Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Zawsze wracaB za mury, uwa|aB, |e tam jest jego miejsce. SpojrzaBam za okno, zobaczyBam, |e do domu Lucjana zbli|a si pan Henryk, listonosz. Zostawia przy furtce swój rower, idc [cie|k, zaglda do swojej torby i wyszukuje korespondencj dla nas. - Witam pana mecenasa! - mówi, kiedy jest ju| blisko. - Witam pana! Uprzedzam pytanie i pierwsza dowiaduj si o jego zdrowie. - A, dzikuj, dzikuj! - odpowiada. - Nie najgorzej, chocia| z pewno[ci byBoby lepsze, gdyby tak troch lat ubyBo. A szanowna pan mecenas? - Równie| niezle. - Mam tu trzy pikne karteczki! Od pana Lucjana zapewne, bo na ka|dej sanatorium. Dla panny Zosi lotniczy ze Stanów od babci Marysi. Rachuneczek za telefon, przykro mi, tego pani prezesowa nie lubi otrzymywa. MaBpka. - Jaka maBpka? - Widoczek maBpka. I li[cik do panny Zosi, pewnie znowu bdziemy mieli problem. Gdzie si podziaB ten Hubert, my[l zniecierpliwiona, miaB zlikwidowa faceta, z którym taDczyBa poloneza, a on tu znowu listy do Zo[ki [le, jak gdyby nigdy nic. Ogldam maBpk, okazuje si, |e jest do mnie. - MaBpka jest do mnie! - woBam rado[nie. - Od kogo? - dopytuje pan Henryk ciekawie, bojc si pewnie posdzenia, |e ju| to sprawdziB na wBasn rk. 126 Patrz, Anka! Powinnam wiedzie bez ogldania, kartk z maBpk mo|e mi przysBa tylko Anka, moja najmilsza kole|anka z VIIc. Inni maj dla mnie zbyt wiele szacunku. Ank kocham za to, |e ma go akurat tyle, ile trzeba, |eby mi wysBa kartk z u[miechnit, |yw maBpk. - Od przyjacióBki - wyja[niam panu Henrykowi. - Z Afryki? - Nie, z Zakopanego. - No, no... - dziwuje si pan Henryk. - To my ju| mamy takie pikne maBpki w Tatrach? - Nie, moja przyjacióBka wiedziaBa, |e maBpk zrobi mi du|o wiksz przyjemno[ ni| kolejnym widoczkiem Giewontu. - Zabawne! - przyznaB pan Henryk, patrzc na mnie ze wspóBczuciem. - Czy napije si pan coli? - uprzytomniBam sobie, |e nie padBo jeszcze rutynowe pytanie. - Z wielk chci, panie mecenasie, je|eli to nie sprawi ró|nicy, to poprosz z lodem. Przyznaj, |e czyhaBam na jego jabBko Adama, bo ten ruch, który odbywa si w szyi niektórych m|czyzn, stanowi dla mnie fascynujc tajemnic, równ prawie mruczeniu kota. Pan Henryk zaspokoiB pragnienie, a ja z |alem oderwaBam wzrok od jego, ju| nieciekawej, szyi