Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Jednym z nich o nazwie"Warszawa" dowodził właśnie "Klinga", a drugim o nazwie "Oświęcim" kierował "Babinicz". Komendawojewódzka na Śląsku nosiła nazwę "Klimczok". Podlegały jej oddziały konspiracyjne w Katowicach, Gliwicach,w powiecie Rybnik, Cieszyn,Pszczyna,Bytom. Koźle. Główne jednaksiły"Warszyca" koncentrowały się w województwie łódzkim. W okręguradomszczańskim grasował batalion"Motor" pod dowództwem ,,Janusza", w wieluńskim batalion "Turbina" dowodzony przez "Błyskawicę", a w sieradzkim ,,Młockarnia" dowodzony przez "Jacka". Właskim działał batalion "Buki",kierowany przez ,,Błękitnego", w piotrowskim ,,Żniwiarka" dowodzony przez ,,Grota". KWP obejmowało także rejon Włoszczowej z komendąpowiatową o nazwie " Graby". W powiatach Konin iKoło działał ,,Pociąg"dowodzony przez" Artura". A przecież KonspiracyjneWojsko Polskie to była tylko częśćpodziemia. W Łodzi ipowiecie łódzkim dwadzieściapięć wyrokówśmierci wykonała grupa zbrojna o nazwie "Niepodległość",dowo166 dzona przez ,,Groźnego" i "Orła". W powiatach brzezińskim,łowickim i skierniewickim zabijał ,,Wicher", a potem "Lalka". Wskierniewickim działał również "Orsza" na czele kilkunastu osób. On topodobno zabił Bolesława Ściborka, sekretarza Naczelnego KomitetuPSL i posła do Krajowej Rady Narodowej. Obok tych stosunkowo licznychgrup władzom bezpieczeństwaudałosię ustalić naziemi łódzkiej jeszcze trzydzieści jeden oddziałówo charakterzeterrorystyczno-politycznym oraz osiemdziesiątsiedemzwykłych band kryminalnych, mordujących wyłącznie dla rabunku. Ta swoista geografiadziałania poszczególnych oddziałów podziemnych i band rabunkowych, o której dowiedział się Marcin naodprawie, napełniała go przerażeniem. Nie bał się walki, nieogarnął go też stracho życie. Lecz uświadomił sobie, że czekaich długa i nużąca rozprawa, a każdydzieńbędzie znaczonyprzelaną krwią. Podjęto również decyzję: trzeba zmienić taktykę walki z podziemiem. Dotychczasowa działalność organów bezpieczeństwa, milicjii wojska stała się niedostateczna nie tylko dla zlikwidowania gruppodziemnych, alenawet dla zabezpieczeniasię przed ich atakiem. Sterroryzowanaludność, nieznajdując w organach bezpieczeństwadostatecznej ochrony, nie udzielała potrzebnych informacjilub dawała je z dużym opóźnieniem, co utrudniałoakcję. Duże masywojska używane dotychczasdowalki z podziemiem okazały sięnieprzydatne. Ugrupowania podziemne zmieniały szybko teren swego działania iatakowały w nowych miejscowościach. Postanowionowięc w najbardziej zagrożonych gminachpowołać lotne grupy operacyjne, złożone z około dwudziestu pięciu żołnierzy KBW, funkcjonariuszy MO i dwóch referentów UB. W najbardziej zagrożonychpowiatach zdecydowano powołać grupy uderzeniowe złożone z około czterdziestu osób. W powiecie taką właśnie grupę rozkazano zorganizować Marcinowi. Ślęczał teraz nad dokumentami i charakterystykami czterdziestu ludzi, których mupolecił Pietras i Jurczak. Chciał wiedzieć, kogo będzie miał obok siebie, gdy w nocy, w lesie, zetknie się oko w okoz oddziałami "Warszyca". Na biurku Marcinaodezwał się telefon. Szef prosi was do siebie. Zaraz powiedziała sekretarkaPietrasa. 167. Wstał od biurka, obciągnął na sobie mundur, nałożył czapkęmilicyjną. Po ulicyzalanej wiosennym słońcem przeszedłsię pieszo do budynku Urzędu. Wartownik zasalutował najego widok i wpuścił gobez przepustki. Już go tuznali, wiedzieli, że jestzastępcą Jurczakai będzie dowodził grupą uderzeniową. Pietrasbył w dobrym humorze. Nerwowo, ale radośnie kręcił siępo swoim gabinecie, raz po raz podchodził do biurka i jak ciekawyptak, przekrzywiając głowę, zaglądał do leżących tam papierów. Poczęstował Marcina papierosem. Otrzymaliście już nominację na piśmie, towarzyszu Marcinie? Tak jest, szefie. Zatarł z zadowoleniem dłonie. Trzeba to jakoś uczcić powiedział. Przywołał sekretarkę i kazał podać dwieszklanki czarnej kawy. Mamy ,,Grota". Wiecie, o kim mówię? O tym, codowodziłw napadziena Radomsko. Nazywasię Jan Rogólka, mieszkał w naszym mieście przy ul. Słowackiego 201. Towarzysze z Wojewódzkiego Urzęduzaczaili się w jego mieszkaniu. Wrócił z akcji na Radomskoi wpadł w ich ręce. Już siedzi. Mówił to z radością i tryumfem, ale przecież Marcin wyczuwałw jego głosie odrobinę żalu. Rogólkamieszkał w ich mieście,niemalpod bokiem Powiatowego Urzędu, a jednak na jego trop wpadli ciz Łodzi. Pietras przygładził swoje czarne, lekko falujące włosy. Jest trochę informacji otej jaśnie panience z Łęgów stwierdził. O hrabianceDorocie Tylżyckiej? Stara się o zezwolenie na wyjazd zPolski, wychodzi za mążza francuskiego dyplomatę,pana de Tours. Mieszka chwilowow Łodzi w"Grand Hotelu". Trzeba poprosić panią Tylżycką,żebyudzieliła informacji o Michale Mikinie, poszukiwanymprzez nasrabusiu, z którym była niedawno w Łęgach. Chciałbym, aby jejsprawę przejęła w swoje ręce milicja. Nie należytemunadawaćcharakteru politycznego, a po prostukryminalny. TenMichał Mikina nie składał nam żadnych deklaracji politycznych, a jego działalność jest w naszym pojęciubandycka. Po co namkłopotyz ambasadą? Ot, iwszystko. Nakazu zatrzymania Tylżyckiej nikt wam 168 nie wyda, wzywać jej na żadne przesłuchania nie ma również poI trzeby. Najlepiej będzie, jeśli porozmawiacie z nią w hotelu, bez! świadków. Jeśli dobrze rozumiem, to ja mam przejąć tęsprawę? Polecenie wyda kapitanJurczak, aja tylkoudzielam wam radi wskazówek. Weźmiecieod nas wóz. Jeszcze całągodzinę dokładnie omawiali plan rozmowy zDorotąTylżycką. Pietras przygotował Marcina na wszystkie ewentualności,wbił mu w głowę niemal każde pytanie, jakiemiał jej zadać i przygotował gona każdą z możliwychodpowiedzi, na każdą jej reakcję,choćby najbardziej nieoczekiwaną. Potem Marcin wsiadł w samochód i w półtorej godziny późniejwchodził w drzwi ,,Grand Hotelu" wŁodzi. W recepcji hotelu uzyskał informację, w którym pokoju mieszkała Dorota Tylżycka. Dowiedział się również, że baron de Tours wyjechał wczoraj do Warszawy, Dorotajest w tejchwili samaw pokoju. Marcin wszedł nadrugie piętroi zapukał do numeru hrabianki. Usłyszał ciche "proszę" i nacisnął klamkę