taki sam". - Tadeusz, dwa s�owa. Odeszli na bok. - ...a teraz, dos�ownie prawie tu� przed domem, przejecha� po raz trzeci - doko�czy� relacj�. - Co to by�o? Czy nie trzeba si� st�d likwidowa�? Tadeusz patrzy� chwil� w deski pod�ogi, a potem u�miechn�� si�: - Nie przejmuj si�, to tylko Czarny osobi�cie dopilnowywa� roboty. 55 Przechodz�c obok domu, w kt�rym mieszka� Kurt, Rudi Lorenz zatrzyma� si� i przez �elazne sztachety zajrza� do �rodka. Cz�owiek w roboczym kombinezonie uk�ada� p�yty chodnika wiod�cego od �elaznej furtki do drzwi: Na poz�r nic nadzwyczajnego, kiedy jednak Rudi poszed� naprz�d, wyraz jego �ci�gni�tej twarzy przypomina� wilka, wietrz�cego niebezpiecze�stwo. Rudi nie ba� si� o siebie, ale niebezpiecze�stwo, jakie wyczuwa�, grozi�o cz�owiekowi, dla kt�rego mia� g��boki szacunek. Niebezpiecze�stwo wyra�nie grozi�o Kurtowi i Rudi Lorenz b�ogos�awi� w tej chwili fakt, �e Diethl nauczy� go patrze�, i natur�, �e obdarzy�a go prawdziwie psim w�chem. W gestapo zajrza� do swego pokoju w�a�ciwie po to tylko, �eby zdj�� p�aszcz i rzuci� teczk� na biurko, a potem natychmiast skierowa� si� do pokoju by�ego zwierzchnika. - No, co dobrego powiesz, Rudi? Kurt by� wyra�nie w dobrym humorze, ale Rudi nie odpowiada� tym samym. Pochyli� si� ku niemu i powiedzia� powa�nie: - Hauptsturmf�hrer, pan jest w niebezpiecze�stwie. Kurt drgn��. - Pan jest �ledzony - ci�gn�� Rudi. - Nigdy bym si� nie o�mieli� tak twierdzi�, gdybym nie mia� ca�kowitej pewno�ci. Zauwa�y�em to trzy dni temu: Ci ludzie, co uk�adaj� chodnik, ten nowy mechanik przy pa�skim wozie..

 
 

Drogi uĹźytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.