Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Pożegna- nie przychodziło jej z trudem, jakby dom Althoffów był dla niej azylem, miejscem, gdzie czuła wewnętrzny spokój. Podczas jazdy powrotnej Vera siedziała cicho, zamknięta w sobie. Patrzyła wokół nieobecnym wzrokiem. Helma dostrzegła jednak u niej małą łzę, która szybko spłynęła po bladym policzku. Hełmie zrobiło się żal swej młodej chlebodawczyni: Vera była Zawsze dla niej dobra. Ale nie tylko w ich wzajemnych stosunkach, lecz także we wszystkim, co robiła, wykazywała się życzliwością i szlachet- nym sercem. Zaraz na początku, kiedy Helma zaczęła pracować w willi "Lnricich, Vera miewała niekiedy okresy złego nastroju. Ale one szybko ^jały, gdy tylko skoncentrowała się na jakimś konkretny m zajęciu. Jed- nak ostatnio Vera jakby ponownie, ale już zupełnie utraciła równowagę 73 duchową. Gdy konsula nie było w domu przeważnie siedziała po żona w myślach. W obecności Alberta albo siliła się na wesołość • specjalnie okazywała swoje rozdrażnienie. ' 1 Także dzisiaj Helma przyłapała Heinza i Verę, gdy wymieniali rrT dzy sobą znaczące spojrzenia. Dało to jej do myślenia i napełniło trosk Wciąż starała się przekonać samą siebie, że chodzi tu jedynie o niewj ny flirt. Jednak zachowanie tych dwojga w oczach Hełmy już dawm przestało być niewinne. Napięcie, jakie wyczuwała pomiędzy nimi, nie pokoiło ją i martwiło. Młoda dziewczyna czuła z tego powodu wielki! przygnębienie. Wydawało jej się, że nad domem Henricich zaciążyJ jakieś niebezpieczeństwo. A przecież ten dom stał się schronienieu także dla niej. Konsul również nie był już taki jak przedtem. Milczący przygaszony, patrzył czasami ze smutną miną na swą młodą żon?, Helma najchętniej zamknęłaby oczy i zatkała uszy, by nie być świadomą wszystkich tych niepokojących faktów. Ale z natury była bardzo wyczu- lona na stan ducha innych ludzi. Oprócz troski o tych, którym zawdzięczała obecnie w miarę spokoj- ne życie, dołączył także niepokój co do własnej, niepewnej przyszłości, Jeśli straci posadę z powodu jakiejś nieokreślonej bliżej katastrofj, będzie musiała znowu szukać miejsca u obcych ludzi i od nowa cierpieć upokorzenia i rozczarowania, których smak musi poznać każdy, kto sam zarabia na chleb. A z najgłębszych pokładów jej świadomości dotarła jeszcze jedna myśl: „Już nigdy nie zobaczyć Feliksa Althoffa? Całkowi- cie zniknąć z jego świata, zostać przez niego zapomnianą? To byłoby najgorsze w tym wszystkim". Obie damy ocknęły się z niewesołych rozmyślań, kiedy powóz zatrzymał się przed jubilerem, gdzie Vera miała oddać swoje perły. Ta sprawa została szybko załatwiona i w kilkanaście minut później Vera i Helma były już w willi. Zaledwie zdążyły się przebrać do obiadu, gdy w drzwiach dornf pojawił się kohsul. Helma poszła do jadalni, sprawdzić, czy wszystko już przygotowa- ne, a Henrici przywitał się tymczasem z żoną. Natychmiast zauważył. że znowu humor jej nie dopisuje, co ostatnio zdarzało się coraz częściej- Z jego ust wyrwało się ukradkowe westchnienie, na czole pojawiły si? zmarszczki. Mimo to spróbował nastroić ją nieco bardziej optymistycz- 74 Oria choć fardzo starała się nie okazywać swojego przygnębienia n'L wadzić z .Albertem luźną, beztroską rozmowę, nie mogła jednak go ' ^°\'ć Przy sto'e raz P° raz sP°gl3dał na JeJ piękną a zarazem smutną z W końcu zamilkł także i on. Na placu boju pozostała już tylko [Tima usiłująca bezskutecznie podsunąć im jakiś zajmujący temat. osfera stawała się nie do zniesienia. Zapadło milczenie. Cała trójka żuła się obco wobec siebie, wszyscy troje byli dziwnie skrępowani. I nagle, kiedy drzwi zamknęły się za służącym, który przyniósł pieczeń, z piersi Very dobył się zduszony szloch. Po jej policzkach po- płynęły wielkie łzy. Nie była w stanie się opanować. Musiała dać upust swojej rozpaczy, w przeciwnym razie wzbierający szloch rozerwałby jej płuca. Zerwała się z miejsca. Prawie równocześnie uczynił to samo Henrici. Chciał podbiec do niej, wziąć ją w ramiona i zapytać o przy- czynę bólu, ale ona w panice uciekając przed nim, wybiegła z pokoju. Henrici zatrzymał się w pół drogi i zastygł nieruchomo, wpatrując się w zatrzaśnięte z hukiem drzwi. Helma z przerażenia przestała jeść. Przez głowę przemknęło jej tylko, że jeszcze nigdy nie widziała ludzkiej twarzy podobnie udręczo- nej bólem, która by choć w małej części przypominała skamieniałe oblicze konsula. Ogarnęło ją głębokie współczucie dla tego poczciwego człowieka. Ale równocześnie bardzo martwiła się o Verę. Spuściła oczy, bojąc się nawet poruszyć. Gdybyż tak udało jej się wyjść niepostrzeże- nie, by nie zorientował się, że była świadkiem jego cierpienia! Henrici stopniowo wychodził z szoku. Otarł pot z czoła i jakby budząc się z koszmarnego snu, zwrócił się do Hełmy: — Moja żona zdaje się być dzisiaj szczególnie rozstrojona — za- uważył banalnie. — Czy tak było także przed południem? Helma nie odważyła się podnieść wzroku. — Nie, panie konsulu. Nic nie zauważyłam. Odzyskawszy charakterystyczny dla niego, energiczny ton pytał dalej: — Czy wyjeżdżałyście dzisiaj do miasta? — Tak... do jubilera. A potem... pani chciała kupić kilka kape- 'uszy i... Henrici zrobił krok w stronę Hełmy. — Pojechałyście więc do Althoffa? — spytał pozornie obojętnie. 75 Serce Hełmy zabiło mocniej pod wpływem narastającego przera? nią, albowiem wyczuła w jego głosie zakamuflowane napięcie. „Wieli/ nieba, to chyba moje ostatnie chwile w tym domu" — myślała, pra&n! zapaść się pod ziemię. — Tak, byłyśmy u Althoffa. — Aha, w takim razie wszystko jasne — musiała się trochę pr^ męczyć przy wyborze kapeluszy. Dla większości kobiet jest to zagadnie nie najwyższej rangi. — Henrici próbował obrócić cały incydent w żart Helma natychmiast to podchwyciła