Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Wymierzyła karę za Tarę - i za Ellen. Na górze rozległy się pośpieszne, niepewne kroki, po czym ustały. Po chwili dał się słyszeć także chrzęst metalu. Scarlett wróciło teraz poczucie czasu i rzeczywistości. Spojrzała w górę i u szczytu schodów ujrzała Melanię w połatanej dziennej koszuli, w której leżała w łóżku, w słabej ręce dźwigającą szablę Karola. Oczy Meli objęły całą scenę na dole - rozciągnięte ciało w niebieskim mundurze, leżące w kałuży krwi, skrzyneczkę z rozrzuconymi drobiazgami tuż obok, bosą Scarlett z poszarzałą twarzą, trzymającą kurczowo długi pistolet. W milczeniu Mela popatrzyła na Scarlett. Na łagodnej jej twarzy świeciła teraz ponura duma i aprobata, a w uśmiechu malowała się okrutna radość, równa chyba uczuciom, które przepełniały Scarlett. "Ależ, ależ ona podobna jest do mnie! Rozumie, co czuję! - myślała Scarlett w czasie tej długiej chwili. - Zrobiłaby z pewnością to samo na moim miejscu!" Z dreszczem przyjrzała się wątłej, bliskiej zemdlenia kobiecie, dla której żywiła dotąd tylko pogardę i nienawiść. Teraz, zapominając o niechęci do żony Ashleya, poczuła dla niej podziw. Z nagłą jasnością i bez jakiejkolwiek domieszki niskich uczuć zrozumiała, że pod łagodnym głosem i gołębimi oczyma Melanii kryje się niezłomne jak stal serce, że mimo spokoju, cechuje ją ogromna odwaga. - Scarlett! Scarlett! - zabrzmiały zza zamkniętych drzwi przerażone głosiki Zueli i Kariny, a Wade wrzeszczał: - Ciociu! Ciociu! - Melania przyłożyła palec do ust i kładąc szablę na najwyższym stopniu schodów, zawróciła do pokoju chorych. - Nie bójcie się, dziewczynki! - powiedziała że sztuczną wesołością. - Siostra wasza chciała oczyścić z rdzy pistolet Karola i wyobraźcie sobie, że wystrzelił w jej ręku, a więc teraz biedaczka trzęsie się że strachu... Słuchaj, Wade, wyobraź sobie, że mamusia właśnie strzeliła z pistoletu twego tatusia. Kiedy będziesz duży, pozwoli może i tobie strzelić. "Jak ona doskonale kłamie! - pomyślała Scarlett z podziwem. - Ja bym tego tak szybko nie wymyśliła. Ale po co kłamie? I tak wszyscy będą się musieli dowiedzieć, co zrobiłam". Popatrzyła znowu na trupa i teraz, kiedy wściekłość i przerażenie ustąpiły, ogarnął ją wstręt. Reakcja była tak silna, że zadrżały jej kolana. Melania znowu przywlokła się ku schodom i zaczęła schodzić na dół, trzymając się mocno poręczy i przygryzając dolną wargę. - Wracaj do łóżka, głuptasie, zaszkodzisz sobie tylko! - zawołała Scarlett, Melania jednak, półnaga, nie przestawała z trudem schodzić do hallu. - Scarlett - wyszeptała - musimy go stąd zabrać i pochować. Może nie był sam, więc jeżeli go tu znajdą... - Oparła się na ramieniu Scarlett. - Był chyba sam - rzekła Scarlett. - Nie widziałam z okna nikogo więcej. To pewnie dezerter. - Nawet jeżeli tak jest, lepiej, aby nikt się o tym nie dowiedział. Murzyni mogą się wygadać, a wtedy ciebie uwiężą. Scarlett, musimy go gdzieś ukryć, zanim oni wrócą do domu. Pobudzona do czynu gorączkowym głosem Melanii, Scarlett zamyśliła się głęboko. - Mogłabym go zakopać w kącie ogrodu pod altaną. Grunt tam jest miękki, bo Pork niedawno wykopał baryłkę z wódką. Ale jak go tam przenieść? - Weźmiemy go za nogi i zawleczemy na miejsce - rzekła Mela stanowczo. Podziw Scarlett dla niej wzmógł się jeszcze, mimo że przyznawała się do tego niechętnie. - Ty nie mogłabyś pociągnąć nawet i kota. Ja go tam przeniosę sama - rzekła szorstko. - Wracaj do łóżka. Zabijesz się. Nie waż mi się pomagać, bo zaniosę cię na górę. Na bladej twarzy Melanii zakwitł słodki uśmiech. - Bardzo jesteś kochana, Scarlett - rzekła i łagodnie dotknęła wargami jej policzka. Zanim Scarlett otrząsnęła się że zdziwienia, Melania rzekła: - Jeżeli poradzisz sobie z nim sama, ja uporządkuję tę kałużę, zanim oni wrócą do domu i, Scarlett... - Co takiego? - Czy uważasz, że byłoby to bardzo nieuczciwe, gdybyśmy przeszukały jego tornister? Może ma coś do jedzenia. - Nie, wcale tak nie uważam - rzekła Scarlett zła, że nie przyszło jej to wcześniej do głowy. - Ty zajmij się tornistrem, a ja przeszukam mu kieszenie. Pochylając się nad trupem że wstrętem, rozpięła guziki jego munduru i systematycznie zaczęła opróżniać kieszenie. - Boże święty! - szepnęła wyciągając wypchany, owinięty gałganem woreczek. - Melu, Melu, tu jest pełno pieniędzy! Melania nic nie odpowiedziała, ale usiadła nagle na podłodze i oparła się o ścianę. - Otwórz woreczek sama - rzekła drżącym głosem. - Ja słabo się czuję. Scarlett rozerwała szmatę i drżącymi palcami otworzyła portmonetkę. - Melu, Melu, popatrz tylko! Melania spojrzała i źrenice jej rozszerzyły się. W bezładnej masie była tam garść zielonych dolarów Stanów Zjednoczonych, pomieszana z banknotami Konfederacji, na samym zaś spodzie błyskały trzy sztuki złota - jedna dziesięcio- i dwie pięciodolarowe. - Nie licz tęgo teraz - rzekła Mela, gdy Scarlett zaczęła przebierać w pieniądzach. - Nie mamy czasu. - Czy zdajesz sobie sprawę, Melanio, iż pieniądze te znaczą, że będziemy jedli? - Tak, tak, kochanie. Wiem o tym, ale teraz naprawdę nie mamy czasu. Przejrzyj resztę kieszeni, a ja opróżnię tornister. Scarlett bardzo niechętnie odłożyła woreczek. Otwierały się przed nią radosne perspektywy, miała prawdziwe pieniądze i konia Jankesa - a więc jedzenie! Musiał jednak istnieć jakiś Bóg, który opiekował się ludźmi, chociaż dziwne miał sposoby okazywania swojej opieki! Usiadła i popatrzyła na portmonetkę z uśmiechem. Jedzenie! Melania wyjęła ją z jej rąk. - Śpiesz się! - powiedziała. W kieszeniach spodni niczego nie znalazca, z wyjątkiem kawałka świecy, scyzoryka, grudki tytoniu i sznurka. Melania wydobyła z tornistra małą paczkę kawy, którą powąchała z lubością, jak najpiękniejsze perfumy, suchary, i, nagle pobladłszy - miniaturę małej dziewczynki, w złotej, wysadzanej drobnymi perełkami ramce, broszkę z granatów, dwie szerokie złote bransolety z małymi breloczkami, złoty naparstek, małą srebrną filiżankę dziecięcą, złote nożyczki do haftów, pierścionek z diamentem i parę długich kolczyków z diamentami w kształcie gruszki, które z pewnością, na oko sądząc, ważyły przeszło karat każdy. - Złodziej! - szepnęła odsuwając się od sztywniejącego ciała. - Scarlett, on to wszystko na pewno ukradł! - Rozumie się - rzekła Scarlett. - A tutaj przyszedł, aby okraść i nas. - Cieszę się, żeś go zabiła - rzekła Melania ponuro