Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

On był taki dobry jak nikt i ona taka milutka! Biedna, droga, niewinna moja siostrzyczka! Noc była bardzo ciemna, z tarasu nie było nawet widać jeziora, czarnego i nieruchomego jak te góry, których czoła spowite były groźnymi chmurami — i tylko te chmury miały gdzieniegdzie jakieś białawe przebłyski. Kiedy dałem już folgę mojej przemożnej chęci płaczu, poczułem z kolei równie silne pragnienie jakiegoś znaku, danego mi przez moich drogich zmarłych, nasłuchiwałem w napięciu, zdając sobie jednak sprawę z mego szaleństwa. Wydało mi się najpierw, że słyszę ciche pluśnięcie wody o brzeg, potem głos jakiegoś nocnego ptaka z lasu na przeciwległym brzegu; a potem już nic, nic. Chciałem wstać i odejść stamtąd z westchnieniem, kiedy usłyszałem słabe, dalekie dźwięki dzwonów...” Jeanne nie czytała dalej, podniosła się blada, posępna, w pośpiechu skreśliła krótki liścik do margrabiego i zeszła na dół w samą porę, by usłyszeć, jak Carlino broni wobec Dane'a i donny Bice swojej tezy na temat miłości i prawa. Poczuła, że Maironi cierpiałby widząc, że ona bierze stronę Carlina i choć wiedziała, że później będzie jej z tego powodu przykro, uległa odruchowi buntu i powiedziała wibrującym z przejęcia głosem, że uczucia bywają bardzo piękne, dobre i poetyczne, a prawda — zła, twarda i zimna, i ją to właśnie wypowiedział Carlino. Donna Bice roześmiała się srebrzyście i popatrzyła na Dessalle'a. 3 Goście z miasta, cała ich chmara, gdyż Carlino chciał swoją prelekcję wygłosić przed zapełnioną po brzegi ogromną salą skrzydła gościnnego, zaczęli ściągać zaraz po wpół do dziesiątej, pieszo i powozami. Przybywali dwiema uliczkami wiodącymi do willi Diedo, tak niemiłosiernie brukowanymi, że wysoko urodzona dama Colomba Raselli, drżąc z onieśmielenia i z dumy zarazem, jak prawdziwa gołąbka, w swojej popielatej toalecie przybranej czarną koronką, wysiadłszy z karety na dole, przy stajniach, i stanąwszy u stóp stromej brukowanej dróżki, zwróciła się z westchnieniem do dwóch panien, nad którymi nie bez trudu roztaczała opiekę: — O Boże, dziewczęta, czy macie odciski? Bo ja tak, niestety! A pan Kwaśny wchodząc w towarzystwie pianisty Bragozza na ten fatalny bruk, wykrzywił niemiłosiernie usta, zmarszczył nos i brwi i wyrażając żal, że nie ma stóp z marmuru jak pewien znakomity mąż królujący pośrodku jednego z placów miejskich, przeklął własną głupotę, która kazała mu tu przyjść i obtłukiwać sobie nogi po to, żeby mieć okazję opróżnić także swoją kieszeń. Powozy toczyły się pod górę pełne strojnych dam i ich czarno-białych kawalerów. Hrabina Altis miała ich w swoim landzie trzech. Dwaj z nich, w czarnych frakach i białych krawatach, znęcali się nad trzecim z powodu jego smokingu i czarnego krawata. Czyżby nie wiedział, że już wcześniej, w kawiarni, postanowiono, że wszyscy będą we frakach? Nieszczęśnik przywykły szanować wzniosłe poglądy kawiarniane na równi z przykazaniami boskimi, bronił się pokornie, z szacunkiem, ale i wesoło, opisując z humorem scenę swojego „strojenia się” w domu i pełne przejęcia rady swoich córek: „Papo, frak, koniecznie! — Nie, papo, on jest poplamiony!” Rady małżonki: „Weź frak, tak ci w nim do twarzy!” — A na koniec nieśmiałe szepty pokojówki: „Smoking, panie hrabio!” — No i zdecydowałem się na smoking — zakończył swoją relację. We wszystkich powozach krytykowano Dessalle'ów, że nie oznaczyli wyraźnie pory, do której będzie trwało przyjęcie, a także z powodu zbyt dużej liczby zaproszonych. Pan Krotochwilny przypuszczał, że on zmieści się chyba w kuchni. W tych pojazdach, gdzie byli sami mężczyźni, dokonywano przeglądu fraków, wymieniano informacje co do ich wieku, pochodzenia i uroczystości, przy których służyły, niejeden węszył w nich zapach naftaliny. Ale wszyscy, panowie i panie, bardzo byli ciekawi odczytu i przezroczy, gdyż krążyły pogłoski, jakoby odczyt miał być czymś w rodzaju madrygału na cześć niektórych pięknych, miłych i dowcipnych dam w mieście, których też pokazane będą wizerunki, a częściowo niewinną, żartobliwą charakterystyką pewnych panów, również z ich podobiznami. Niektórzy twierdzili, że znają imiona tych dam, omawiano też pewne śmiertelne grzechy pominięcia, niedyskrecji, drobne, a niepożądane nietakty pewnych lekkomysinych i bardzo światowych panienek, srodze obrażonych z powodu wykluczenia wszystkich panien, z Wyjątkiem jednej, zarówno z prelekcji, jak z oglądania przezroczy. Komentowano nieobecność Maironiego, dyskutowano na temat możliwości zerwania, napomykano o Screminach i o polepszeniu stanu obłąkanej. Pan Krotochwilny obiecywał opowiadanie pysznych anegdotek w czasie nudnych popisów muzycznych maestra Bragozza. Pokpiwano sobie z jednej pani, która w wieczór zaćmienia przysięgała, że jej noga nigdy w willi Diedo nie postanie, a kiedy dostała zaproszenie, natychmiast telegraficznie zamówiła w Wenecji toaletę