Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

To był klucz. - Pokój? Mamy mieszkanie? - Po południu zajrzałam do urzędu zakwaterowania. Wreszcie przyszła nasza kolej. Przydzielili nam pokój. Panu i pani Cypher. Tej nocy będziemy spać pod dachem. I dobrze, bo się chyba zanosi na deszcz. Już zaniosłam moje rzeczy do naszego pokoju. Richard rozmasował obolałe ramiona. Poczuł odrazę do udawania, do którego go zmuszała... do którego zmuszała Kahlan. Niekiedy wyczuwał coś ogromnie ważnego i w niej, i w tym, co robiła, ale przeważnie porażało go szaleństwo tego wszystkiego. - Gdzie ten pokój? - Miał nadzieję, że nie po drugiej stronie miasta. - Już tam byliśmy, to niedaleko stąd. Ten z plamą na ścianie, tuż obok drzwi. - Wszędzie były plamy na ścianach, Nicci. - Ta plama wyglądała jak koński zad z uniesionym ogonem. Wkrótce ją zobaczysz. Richard był bardzo głodny. - Wieczorem muszę jeszcze pójść na spotkanie związku robotników. - Och - powiedziała Nicci. - Spotkania związku robotników są ważne. Pomagają wciąż pamiętać o tym, co właściwe, i o obowiązku wobec bliźniego. Spotkania były męką. Nigdy nie działo się na nich nic ważnego. Czasami trwały godzinami. Ale byli ludzie, którzy żyli tymi spotkaniami; mogli wtedy stanąć przed zgromadzonymi i rozwodzić się nad wspaniałością Ładu. To była ich godzina chwały, czas bycia kimś, chwila, kiedy mieli znaczenie. Tych, którzy nie pokazywali się na spotkaniach, podawano za przykład osób źle służących sprawie Ładu. Jeżeli nieobecna osoba się nie poprawiła, mogła skończyć jako podejrzana o wywrotową działalność. Nieprawdziwość takiego oskarżenia nie miała najmniejszego znaczenia. Niektórzy ludzie, rzucając takie oskarżenie, czuli się ważniejsi w krainie, gdzie najwyższym ideałem była równość. Wywrotowa działalność była czarną chmurą wiszącą nieustannie nad Starym Światem. Widok straży miejskiej prowadzącej do aresztu podejrzanych o nią ludzi nie był niczym nadzwyczajnym. Tortury dostarczały zeznań, które potwierdzały prawdomówność oskarżającego. Ludzie, którzy przemawiali na spotkaniach, celnie wskazywali buntowników, których winę potwierdziły ich własne zeznania. Nieustanne skrywane napięcie w Altur’Rang sprawiało, że wielu obawiało się zmory buntu - jak mówiono, zagrażającej ze strony Nowego Świata. Urzędnicy Ładu nie marnowali czasu i tłumili w zarodku tę zmorę wszędzie tam, gdzie ją wykryto. Niektórzy tak się bali, że ktoś mógłby ich wskazać, iż mówcy na spotkaniach związku robotników mieli zapewnioną liczną i wierną publiczność. Na wielu miejskich placach zwieszały się z wysokich pali ciała buntowników odziobywane do kości przez ptaki - dla bezustannego przypomnienia, co czeka tych, którzy wpadną w złe towarzystwo. Kiedy komuś nieostrożnemu wyrwało się coś nieodpowiedniego, powszechnie mawiano: „Chcesz, żeby cię pochowano w niebie?” Skręcili w ulicę wiodącą ku miejscu spotkań i Richard znów ziewnął. - Nie przypominam sobie plamy wyglądającej jak koński zad. Kamienie skrzypiały im pod butami, kiedy szli skrajem ciemnej ulicy. Daleko przed nimi chłopak widział kołyszącą się latarnię Ishaqa spieszącego na zebranie. - Wtedy twoją uwagę przyciągnęło coś zupełnie innego. To tam mieszka ta trójka. - Jaka trójka? Sporo innych ludzi - jednych znał, innych nie - spieszyło na zebranie. Nagle Richard sobie przypomniał. Stanął. - Masz na myśli dom, w którym mieszka tych trzech zbirów z nożami? W mroku ledwo dostrzegł, jak skinęła głową. - Właśnie. - Wspaniale. - Otarł twarz dłonią, kiedy ruszyli dalej. - Pytałaś, czy nie moglibyśmy dostać mieszkania gdzie indziej? - Ludzie nowi w mieście mają szczęście, jeśli w ogóle dostaną pokój. Mieszkania się przyznaje, gdy nadejdzie czyjaś kolej. Jeśli odrzucisz przydział, wracasz na koniec listy. - A zapłaciłaś już coś gospodarzowi? - Tyle, ile miałam. - Wzruszyła ramionami. Richard zgrzytnął zębami. - To wszystko, co mieliśmy do końca tygodnia. - Postaram się, żeby zupy wystarczyło. Richard jej nie wierzył. Pewnie jakoś się postarała, żeby dostali pokój właśnie tam. Podejrzewał, że chciała się przekonać, jak sobie poradzi z tymi trzema młodzianami, kiedy nie będzie już miał innego wyjścia. Zawsze coś robiła, zadawała dziwne pytania, wygłaszała zuchwałe stwierdzenia tylko po to, żeby zobaczyć, jak on sobie poradzi. Nie mógł pojąć, czego Nicci właściwie od niego oczekuje. Zaczął się trapić tamtą trójką. Dobrze pamiętał, jak Agiel Cary zadał Kahlan ten sam ból, co Nicci. Gdyby tamci maltretowali Nicci, to i Kahlan by ucierpiała. Bardzo go to martwiło. Na spotkaniu związku robotników Richard usadowił Nicci na ławie w głębi zadymionej sali; mówcy prawili o chwale Ładu, o tym, jak dzięki niej ludzie prowadzą moralne życie. Myśli chłopaka odpłynęły ku strumieniowi za chatą, którą zbudował, ku słonecznym letnim popołudniom, kiedy patrzył, jak Kahlan kołysze stopami w wodzie. Wyobrażał sobie kształt jej nóg; cierpiał z tęsknoty. Mówcy nie pominęli żadnego obowiązku robotnika wobec bliźniego. Wiele mów wygłaszano monotonnym głosem; powtarzano je tak często, że słowa straciły już znaczenie i liczył się tylko fakt ich wygłaszania. Richard przypomniał sobie śmiech Kahlan, gdy złapał rybki i umieścił je w słojach. Wielu obecnych - przewodniczący związków lub rzecznicy obywatelscy - z pasją wychwalało obyczaje Ładu. Kilku wstało i mówiło o tych, którzy nie przyszli; podali ich nazwiska, twierdząc, że nieobecni lekceważą dobro braci robotników. Przez tłum przebiegły szepty. Kiedy mowy się skończyły, wstawały żony niektórych robotników i mówiły o swoich ostatnich potrzebach: albo miały nowe dzieci, albo ich mężowie chorowali, albo źle się czuli krewni, którymi się opiekowały. Po każdej takiej wypowiedzi podnoszono ręce. Jeżeli ktoś zgadzał się postąpić właściwie i był za tym, żeby związek im pomógł, podnosił rękę. Notowano nazwiska tych, którzy nie podnosili rąk. Ishaq wyjaśnił Richardowi, że wolno było nie podnieść ręki, jeżeli ktoś się nie zgadzał, ale że ktoś taki trafiał na listę obserwowanych, jeśli to się zbyt często zdarzało. Chłopak nie miał pojęcia, co to za lista, ale łatwo się było domyślić. A Ishaq wyjaśnił, że Richard na pewno nie chciałby się znaleźć na takiej liście i że powinien jak najczęściej podnosić rękę. Richard podnosił rękę za każdym razem. Właściwie w ogóle nie obchodziło go, co się dzieje