Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Zauważyłem Eeta, zwiniętego w kłębek w nogach łóżka. Wyglądało na to, że śpi. Zawahałem się na moment. Eet? To byłoby zabawne i... satysfakcjonujące. Z przyjemnością zobaczyłbym Eeta wytrąconego z równowagi i po raz pierwszy pozbawionego wpływu na to, co się z nim dzieje. Wpatrywałem się w niego, nadal trzymając w ręku kamień, i myślałem intensywnie. Zimna skała pod moimi palcami zaczęła się powoli nagrzewać. Zarys sylwetki Eeta stał się zamazany, niewyraźny. Nie pozwoliłem jednak, żeby najmniejsza iskierka triumfu przeszkodziła mi w koncentracji. Kamień był już tak gorący, że ledwie mogłem go utrzymać w rękach. Tymczasem Eet... Eet zniknął! To, co leżało na koi, przypominało teraz jego matkę, okrętową kotkę. Musiałem upuścić kamień, gdyż ból był zbyt przejmujący. Eet podniósł się na nogi szybkim, prawdziwie kocim ruchem. Przeciągnąwszy się, spojrzał na swoje nowe ciało. Potem popatrzył w moim kierunku, położył uszy po sobie i syknął gniewnie. - Co na to powiesz? - rzuciłem w uniesieniu. Nie odpowiedział na to telepatyczne pytanie. Byłem jednak całkowicie pewien, że nie dzieli nas bariera, za pomocą której zwykle separował się od świata zewnętrznego, kiedy chciał spokojnie po^ myśleć. Miałem raczej wrażenie, że Eet nie jest już sobą! Usiadłem na ruchomym krześle i przyglądałem się rozwścieczonemu, fukającemu kotu. Sprawiał takie wrażenie, jak gdyby chciał skoczyć mi do gardła. Czyżby oprócz stworzenia iluzji udało mi się osiągnąć jakiś efekt uboczny? Mój towarzysz zachowywał się tak, jak gdyby naprawdę był kotem. Rzeczywiście zebrałem mnóstwo energii, tylko czy przypadkiem nie przesadziłem? Przerażony, gwałtownym ruchem złapałem kamień. Ściskając go mocno w poparzonych palcach, spróbowałem odwrócić zachodzący proces. Nie chcę kota, powtarzałem zawzięcie, chcę Eeta. Tymczasem kudłaty, rozwścieczony obiekt mojego eksperymentu okazywał wyraźnie, że tylko mizerna postura powstrzymuje go od skoczenia mi do gardła. Eet... powtarzałem to słowo w myślach niczym zaklęcie. Walcząc z ogarniającym mnie uczuciem paniki, usiłowałem za wszelką cenę skoncentrować się na tym, co musiałem zrobić. A musiałem odzyskać Eeta. Raz jeszcze kamień stał się ciepły, potem gorący, a w końcu zaczął mnie parzyć. Mimo bólu nie osłabiłem uchwytu. Kontury ciała zwierzęcia zaczęły się zamazywać i po chwili na podłodze kulił się Eet we własnej osobie. Wyglądało na to, że powrót do zwykłej postaci nie poprawił mu humoru, a wręcz przeciwnie. Lecz czy na pewno miałem do czynienia z prawdziwym Eetem? - Osioł! To pojedyncze słowo, rzucone w moim kierunku niczym laserowy pocisk, rozproszyło wszelkie wątpliwości. Tak, to musiał być on. Wskoczył na dzielący nas blat stołu, cofnął się, a potem dla odmiany zrobił krok do przodu, wciąż bijąc ogonem o boki. W swej furii bardzo przypominał kota. - Dzieciak bawiący się zapałkami! - syknął. Zachichotałem. W ciągu ostatnich tygodni nie miałem wielu powodów do śmiechu. Jednak odniesiony sukces sprawił, że odczułem wielką ulgę. Do tego dołączyła jeszcze satysfakcja, że udało mi się wreszcie zaskoczyć i pobić Eeta w dziedzinie, w której celował. Tak więc całkowicie poddałem się napadowi wesołości. Rechotałem tak długo, aż w końcu bezsilnie osunąłem się na ścianę. Eet przestał się wściekle miotać i usiadł na miejscu w pozycji, jaką często przyjmują koty (w ogóle jego kocie pochodzenie rzucało się teraz bardziej w oczy). Ogon podwinął w ten sposób, że jego koniec spoczywał na tylnych łapach. Nie dopuścił do telepatycznego kontaktu między nami, ale ta wroga i niechętna postawa nie martwiła mnie wcale. Wiedziałem, że złość mojego towarzysza wkrótce minie, a jego błyskotliwa inteligencja wskaże mu rozmaite korzyści, płynące z przeprowadzonego eksperymentu. Pieczołowicie schowałem kamień do schowka w pasie i posmarowałem dłonie leczniczą pastą. Mutant wciąż siedział nieruchomo jak posąg. Nie podjąłem kolejnej próby porozumienia się z nim, czekając, aż sam zrobi pierwszy krok w tym kierunku. To, że zdołałem dokonać tak ważnego odkrycia, bardzo podniosło mnie na duchu. Zdawało mi się, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Uzyskałem dowód, że mój talizman nie tylko usprawnia pracą maszyn, ale również wspomaga władze umysłowe! Uwięziony w kocim ciele Eet stracił swe telepatyczne zdolności, nie potrafił również wyzwolić się o własnych siłach. To znaczyło, że każda iluzja stworzona za pomocą kamienia będzie trwała tak długo, póki się jej nie zlikwiduje w ten sam sposób. - Masz stuprocentową rację. Eet postanowił wreszcie przerwać swe dąsy - a może było to zwykłe zamyślenie? Jego gniew również zdążył się ulotnić