Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Ani głosy mew, ani syreny statków, ani dzwony kościołów, ani szum morza. Nie rozlega się w ogóle nic (podkr. moje, W.M.). Tekst daje do zrozumienia, że zniszczenie ostatniego stereotypowego wzoru życia oznacza śmierć. Życie poza zamkniętą przestrzenią wzorów po prostu nie istnieje. Śmieszność obrazu polega na tym, że postaci Mrożka - krążąc niejako w przestrzeni zamkniętej, powtarzając znane sobie wzorce - muszą zwiększać ich "ładunek znaczeniowy", potęgować je, zniekształcać i doprowadzać do karykatury. Nie wyobrażając sobie "przebicia muru", postaci próbują ciągle tych samych sposobów, ale za każdym razem jakby "mocniej", z rosnącą determinacją. Wzory potwornieją niejako w ich zachowaniach i potworniejąc, oddzielają się od powierzonych im funkcji. Rodzą się koszmary podwojonego osaczenia. Tu kryje się chyba istota wyobraźni Mrożka: umie on ukazać pewien potencjał potworności zawarty w najbardziej spospolito-wanych odruchach czy wzorach zachowań. Te wzory (czy też formy) puchną jako zjawiska, "alienują się" - nie wyzbywając się swej jało-wości, nie przestając być znakami zamknięcia. Tak rodzi się charakterystyczna dla Mrożka estetyka "groźnej śmieszności" albo raczej "śmiesznej grozy": śmiesznej, bo zjawisko dobrze jest znane i od razu rozpoznawalne; grozy - bo wbrew swojskości przybiera wymiary koszmaru. Do tej chwili Mrozek pozostaje rzecznikiem niewiary w człowie- 285 czeństwo podmiotowe. Jego postaci nie działają, ale naśladują działania, nie poznają, ale sprowadzają doznania do zastanych wzorów klasyfikowania i schematyzowania zjawisk, nie mają wolności wyboru, lecz jedynie zdolność powtarzania zastanego repertuaru wzorów. Daremność, nieskuteczność tych powtórzeń staje się ich "śmiesznym nieszczęściem": Wkroczyłem w środek rozbawionego towarzystwa. - O, tu! - krzyknąłem, szeroko otwierając jamę ustną i wskazując palcem na zęby trzonowe. - O, tu, wybili, panie, za wolność wybili! Nastąpiło zamieszanie. Ucichli, patrzyli na mnie, nie mogąc zrozumieć, o co mi chodzi. A przecież chciałem tylko uprzytomnić im w sposób jasny i przystępny, niejako poglądowy, cierpienia mojego narodu. Naśladowcza nieporadność podobnych zachowań wywołuje wrażenie, że mamy do czynienia z istotami ograniczonymi umysłowo, z głuptakami - mówiąc po prostu. Ktoś, kto zakłada, że "cierpienia narodu" dają się przekazać poprzez demonstrowanie braków uzębienia, obudzić musi wzruszenie ramion -jeśli rzecz czytać bez estetycznej korekty. Jadowitość satyry Mrożka polega jednak na czym innym: że nasz świat takie zachowania implikuje (sprzyja ogłupianiu ludzi), że one odpowiadają panującej, może nawet pożądanej skali odbioru, są produktem pewnego stanu umysłów. Ubóstw" języków odpowiada ubóstwo doznań wewnętrznych. To właśnie "spłaszczenie skali", spłycenie czy też "zdrewnienie" życia podmiotowego czynią świat Mrożka swoistym zbiorem istnień duchowo niedorozwiniętych, nie dojrzałych do łamania zastanych kodów. Pytanie o możliwość "przebicia ściany", tj. o możliwość wyjścia z zamkniętego obszaru naśladowanych wzorów, zjawia się (po raz pierwszy chyba) w Tangu (opubl. 1964, wyst. 1965). Nieprzypadkowo uchodziło ono dość długo za najlepszą sztukę Mrożka. Ten wątek prowadzą w utworze dwie postaci: Artur i Edek. Artur próbuje wydobyć się z panującego konwenansu poprzez "bunt konserwatywny", poprzez odrzucenie wzoru nieustającego "łamania konwencji", "rewolucji i ekspansji". STOMIL Czego ty właściwie chcesz? Tradycji? ARTUR Porządku świata! STOMIL Tylko tyle? ARTUR ...l prawa do buntu. STOMIL No masz! Przecież ja cię cały czas namawiam: buntuj się. ARTUR Czy ojciec nie rozumie, że odebraliście mi ostatnią szansę? Tak długo byliście antykonformistami, a wreszcie upadły ostatnie normy, przeciw którym 286 można się było buntować. Dla mnie nie zostawiliście już nic, nic! Brak norm stał się waszą normę. A ja mogę się buntować tylko przeciw wam, czyli przeciw waszemu rozpasaniu. Antybuntarski bunt Artura okazuje się jednak daremny, ponieważ nie przełamuje panującego "języka", mieści się w porządku panujących wyobrażeń wartości, odwraca tylko ich hierarchię. Artur odwołuje się do tego samego mitu o powinności jako źródle życia duchowego, powinności, której jedynym i wystarczającym uzasadnieniem są idee umysłu. A to źródło uległo całkowitemu wyczerpaniu (w zgodzie z sugestiami wcześniejszych tekstów Mrożka), idee przekształciły się w konwencjonalne wzory, co je "zamknęło" w swoistej "przestrzeni naśladowania"