Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
W Małopolsce miało ono zasięg ogólny, na Mazowszu i w Wielkopolsce nieskoordynowany, z wieloma lokalnymi ogniskami oporu. Na Litwie do niepokojów doszło tylko w jednym regionie, położonym nad Bałtykiem, a w Prusach Królewskich trudno było w ogóle dostrzec jakiekolwiek jego objawy. Warto też być ostrożnym w definiowaniu jednego pojedynczego określenia na to, co rozgrywało się w całej Rzeczpospolitej od późnej jesieni 1655 roku do wiosny 1656 roku. Doszło wtedy do całego szeregu zdarzeń, epizodów i zjawisk, które miały ze sobą niewiele wspólnego ponad to, że można je zaliczyć do tego typu zdarzeń, które określamy mianem powstanie, ruch czy wojna wyzwoleńcza. W praktyce było to wiele różnych powstań, ruchów i wojen, a dużo w nich było zdarzeń, które można by określić mianem „wspaniałe, okrutne, bohaterskie, brutalne". Z pewnością była to wojna wyzwoleńcza skierowana przeciwko obcemu najeźdźcy, ale także wojna klasowa, w której chłopi zaprotestowali przeciwko stu- leciom ucisku. A także wojna religijna, która posłużyła niektórym politykom i wojskowym za pretekst do rozprawienia się z prote- stantami ogólnie, a z socynianami w szczególności. Była to też w pewnym sensie wojna etniczna, której ofiarami padali przede wszystkim Żydzi i ludność niemieckojęzyczna, a więc te dwie grupy, które na podstawie niejasnych przesłanek kojarzono ze szwedzkim intruzem. W wielu regionach Polski zwykli mieszkańcy nie używali określenia „wojsko szwedzkie", tylko nazywano je po prostu „Niemcami". Było w tym trochę racji, ponieważ wielu z żołnierzy służących w armii szwedzkiej zwerbowano w Niemczech. Chłopi wyznający katolicyzm nazywali ich „lutrami"i atakowali bez wyjątku wszystkich tych, którzy pasowali do tej kategorii albo tylko ubierali się na zachodnią modłę. Powstanie rozwijało się w setkach różnych miejsc i przybierało setki różnych form: od wielkich bitew toczonych w albo 478 479 NIEZWYCIĘŻONY o strategiczne cele, poprzez potyczki, zasadzki, rozruchy, aż po obrzydliwe przypadki linczu, a także inne sceny, które na zawsze zapadały w pamięć, bo albo brakowało w nich jakiegokolwiek bo- haterstwa, albo współczucia. Przeważnie jednak objawiało się to w formie zwykłych ataków na szwedzkie załogi stanowiące obsadę garnizonów w miastach i twierdzach. Młody Hieronymus Christian Hoist o mało co nie stracił życia w jednej z takich potyczek. Rana, którą zadał mu jeden z chłopów w czasie ostatniej wyprawy łupieżczej, już się zagoiła. Holst i piętnastu innych jego kompanów pełniło służbę jako załoga w niewielkiej miejscowości oddalonej trzydzieści kilometrów na południowy zachód od Krakowa. W miarę jak napływały do nich informacje o rozwoju sytuacji w kraju, a atmosfera stawała się coraz bardziej groźna, zdecydowali, że na noc będą się zamykać w niewielkim zamku znajdującym się w mieście. Na dodatek Holst zaraził się ospą w czasie, gdy wraz z kompanami wtargnął do lokalnego klasztoru, aby go splądrować. Kiedy choroba dała o sobie znać, ulokowano go w domu pewnej kobiety, u której choroba w pełni się już rozwinęła. Którejś nocy Holsta obudziły krzyki i odgłosy strzałów. Czuł się już tak źle, że nie miał nawet sił, aby podejść do okna, a potem nie był w stanie doczołgać się do łóżka. W jakimś niezwykłym akcie miłosierdzia, do których dochodzi zawsze i wszędzie, jedna z dziewek służących na zamku odciągnęła go od okna i skryła pod starym łóżkiem, nakazując mu, aby „leżał tam jak pies". Kiedy wstał nowy dzień, nie było już słychać żadnych strzałów, a na placu w środku miasta leżały ciała 15 kompanów Holsta. Wszyscy nie żyli. Kobiety ukrywały Holsta jeszcze przez tydzień, aż niebezpieczeństwo minęło. Nie tak mało Szwedów zeszło z tego świata w taki właśnie sposób, kiedy to rozpaczliwie próbowali się bronić przeciwko przeważającym siłom chłopskim i szlacheckim. Powiadają, że kiedy powstanie rozszerzyło się na Litwę, zaatakowano trzy kompanie pułkownika Butlera i regiment Erika Kruse, którzy, uważając że są bezpieczni i nic nie przeczuwając, zostali niespodziewanie zaata- kowani i zabici. To samo przydarzyło się rozlokowanym na niedalekich kwaterach innym Szwedom, których wymordowano w naj-okrutniejszy sposób. Podobny los spotkał trzy kompanie Rosena, 480 CUD W CZĘSTOCHOWIE cztery kompanie von Budberga i nowo zwerbowany, niewielki li- czebnie regiment Haralda Igelstróma. Nigdy już się nie dowiemy, jakie sceny rozgrywały się w chwili, kiedy położone na prowincji garnizony wojskowe musiały stawiać czoło przeważającym pod względem liczebnym oddziałom polskim. W większości przypadków żaden ze Szwedów nie przeżył. Nie wszystkie jednak takie starcia kończyły się zwycięstwami Polaków. Pewien szwedzki oddział, złożony z 240 jazdy, zatrzymał się na nocleg w pewnej posiadłości położonej kilkadziesiąt kilometrów na południe od Warszawy37. Rankiem okazało się, że są otoczeni przez grupę Polaków liczącą około 1500 ludzi. Była to jakaś lokalna zbieranina złożona zarówno ze szlachty, jak i piechoty chłopskiej. Ich uzbrojenie stanowiły kosy, łuki i inna tego typu broń. Polacy nacierali odważnie kilka razy, pieszo i konno, i to ze wszystkich stron, ale raz za razem doświadczeni i dobrze uzbrojeni Szwedzi odpierali ich natarcia. Polacy podpalili więc zabudowania, ale Szwedom udało się przedrzeć wśród gradu strzał w stronę dwóch zabudowań, które ocalały z pożaru: była to wozownia i niewielki, kamienny dom. Tam podzielili się na sześć mniejszych grup, które zaczęły szykować się do obrony za chruścianym płotem. Podczas trwającej dziewięć godzin bitwy, Szwedom udało się, co prawda, odeprzeć aż jedenaście polskich ataków, a wokół ich 37 Prawdopodobnie autor opisuje tutaj potyczkę pod Zakrzowem stoczoną 12 lutego 1656 r. podczas zimowej wyprawy Czarnieckiego. Karol X Gustaw wysłał w kierunku Radomia na rozpoznanie obeszterleutnanta Riitgera von Ascheberga z regimentem rajtarii niemieckiej, liczącym 242 żołnierzy. Pod Zakrzowem regiment Ascheberga został zaatakowany przez pułk Stanisława Witowskiego, który liczył tylko cztery chorągwie komputowe, czyli około 600 szabel, a który został wysłany na podjazd przez Stefana Czarnieckiego. Ponadto były tam prawdopodobnie dwie chorągwie pospolitego ruszenia (husarska i kozacka), jedna chorągiew kozacka z chłopskich wypraw łanowych oraz chłopska piechota dymowa uzbrojona w kosy