Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

W roku 1805 wspomagany przez Rosjan ksiądz Tymios Vlachavas postanowił obalić tyrana. Mając przy sobie braci, Teodora i Demetriu-sza, oraz 100 kleftów, przemknął się w kierunku Janiny przez przejścia w górach Pindos, został jednak zdradzony przez niejakiego Deliyanisa i wpadł w zasadzkę. W bitwie, broniący się wściekle klefci zostali wybici do nogi. Schwytanego Vlachavasa Ali osobiście zamordował z wyrafinowanym okrucieństwem. Zaraz potem Ali Tebelen przystąpił do podziękowania za udział w spisku kleftom*, bitnym góralom z Tessalii i Macedonii, z którymi Turcja nigdy nie mogła sobie poradzić. On dał sobie radę i jak zawsze zakończył dzieło mocnym akordem: w roku 1809 urządził diabelskie „son et lumiere" pod olbrzymim platanem, obok swego pałacu, torturując schwytanego szefa kleftów, Katsantonisa oraz jego brata, Chasio-tisa. Nie odmówiłem sobie zerwania na pamiątkę liścia z tego drzewa. Z Cesarstwem francuskim poróżnił się Ali o Wyspy Jońskie, a także 0 port Parga na wybrzeżu albańskim Morza Jońskiego, których Napoleon — wbrew oczekiwaniom — nie zapewnił mu w traktacie tylżyckim. Pan na janińskim zamku nie zapomniał tego i w kilka lat później pomógł Anglikom odzyskać archipelag. Gdy Napoleon abdykował (1814), mieszkańcy Pargi, bojąc się dostać pod władzę okrutnika, sami wypędzili Francuzów i oddali się pod opiekę Albionu. Błagali, by nie oddawano miasta Alemu; Anglicy przyrzekli im to i gdy Ali wysłał nad Tamizę specjalną misję, która nalegała na oddanie mu portu, przez pewien czas opierali się, bardziej dla zachowania pozorów niż z chęci dotrzymania słowa. W końcu, słysząc monotonne: „Chcę Pargi!" Alego, który był głuchy na wszelkie argumenty, oddali mu ją. Haniebny układ, w wyniku którego wielu Pargijczyków wyemigrowało ze strachu przed Al-bańczykiem, podpisał komisarz brytyjski na Wyspach Jońskich, lord Maitland. Alemu dodano jeszcze w uznaniu zasług park artyleryjski 1 znaczną sumę pieniędzy. Był u szczytu potęgi. * Nowogreckie: zbójcy. - Empirowy... 153 Według Gilberta Cesbrona: „Świat jest jak muzeum i każdy człowiek może odegrać w nim jedną z trzech ról: artysty, zwiedzającego lub strażnika". Cesbron zapomniał, że istnieje jeszcze stanowisko dyrektora muzeum. Głupiec to ten, kto nie chce zająć tego stanowiska. Głupiec lub idealista. Ali nie był idealistą i nie był głupcem. Ali Tebelen marzył o władzy absolutnej, o berle i o jabłku. W momencie, kiedy wielki Korsykanin szedł na wygnanie, sen Albańczyka zaczy-nał nabierać rumieńców, stawał się coraz bardziej realny. Już od roku 1807 jego zależność od Porty była tylko nominalna. Był wówczas nieko-ronowanym władcą prawie całej Hellady aż po Peloponez, oraz Albanii i Rumelii. Jeden z jego synów (Veli) dzierżył Moreę, drugi (Muchtar) Lepanto. Nad tą olbrzymią częścią Bałkanów sprawował pełną kontrolę, jego roczne dochody szacowano na 12 milionów piastrów, a dochody jego synów na 10 milionów. Brakowało mu już tylko jednego: tytułu króla bądź cesarza. Zwano go Arslan, co znaczy: Lew, lecz zwano go także „tyranem Epiru". Zasługiwał na to po tysiąckroć. Z biegiem czasu stał się artystą zbrodni — zdradzał z rozmachem, mordował zaś w sposób wyszukany, wydzierając z ust męczonych przejmujące grozą pieśni bólu, które jego napełniały błogością. Cała ludność rządzonego przezeń terytorium drżała ze strachu przed jego niepohamowanym bestialstwem, nie znano dnia ni godziny spokojnej i pozbawionej trwogi. Kradł na wszystkie strony i na wszystkie możliwe sposoby, zaciągał „długi" od kogo tylko chciał i kogo tylko chciał czynił swym „dłużnikiem". Chciewał raczej często. Nie wypłacał żołdu swoim ludziom, a za świadczone sobie usługi kazał płacić osobom postronnym. Ogłosił się wreszcie uniwersalnym spadkobiercą, a następnie „podskarbim" wszystkich swoich poddanych i od tej chwili każdy trzos i garnek w każdym domu należały do niego. Wszelka ludzka własność stała się dzierżawą — jedynym właścicielem był on, Ali Tebelen. Miał rację współczesny mu lord Acton, mówiąc: „Władza absolutna korumpuje w sposób absolutny". Starzejąc się, stawał się coraz nikczemniejszy. Upływający czas zmuszał go do pośpiechu, którym zabijał myśli o przemijaniu i rozpraszał nudę, jaką wytwarza stan pełnego nasycenia rozkoszami świata. Nie szanował już niczego i nikogo, nie wierzył ni w Allacha, ni w Chrystusa, a jeśli nawet wierzył w jakiegoś Boga, to grał z nim tak, jak grał w bakara-ta król Egiptu Faruk, który odmawiał w kasynach pokazywania swych kart, twierdaąc, że słowo królewskie wystarcza. Najtragiczniej przedstawiał się los mieszkańców Janiny — byli pod ręką. Ambasador Napoleona w Janinie, Pouqueville, tak opisywał stan rzeczy istniejący nad jeziorem w roku 1806: „Jaskinia mordu, denuncjacji i oszustwa jest tu otwarta w dzień i w no- 154 cy. Cnoty nie zostały wszelako doszczętnie wytępione w tym mieście, mimo wysiłków Alego-paszy, który ciemięży Janinę od 30 lat. Fałszy-wość i perfidia, zarzucane tutejszym ludziom, stałyby się udziałem każdego narodu, którym rządziłby ten człowiek, są one bowiem nieuniknionym następstwem deprawacji, z której Ali uczynił zasadę