Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Jaa - Rakkis odetchnął głęboko. Był wyraźnie blady. - Cudownie - powiedział czyjś głos. Malada Blane jakoś dziwnie, z głębi gardła zachichotała. - Patrz -powiedziała Idi Noreddian, pociągając Kressa za rękaw. Byli tak zajęci tym, co się działo w rogu czerwonych, że nie zwracali najmniejszej uwagi na pozostałą część pojemnika. Jednak teraz zamek był spokojny, piaski puste, usłane tylko trupami piaseczników i teraz zobaczyli... W pobliżu zamku czerwonych zostały podciągnięte trzy armie. Stały zupełnie nieruchomo, w idealnym porządku, szereg za szeregiem. Pomarańczowa, biała, czarna. Czekały, by zobaczyć kto wyjdzie z ciemności. Simon Kress się uśmiechnął. - Kordon sanitarny - powiedział. - Spójrz, z łaski swojej, na pozostałe zamki, Jad. Rakkis spojrzał i zaklął. Oddziały piaseczników piaskiem i kamieniami zalepiały bramy. Jeżeli pająkowi uda się jakoś wyjść cało z bitwy z czekającymi armiami, nie będzie miał łatwego dostępu do wnętrza tych zamków. - Powinienem był przynieść cztery pająki - powiedział Rakkis. -Jednak mimo wszystko wygrałem. Mój pająk jest teraz tam, na dole i zżera twoją pieprzoną mamkę. Kress nie odpowiedział. Czekał. W ciemnościach coś się poruszyło. Nagle czerwone piaseczniki zaczęły wylewać się z bramy szerokim strumieniem. Szybko wdrapywały się na mury zamku i rozpoczynały naprawę dokonanych przez pająka zniszczeń. Czekające armie rozsypały się i wycofały do swych rogów. - Jad - powiedział Kress - myślę, że jesteś trochę zaskoczony tym, kto zżera kogo. Tydzień później Rakkis przyniósł cztery cienkie srebrne węże. Piaseczniki rozprawiły się z nimi bez większych trudności. Potem próbował z dużym czarnym ptakiem, który zjadł ponad trzydzieści białych piaseczników i miotając się niemal doszczętnie zniszczył ich zamek. Jednak w końcu jego skrzydła się zmęczyły, a piaseczniki, ilekroć wylądował, atakowały go dużymi siłami. Następnym ich przeciwnikiem były owady - opancerzone żuki, niewiele różniące się od nich samych. Jednak głupie, okropnie głupie. Połączone siły pomarańczowych i czarnych złamały i rozproszyły ich szyk i wyrżnęły jednego po drugim. Rakkis zaczął dawać Kressowi weksle. Mniej więcej w tym czasie Kress znów spotkał Cath McLane. Stało się to podczas kolacji, którą spożywał w swojej ulubionej restauracji w Asgardzie. Zatrzymał się na chwilę przy jej stoliku, opowiedział o swych grach wojennych i zaprosił ją, by się do nich przyłączyła. Poczerwieniała, potem odzyskała nad sobą kontrolę i stała się lodowata. - Ktoś wreszcie musi cię powstrzymać, Simon - powiedziała. - Myślę, że to będę ja. Kress wzruszył ramionami, zajął się znakomitym, jedzeniem i nie myślał więcej o jej groźbie. Aż do chwili, gdy, tydzień później, u jego drzwi stanęła niewysoka, tęga kobieta i pokazała mu odznakę policyjną. - Wpłynęło do nas zażalenie - powiedziała. - Czy ma pan terrarium z niebezpiecznymi owadami, Kress? - To nie są owady - odpowiedział, gotując się wewnętrznie. - Proszę, pokażę pani. Gdy zobaczyła piaseczniki, potrząsnęła głową. - Nie da rady, to nie przejdzie. Co pan w ogóle wie o tych stworzeniach? Czy wie pan z jakiego świata pochodzą? Czy zostały zatwierdzone przez radę ekologiczną? Czy ma pan na nie pozwolenie? Doniesiono nam, że one są mięsożerne, prawdopodobnie niebezpieczne. Zawiadomiono nas również, iż są obdarzone ograniczoną świadomością. A w ogóle skąd pan je wziął? - Kupiłem u Wo i Shade'a - odpowiedział Kress. - Nigdy o nich nie słyszałam. Prawdopodobnie przemycili je, wiedząc, że nasi ekolodzy nigdy by ich nie zatwierdzili. Nie, Kress, to nie przejdzie. Mam zamiar skonfiskować ten pojemnik i go do zniszczenia. I może się pan również spodziewać kary pieniężnej. Kress zaproponował jej sto standartów w zamian za zapomnienie o nim i jego piasecznikach. Kobieta prychnęła. - Teraz będę musiała do zarzutów przeciwko panu dodać próbę przekupstwa. Nie dawała się przekonać aż do chwili, w której podniósł ofertę do dwóch tysięcy standartów. - Wie pan, to nie będzie łatwe - powiedziała. -Trzeba na nowo wypełnić formularze, wymazać zapisy. Poza tym sporo czasu zajmie wydobycie od ekologów fałszywego zezwolenia. Nie wspominając już o wnoszącym zażalenie. Co będzie jeśli ona znowu zadzwoni? - Ją proszę zostawić mnie- powiedział Kress. - Proszę ją zostawić mnie. Pomyślał o tym wszystkim przez chwilę. Jeszcze tego wieczora wykonał kilka telefonów. Przede wszystkim zadzwonił do T'Etherane - Sprzedaż Zwierząt Domowych". - Chciałbym kupić psa - powiedział. - Szczeniaka. Tłusty handlarz popatrzył na niego osłupiałym wzrokiem. - Szczeniaka? To zupełnie do ciebie niepodobne, Simon. Ale zajrzyj do nas. Mamy wspaniały wybór. - Chcę szczeniaka ściśle określonego rodzaju - powiedział Kress. - Zapisuj, Przedyktuję ci jak on ma wyglądać. Następnie wypukał numer Idi Noreddian. - Idi - powiedział - chcę, żebyś zjawiła się dziś u mnie ze sprzętem holowizyjnym. Mam ochotę zarejestrować pewną walkę. Jako prezent dla jednej z moich przyjaciółek. Tej nocy, po zrobieniu nagrania, Kress nie kładł się do późna. Wchłonął w swym sensorium nowy, kontrowersyjny spektakl dramatyczny i przygotował sobie niewielką przekąskę, wypalił jedno czy dwa cygara i uporał się z butelką wina. Czując się bardzo z siebie zadowolony, przeszedł ze szklanką w ręku do salonu. Światła były wygaszone. Cienie, zrodzone z czerwonej poświaty znad terrarium, płonęły chorobliwym, gorączkowym blaskiem. Podszedł by spojrzeć na swe królestwo, ciekaw, jak czarne radziły sobie z naprawą zamku. Szczeniak obrócił go w ruinę. Odbudowa postępowała całkiem sprawnie. Gdy Kress przez powiększające gogle przyglądał się pracy, jego wzrok zahaczył o twarz na wieży. Zdumiała go