Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Szymon wciągnął przez głowę ciepły sweter i ułożył się na wznak na piasku. – Basta, powiedział włóczęga ściągając kociołek ze ślimakami – mają dosyć, skurczybyki. – Č giusto, powtórzył rybak. Zabrał się do siekania na kamieniu liści mleczu i trawy. – Jak istnieje pewien zasób wilgoci puszczonej w obrót między ziemią i niebem, jak istnieje pewien zasób owadów, ptaków i zwierząt puszczonych w obrót między rośliną a dziobem, szponem, kłami i tak dalej, zawołał Cyprian kucając koło włóczęgi i podając mu z torby cytrynę – tak powinno się zachować proporcję między ilością łyżek i ust; między ilością dachów i głów. – Č giusto, rybak biorąc od Cypriana pękatą butlę wina oplecioną w koszyk potrząsnął nią z radosnym uniesieniem. – Avanti! zagrzmiał wyrzucając w górę ramiona. Zabrali się ochoczo do posiłku. Ślimaki miały wyborny, delikatny smak. Włóczęga powiedział, że ten skurczybyk, który je zbierał, dobrze wiedział, kiedy należy je zbierać; one jeszcze nie zdążyły się nażreć trawy, powiedział, i dlatego są słodkie. – Tyle że wyszły z ziemi, zawołał rybak i ogarniając włóczęgę braterskim uściskiem, teraz on pociągnął z butelki trzy duże gulgi; i pół. Natomiast Cyprian kłusował w milczeniu na morskim głazie; w poły jego kąpielowego płaszcza dął wiatr. Szczyty wzgórz rumieniło już niewidoczne słońce. – Porca madonna, moja sakiewka! ryknął nagle rybak chwyciwszy się za kieszeń. Ale włóczęga biegł ze skrzydłami u ramion w pusty mrok dzikiej plaży. – Przeklęty! zawył rybak bezsilnie, a potem chwyciwszy Cypriana za klapy płaszcza, uniósł go w powietrze na wysokość swoich łyskających zębów. – Gadaj, oszuście, skąd on jest, ten twój 138 przeklęty wspólnik! – Zostaw go, przyjacielu, zaczął pojednawczo Szymon, ale rozjuszony rybak miał dość siły, żeby okładać teraz pięścią ich obu, zwłaszcza że Szymon bardziej zasłaniał Cypriana, niż sam brał się do bitki. – Ile? chrypnął wreszcie Cyprian, leżąc krzyżem wśród piachu. Rybak chwycił się z żalem za głowę. – A niech was ziemia pochłonie, piraci, szulerzy, porywacze! stęknął. Ale zaraz jął sobie coś kalkulować. – Więc dla tych kilku nędznych groszy ośmieliłeś się nas obrazić? zapytał z wyrzutem Cyprian i wyrównawszy stratę rybaka powlókł się, kulejąc, wraz z Szymonem w stronę dalekich świateł. – Czymże jest dla człowieka Bóg, jeśli nie tęsknotą za czymś więcej, tak samo zresztą jak sztuka? Domysł, snucie domysłów; oto co jest prawdziwie twórcze, stęknął układając potłuczone kości na twardym łóżku i zakrywszy się razem z głową, odwrócił się do ściany. Za oknami siąpił deszcz. Ślizgały się na mokrym asfalcie auta. Szymon z westchnieniem odłożył pióro, nie umiał dokończyć tego listu. Wsunął się w swoje łóżko nasiąkłe wilgocią. Dokuczał mu brak papierosów. – Kozi pastuch, mruknął patrząc na skulonego w pościeli pod przeciwną ścianą Cypriana. – Mędrzec! Rozpamiętywał gorzko dzisiejszy incydent na placu w miasteczku, kiedy to Cyprian, korzystając ze zbiegowiska, wskoczył nagle na beczkę wina i zawołał tym swoim babskim dyszkantem, który już sam przez się był irytujący, niezależnie od głoszonego sensu: – Czemu na słowo „Bóg” doznajecie jedynie niepokoju żołądka albo jego ulgi, zależnie od dnia w kalendarzu; czemu nie głosicie wstrzemięźliwości oka? Nałóżcie przepaski na oczy wasze przynajmniej w jeden poniedziałek roku, nie oglądajcie błyskotek świata w ten jeden poniedziałek, nie czytajcie ksiąg, nie oglądajcie telewizji, pogrążcie się w mroku własnych myśli, idźcie przed siebie po omacku, przynajmniej w jeden dzień roku bądźcie spoglądającymi w siebie. Czemu nie ogłosicie wstrzemięźliwości ruchu! Zawiążcie stopy wasze i ręce w jeden wtorek roku, powściągajcie głód ruchu, głód gwałtu, nie odchodźcie od samych siebie raz jeden w roku, zaniechajcie rozpraszających was gestów, zamieszkajcie w bezwładzie własnego ciała, oglądajcie ruch świata bez waszego ruchu, ruch toczący się bez waszego udziału. Czemu obejmujecie postem tylko swoje jelita i brzuch, czemu wierzycie żołądkiem, czemu kapłanom wglądacie w płeć, czemu myślicie zawartością jelit! A jeśli, tak dalece pasjonuje was ta zawartość, to ogłoście wstrzymanie się od wypróżnienia; wstrzymanie się od swojej cuchnącej kupki i od swego siusiu raz jeden w roku i nie zawracajcie nam głowy swoimi bogami